poniedziałek, 8 października 2018

LUstro: Thesis - Było mięso, brakowało ziemniaków (wywiad)


20 września Thesis zagrało koncert w gdańskim Wydziale Remontowym i promowało swoją najnowszą płytę studyjną „Kres”, o której wkrótce napiszemy. Na chwilę przed rozpoczęciem występów porozmawiałem z gitarzystą Jerzym Rajkow-Krzywickim, wokalistą Kacprem Gugałą oraz co chyba rzadkie, z producentem płyty Kacprem Kempistym o tym, co działo się z Thesis przez ostatnie kilka lat, jak powstawał najnowszy krążek, o składance „Untitled” i czemu warto mieć fajnego producenta...

Lupus: Cofnijmy się na chwilę trochę w czasie. Rozmawialiśmy pięć lat temu, wtedy śpiewał jeszcze z Wami Łukasz a koncert odbywał się w gdyńskim Bukszprycie, klubie byłej już Akademii Morskiej [od 1 października 2018 roku uczelnia fukcjonuje jako Uniwerstytet Morski – przyp.red]. Mówiliście wówczas, że bardzo chcielibyście żeby Łukasz śpiewał po polsku i chwilę później nastąpiła zmiana na stanowisku wokalisty i przyszedł do Was Kacper Gugała. Jak doszło do tej zmiany i czy Wasze marzenie zostało wreszcie spełnione tak, jak sobie to zaplanowaliście?

Jerzy Rajkow-Krzywicki: Marzenie zostało spełnione, bo jak dołączył do nas Kacper to kazaliśmy mu śpiewać po polsku. Oczywiście nie jest tak, że go zmusiliśmy tylko się odnośnie tego dogadaliśmy i on też uznał, że jest to dobry pomysł. Natomiast powodem odejścia Łukasza wcale nie był tak naprawdę nasz pomysł robienia tekstów po polsku tylko parę innych rzeczy o których już nawet dokładnie nie pamiętam o co poszło, bo to było jednak parę lat temu. To chyba były kwestie interpersonalne, chciał się czymś innym zająć. Ja to się trochę śmieję z takich rzeczy, bo zawsze jak ktoś odchodzi z zespołu to mówię, że prędzej czy później odchodzi przeze mnie. Mamy taki układ z Jankiem, że to on jest tym dobrym, a ja jestem tym złym i potem jak ktoś odchodzi to mówi, że to moja wina. Więc może być tak, że Łukasz odszedł trochę przeze mnie, za co przepraszam nawet po tych pięciu latach, ale czasami tak to już po prostu bywa.

L: Od tego czasu udało Wam się wydać dwie płyty studyjne - pierwszą płytę długogrającą zatytułowaną „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” oraz epkę, która poniekąd ją uzupełnia pod tytułem „Płoń”...

J: I teraz już wyszła płyta „Kres”. Siódmego września, więc w chwili gdy rozmawiamy – mamy 20 września – to już jest na rynku dokładnie dwa tygodnie. Więc, tak w tym czasie wydaliśmy już trzy rzeczy. Najpierw napisaną przez nas wszystkich i wyprodukowaną przeze mnie płytę „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” i nagraną zresztą u mnie, w moim studio, które już powoli zaczynam zamykać, bo już nie chce mi się go prowadzić. Nie chce mi się go prowadzić, bo zamiast nagrywać innych muzyków to wolę chodzić na spacery z córką – tak się w ciągu pięciu lat jednak życie zmienia [śmiech]. Później nagraliśmy, a właściwie wydaliśmy, epkę „Płoń”, która tak naprawdę była odrzutami z sesji z „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze”, które początkowo miały wyjść razem, ale nie zmieściły się nam na winyla więc zostawiliśmy je, by następnie wydać w formie epki. Ostatnio zaś, wyszedł „Kres”, który jest dla nas jako zespołu płytą przełomową. To tak naprawdę pierwsza płyta, którą pisaliśmy wspólnie razem z Kacprem w składzie, bo gdy dołączył do nas podczas realizacji „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” to dołączył już na takim etapie produkcji, że cała muzyka była gotowa, a on musiał tylko napisać linie wokalne i teksty, które wcześniej były już nawet nagrane przez Łukasza po angielsku, ale... [dłuższe zamyślenie]

L: Nie pasowały do ostatecznej formy?

