20 września Thesis zagrało koncert w
gdańskim Wydziale Remontowym i promowało swoją najnowszą płytę
studyjną „Kres”, o której wkrótce napiszemy. Na chwilę przed
rozpoczęciem występów porozmawiałem z gitarzystą Jerzym Rajkow-Krzywickim,
wokalistą Kacprem Gugałą oraz co chyba rzadkie, z producentem
płyty Kacprem Kempistym o tym, co działo się z Thesis przez
ostatnie kilka lat, jak powstawał najnowszy krążek, o składance
„Untitled” i czemu warto mieć fajnego producenta...
Lupus: Cofnijmy się na chwilę trochę
w czasie. Rozmawialiśmy pięć lat temu, wtedy śpiewał jeszcze z
Wami Łukasz a koncert odbywał się w gdyńskim Bukszprycie, klubie
byłej już Akademii Morskiej [od 1 października 2018 roku uczelnia
fukcjonuje jako Uniwerstytet Morski – przyp.red]. Mówiliście
wówczas, że bardzo chcielibyście żeby Łukasz śpiewał po polsku
i chwilę później nastąpiła zmiana na stanowisku wokalisty i
przyszedł do Was Kacper Gugała. Jak doszło do tej zmiany i czy
Wasze marzenie zostało wreszcie spełnione tak, jak sobie to
zaplanowaliście?
Jerzy Rajkow-Krzywicki: Marzenie
zostało spełnione, bo jak dołączył do nas Kacper to kazaliśmy
mu śpiewać po polsku. Oczywiście nie jest tak, że go zmusiliśmy
tylko się odnośnie tego dogadaliśmy i on też uznał, że jest to
dobry pomysł. Natomiast powodem odejścia Łukasza wcale nie był
tak naprawdę nasz pomysł robienia tekstów po polsku tylko parę
innych rzeczy o których już nawet dokładnie nie pamiętam o co
poszło, bo to było jednak parę lat temu. To chyba były kwestie
interpersonalne, chciał się czymś innym zająć. Ja to się trochę
śmieję z takich rzeczy, bo zawsze jak ktoś odchodzi z zespołu to
mówię, że prędzej czy później odchodzi przeze mnie. Mamy taki
układ z Jankiem, że to on jest tym dobrym, a ja jestem tym złym i
potem jak ktoś odchodzi to mówi, że to moja wina. Więc może być
tak, że Łukasz odszedł trochę przeze mnie, za co przepraszam
nawet po tych pięciu latach, ale czasami tak to już po prostu bywa.
L: Od tego czasu udało Wam się wydać
dwie płyty studyjne - pierwszą płytę długogrającą zatytułowaną
„Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” oraz epkę, która poniekąd ją
uzupełnia pod tytułem „Płoń”...
J: I teraz już wyszła płyta „Kres”.
Siódmego września, więc w chwili gdy rozmawiamy – mamy 20
września – to już jest na rynku dokładnie dwa tygodnie. Więc,
tak w tym czasie wydaliśmy już trzy rzeczy. Najpierw napisaną
przez nas wszystkich i wyprodukowaną przeze mnie płytę „Z Dnia
Na Dzień Na Gorsze” i nagraną zresztą u mnie, w moim studio,
które już powoli zaczynam zamykać, bo już nie chce mi się go
prowadzić. Nie chce mi się go prowadzić, bo zamiast nagrywać
innych muzyków to wolę chodzić na spacery z córką – tak się w
ciągu pięciu lat jednak życie zmienia [śmiech]. Później
nagraliśmy, a właściwie wydaliśmy, epkę „Płoń”, która tak
naprawdę była odrzutami z sesji z „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze”,
które początkowo miały wyjść razem, ale nie zmieściły się nam
na winyla więc zostawiliśmy je, by następnie wydać w formie epki.
Ostatnio zaś, wyszedł „Kres”, który jest dla nas jako zespołu
płytą przełomową. To tak naprawdę pierwsza płyta, którą
pisaliśmy wspólnie razem z Kacprem w składzie, bo gdy dołączył
do nas podczas realizacji „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” to
dołączył już na takim etapie produkcji, że cała muzyka była
gotowa, a on musiał tylko napisać linie wokalne i teksty, które
wcześniej były już nawet nagrane przez Łukasza po angielsku,
ale... [dłuższe zamyślenie]
L: Nie pasowały do ostatecznej formy?
J: Znaczy nie, jak odszedł Łukasz to
stwierdziliśmy, że skaczemy na głęboką wodę i że chcemy z
Kacprem zrobić teksty po polsku. Wymazaliśmy wszystko i zaczęliśmy
od zera. „Kres”jest zatem pierwszą płytą, którą napisaliśmy
z Kacprem wspólnie gdzie miał w pełni dowolność artystyczną i
uczestniczył w procesie pisania kawałków, ale jest to też
pierwsza płyta, którą zrobiliśmy tak naprawdę z producentem,
obecnym zresztą tutaj i siedzącym obok mnie, Kacprem Kempistym. To
jest człowiek, którego poznałem przy okazji jego grania na gitarze
w takim zespole, którego chyba już nie ma, ale nigdy oficjalnie się
nie rozpadł, co nazywał się Forma i miał takiego koguta w logo.
Graliśmy kiedyś razem koncerty i kiedy moja córka była w drodze
to się do Kacpra odezwałem z prośbą, żeby mnie zastąpił na
koncertach jeszcze przy okazji płyty „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze”.
Całe szczęście się zgodził, bo jakby się nie zgodził to
chłopaki musieliby grać z puszką zamiast gitarzysty, a tak grali z
prawdziwym, dobrym i żywym gitarzystą, który też swoich smaczków,
niuansów, stylu do całego materiału dołożył i jak zaczęliśmy
pracować nad płytą „Kres” to nagraliśmy kilka kawałków,
mieliśmy chyba nawet jakieś mini-demo nagrywane gdzieś u Kacpra
Gugały na działce jak pojechaliśmy sobie tam na weekend i na setkę nagrywaliśmy nasze pomysły. Kompletnie jednak nie byliśmy z tego
zadowoleni, nie podobało się nam to twórczo, mieliśmy poczucie,
że jest to po prostu słabe. Dużo się wtedy odbyło różnych
dyskusji wewnętrznych i nie pamiętam kto na to wpadł, chyba ja zaproponowałem a później było to podtrzymane przez resztę
zespołu, ocenione jako fajny pomysł. Powiedziałem, że jak mamy taki
problem to może weźmy kogoś z zewnątrz, kogoś kto nam z nimi
pomoże, kto na nie spojrzy świeżym uchem – rzuci świeże ucho –
[śmiech] na te utwory. Tak się też stało. Wydawało nam się, że
jesteśmy z tą muzyką na tyle związani, że nie mamy do tego
materiału dystansu, z jednej strony wszystko jest fajne, a z drugiej
jednak nie. Nie potrafiliśmy się oddalić, uzyskać perspektywy do
tego, co napisaliśmy. Przyszedł Kacper, posłuchał kawałków i
stwierdził, że wszystko musimy skasować.
L: To jak to wszystko wyglądało to ze strony
producenta?
Kacper Kempisty: Mój pierwszy odruch
był taki, że jeśli mamy zrobić coś nowego to zróbmy to inaczej.
Najpierw zaproponowałem żeby przyjąć nowy system pracy, po to aby
uzyskać inną muzykę. Z początku byłem zwolennikiem stanowiska
żeby zacząć kompletnie od zera i stworzyć Thesis od nowa na
podstawie tego, co już chłopaki grają, ale w tym sensie żeby
stworzyć nową muzykę od tego dnia tak jakby wcześniej nic nie
było. Doświadczenia zostają, muzyki nie ma. Z czasem jednak
przekonałem się, że edycja pewnych numerów może je uratować i
zostaliśmy przy niektórych rzeczach, które już były
przygotowane, parę utworów powstało od zera i według tego nowego
systemu, chociaż to wynikło organicznie. Nie było takiej sytuacji,
że przychodzimy na próbę, a ja mówię „no dobra, to dziś
robimy tak”, bo nadal jesteśmy ludźmi, muzykami i nadal robimy to
jak chcemy i czujemy, a nie działamy jak w jakiejś firmie według
schematu. Trwało to chyba z rok...