J: Znaczy nie, jak odszedł Łukasz to stwierdziliśmy, że skaczemy na głęboką wodę i że chcemy z Kacprem zrobić teksty po polsku. Wymazaliśmy wszystko i zaczęliśmy od zera. „Kres”jest zatem pierwszą płytą, którą napisaliśmy z Kacprem wspólnie gdzie miał w pełni dowolność artystyczną i uczestniczył w procesie pisania kawałków, ale jest to też pierwsza płyta, którą zrobiliśmy tak naprawdę z producentem, obecnym zresztą tutaj i siedzącym obok mnie, Kacprem Kempistym. To jest człowiek, którego poznałem przy okazji jego grania na gitarze w takim zespole, którego chyba już nie ma, ale nigdy oficjalnie się nie rozpadł, co nazywał się Forma i miał takiego koguta w logo. Graliśmy kiedyś razem koncerty i kiedy moja córka była w drodze to się do Kacpra odezwałem z prośbą, żeby mnie zastąpił na koncertach jeszcze przy okazji płyty „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze”. Całe szczęście się zgodził, bo jakby się nie zgodził to chłopaki musieliby grać z puszką zamiast gitarzysty, a tak grali z prawdziwym, dobrym i żywym gitarzystą, który też swoich smaczków, niuansów, stylu do całego materiału dołożył i jak zaczęliśmy pracować nad płytą „Kres” to nagraliśmy kilka kawałków, mieliśmy chyba nawet jakieś mini-demo nagrywane gdzieś u Kacpra Gugały na działce jak pojechaliśmy sobie tam na weekend i na setkę nagrywaliśmy nasze pomysły. Kompletnie jednak nie byliśmy z tego zadowoleni, nie podobało się nam to twórczo, mieliśmy poczucie, że jest to po prostu słabe. Dużo się wtedy odbyło różnych dyskusji wewnętrznych i nie pamiętam kto na to wpadł, chyba ja zaproponowałem a później było to podtrzymane przez resztę zespołu, ocenione jako fajny pomysł. Powiedziałem, że jak mamy taki problem to może weźmy kogoś z zewnątrz, kogoś kto nam z nimi pomoże, kto na nie spojrzy świeżym uchem – rzuci świeże ucho – [śmiech] na te utwory. Tak się też stało. Wydawało nam się, że jesteśmy z tą muzyką na tyle związani, że nie mamy do tego materiału dystansu, z jednej strony wszystko jest fajne, a z drugiej jednak nie. Nie potrafiliśmy się oddalić, uzyskać perspektywy do tego, co napisaliśmy. Przyszedł Kacper, posłuchał kawałków i stwierdził, że wszystko musimy skasować.

L: To jak to wszystko wyglądało to ze strony producenta?

Kacper Kempisty: Mój pierwszy odruch był taki, że jeśli mamy zrobić coś nowego to zróbmy to inaczej. Najpierw zaproponowałem żeby przyjąć nowy system pracy, po to aby uzyskać inną muzykę. Z początku byłem zwolennikiem stanowiska żeby zacząć kompletnie od zera i stworzyć Thesis od nowa na podstawie tego, co już chłopaki grają, ale w tym sensie żeby stworzyć nową muzykę od tego dnia tak jakby wcześniej nic nie było. Doświadczenia zostają, muzyki nie ma. Z czasem jednak przekonałem się, że edycja pewnych numerów może je uratować i zostaliśmy przy niektórych rzeczach, które już były przygotowane, parę utworów powstało od zera i według tego nowego systemu, chociaż to wynikło organicznie. Nie było takiej sytuacji, że przychodzimy na próbę, a ja mówię „no dobra, to dziś robimy tak”, bo nadal jesteśmy ludźmi, muzykami i nadal robimy to jak chcemy i czujemy, a nie działamy jak w jakiejś firmie według schematu. Trwało to chyba z rok...

J: To akurat było fajne. Wydaje mi się, że na tym poziomie amatorszczyzny jaki my uprawiamy muzycznie [śmiech] to jeszcze dosyć mało muzyków w Polsce korzysta z takiego trybu pracy, że bierze sobie producenta muzycznego. Już nawet nie na etapie nagrywania i bycia w studiu, ale na etapie pisania, aranżowania. A my stwierdziliśmy, że nam to uratuje świeżość tego nowego materiału. To się bardzo dobrze sprawdziło. „Kres” jest jedyną płytą Thesis, przynajmniej dla mnie, do której ja chętnie wracam. Podejrzewam, że ze dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że została zrealizowana z producentem w postaci Kacpra, a po drugie bo nagraliśmy ją na setkę. Sam proces nagrywania był dzięki temu bardzo szybki.

L: Słychać, że jest bardzo surowa...

J: Tak, dokładnie. Proces nagrywania trwał trzy dni, może cztery. I było pozamiatane, wyszliśmy ze studia po tych czterech dniach, podczas gdy „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” robiliśmy jakieś osiem miesięcy. Różnica kolosalna.

KK: Ja założyłem, że najważniejszy jest czas potrzebny na wymyślenie utworów i skonstruowanie wypowiedzi, która później zostanie zarejestrowana jak najprościej, jak najszybciej, również z tego powodu, że jest to przede wszystkim muzyka przeznaczona do grania na żywo. Dla mnie atutem zespołu Thesis było to, jak oni brzmią na żywo, jak grają razem i to jest mocny punkt zespołu. Każdego tak naprawdę, ale w Thesis od momentu jak ich poznałem to zawsze była obserwacja na plus, że na żywo brzmi lepiej, gra lepiej. Chciałem w pełni uchwycić tę energię, która wyzwala się między nimi, pośród muzyków, którzy są ze sobą w kontakcie. Do tego dochodził specyficzny zespołowy flow jeśli chodzi o muzykę. To w jaki sposób chłopaki