J: To akurat było fajne. Wydaje mi
się, że na tym poziomie amatorszczyzny jaki my uprawiamy muzycznie
[śmiech] to jeszcze dosyć mało muzyków w Polsce korzysta z
takiego trybu pracy, że bierze sobie producenta muzycznego. Już
nawet nie na etapie nagrywania i bycia w studiu, ale na etapie
pisania, aranżowania. A my stwierdziliśmy, że nam to uratuje
świeżość tego nowego materiału. To się bardzo dobrze
sprawdziło. „Kres” jest jedyną płytą Thesis, przynajmniej dla
mnie, do której ja chętnie wracam. Podejrzewam, że ze dwóch
powodów. Po pierwsze dlatego, że została zrealizowana z producentem w postaci Kacpra, a po drugie bo nagraliśmy ją na
setkę. Sam proces nagrywania był dzięki temu bardzo szybki.
L: Słychać, że jest bardzo surowa...
J: Tak, dokładnie. Proces nagrywania
trwał trzy dni, może cztery. I było pozamiatane, wyszliśmy ze
studia po tych czterech dniach, podczas gdy „Z Dnia Na Dzień Na
Gorsze” robiliśmy jakieś osiem miesięcy. Różnica kolosalna.
KK: Ja założyłem, że najważniejszy
jest czas potrzebny na wymyślenie utworów i skonstruowanie
wypowiedzi, która później zostanie zarejestrowana jak
najprościej, jak najszybciej, również z tego powodu, że jest to
przede wszystkim muzyka przeznaczona do grania na żywo. Dla mnie
atutem zespołu Thesis było to, jak oni brzmią na żywo, jak grają
razem i to jest mocny punkt zespołu. Każdego tak naprawdę, ale w
Thesis od momentu jak ich poznałem to zawsze była obserwacja na
plus, że na żywo brzmi lepiej, gra lepiej. Chciałem w pełni
uchwycić tę energię, która wyzwala się między nimi, pośród
muzyków, którzy są ze sobą w kontakcie. Do tego dochodził
specyficzny zespołowy flow jeśli chodzi o muzykę. To w jaki sposób
chłopaki ze sobą groovili, jak się ze sobą to wszystko kleiło i
moim zdaniem nie było to możliwe do uzyskania środkami typowo
studyjnymi. Nie można było nagrać najpierw bębnów, potem basiku,
wokalu, a za trzy miesiące dopiero gitary. Nie miało to po prostu
sensu. Dla mnie istotne było to, żeby uchwycić zespół w tym tu i
teraz – fotografii zespołu dzisiaj. Cieszę się z tego, że to
się udało doprowadzić do końca, bo początki były takie, że
chłopaki nie byli do tego przekonani. Jerzy był moim adwokatem...
J: Trochę byłem. To ode mnie też wymagało dużo wysiłku. Po pierwsze jak się już wcześniej spędziło
tyle czasu na tym, by jednocześnie być osobą która napisała
kawałki i je aranżowała, produkowała, bo „Z Dnia Na Dzień Na
Gorsze” to całkowicie moja robota, to jest to cholernie trudne,
żeby potem wpuścić jakiegoś gościa jak on i najpierw mówi żeby
wszystko skasować, a najlepiej spotkać się nad Wisłą z gitarami
akustycznymi, otworzyć sobie po browarku i pograć piosenki. Podczas
gdy myśmy się spotykali, rozpisywali sobie struktury kawałków na
zasadzie prostokątów, notowaliśmy sobie to wcześniej na jakieś
kartce, a tu gościu mówi: „idźcie nad Wisłę!” Myślę sobie,
że mu odwaliło kompletnie! [śmiech] Potem jeszcze słuchał
jakiegoś naszego dema i mówił: „fajnie,to jest w tempie 120, ale
musicie to zagrać w tempie 180”. To wymaga bardzo dużego takiej
jakiejś pokory, odlepienia się od własnej twórczości i
powiedzenia sobie: „dobra spróbujmy”. To ten pierwszy krok.
Potem trzeba trochę negocjować, bo czasami też przesadzał, ale
finalnie to idzie wtedy wszystko do przodu.
L: Za chwilę wrócimy jeszcze do płyty
„Kres”. W międzyczasie wyszła też składanka „Untitled”,
na której znalazł się Wasz utwór „23:59”...
KK: To też moja robota! [śmiech]
L: Co możecie zatem powiedzieć
zarówno o składance – tak trochę ją zareklamować – jak i o
samym numerze? Pochodzi z tej samej sesji?
J: Nie, nie. Został nagrany specjalnie
na tę składankę. W ogóle jest to bardzo fajna inicjatywa, którą
bardzo mocno wspieramy i uważam, że jest świetnym pomysłem i mam
nadzieję, że dalej się będzie rozwijała. To był pomysł Szymona
Danisa i chłopaków z Thar Ai z tego co pamiętam, jeśli kogoś
pominąłem to serdecznie przepraszam, bo ja jestem kiepski w
pamiętaniu wszystkich ludzi, co kto robi. Ideą tego było to, żeby
wziąć zespoły które już trochę istnieją na scenie polskiej z
bardzo różnych gatunków, ale raczej gitarowych i rockowych.
Założenie było takie, żeby te zespoły zrobiły na nią
specjalne, dedykowane, premierowe kawałki, a nie jakieś tam odrzuty
z sesji, remiksy. To było bardzo fajnie poprowadzone, bo oni się
odpowiednio wcześniej z każdym z tych zespołów skontaktowali i
był cały brief, wytyczne według których było określone jakiego
dnia trzeba im wszystkie rzeczy dostarczyć. Bardzo profesjonalnie
pod kątem organizacyjnym i dzięki temu wyszła super składanka,
która graficznie się świetnie prezentuje i była dość mocno
promowana...
L: A przy tym jest bardzo jak na
składankę równa i spójna...
J: Zgadza się. Szymon to produkował i
robił dodatkowy mastering tym wszystkim kawałkom żeby to całe
wydawnictwo właśnie brzmiało spójnie. Generalnie można nie niej
posłuchać kilkunastu kawałków polskich zespołów w zupełnie
takich czasami niekojarzonych z nimi odsłonach. Choćby IdiotHead
jest bardzo nie IdiotHeadowy na tej płycie.
L: Prawda. Wróćmy zatem do płyty
„Kres”. Co się kryje za tym tytułem, czemu”Kres” i czy
wiąże się to jakoś z sytuacją na świecie?
J: Płyta nazywa się „Kres” bo
jeden z kawałków nosi taki tytuł. Chcieliśmy zagrać wieloma
znaczeniami tego słowa. Dla nas jest to płyta, która jest z jednej
strony przekroczeniem pewnej granicy, a z drugiej zakończenia
pewnego etapu istnienia Thesis. Jest kresem przesadnego komplikowania
muzyki, do zbytniego przywiązania do sztuki, którą robimy.
Chodziło też bardziej o wydarzenia historyczne, bo sam „Kres”
opowiada o wydarzeniach, które się na Kresach Polski wydarzyły
parędziesiąt lat temu o których najlepiej opowie Kacper. Też tak pomyślałem, że gdyby się zdarzyło że byśmy się mieli rozpaść
to też mamy fajny tytuł... [śmiech]
L: Tego akurat Wam nie życzę!
[śmiech]
J: Też sobie tego nie życzymy, ale w
życiu różnie bywa. Póki co skupiamy się na działaniach
promocyjnych „Kresu”. Wydaliśmy też pierwszego klipa który
sobie na youtubie wisi i można go oglądać, który jest do naszego
kawałka „Szum” i jeszcze mamy w zanadrzu dwa. Ale nie powiem
jakie...
L: Niespodzianka.
J: [śmiech] Nie, mogę powiedzieć. To
będzie premiera dla czytelników LupusUnleashed: będziemy mieli
jeszcze klipy do utworów „Wstyd” i do „Aż zabraknie słów”.
L: Bardzo nam miło! Czekamy
niecierpliwie! W takim razie to samo pytanie do Kacpra- czym jest
według Ciebie „Kres” i czemu akurat kres?
Kacper Gugała: Jeżeli chodzi o sam
tytuł, to szuakaliśmy nazwy, która będzie spajała różne
elementy tego, czego dotyczą teksty i może to być kres życia,
kres uzależnienia, może nyć kres cierpienia, ale jest też
piosenka, która dotyczy kresu jako regionu.
L: Rozumiem. W takim razie powiedz jak
przebiegała praca nad płytą z Twojej perspektywy, jako wokalisty i
twórcy tekstów, a także już pełnoprawnego członka zespołu?
KG: Jak przyszedłem to „Z Dnia Na
Dzień Na Gorsze” było już gotowe, ja tylko napisałem melodie,
nowe teksty i wtedy je nagraliśmy. W tym wypadku uczestniczyłem w
całym etapie tworzenia. Współpracowaliśmy też z producentem więc
to też była taka nietypowa dla nas sytuacja. Na próbach
ogrywaliśmy muzę, tam powstawały już pierwsze zalążki melodii i
tekstów, stopniowo, aż do momentu kiedy te teksty były przeze mnie
gdzieś tam w domu i skupieniu ostatnie poprawki przed nagraniem.
L: A z perspektywy wcześniejszych
Twoich płyt z Thesis – odczułeś tę współpracę jakoś
inaczej, w jakiś szczególny sposób?
KG: Uważam, że jesteśmy takim
zespołem, który w jakiś sposób wie już co robi i to najbardziej
widać po koncertach. Podobno idealnym przykładem są próby
dźwięku: jak przyjeżdżamy do klubu to każdy dokładnie wie jakie
jest jego miejsce, co ma robić i ogólnie rzecz biorąc uwijamy się
ze wszystkim w bardzo szybkim tempie. Dlatego bo koncercie ze
znoszeniem sprzętu też zajmujemy się bardzo szybko, jak ktoś nie
gra koncertów to nie wie, że trzeba to zrobić szybko, a my
potrafimy się w ciągu piętnastu minut posprzątać ze sceny. Nikt
nie zadaje głupich pytań, każdy jest zorganizowany. Tak samo to
wygląda u nas na próbie i przy tworzeniu muzyki. Każdy odpowiada
za swoją działkę i wspólnie rzucamy pomysłami, omawiamy rzeczy co
się udało, a co nie, co zagrało, a co nie zagrało. Z racji tego,
że mieliśmy producenta to mieliśmy w tym wypadku takie sesje
pozamuzyczne, poza salą prób,gdzie się spotykaliśmy żeby
porozmawiać o tej muzyce. O tym, że w którymś numerze czegoś
brakuje, albo Kacper porównywał wszystko do kwestii jedzeniowych.
Jego metafory były takie, że na przykład mówił nam w tym numerze
jest mięso, ale brakuje ziemniaków i musicie sobie z tym poradzić.
[śmiech] Sam proces powstawania numerów nie był długi, chyba że
liczyć ten pierwszy etap przy którym stwierdziliśmy, że nie do
końca nam to pasuje, nie ciśniemy w te rejony, które nam leżą. W
końcu wzięliśmy Kacpra i w ciągu kilku miesięcy zrobiliśmy nowy
materiał, przez sześć go ogrywaliśmy żeby wejść do studia i
nagrać go w całości na żywo.
L: Na koniec, tradycyjne pytanie, które
zadaję każdemu na zakończenie: czego Wam życzyć?
J: Spokoju i wytrwałości!
L: I niech tak będzie. Dzięki wielkie
za rozmowę.
J: Dziękujemy bardzo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz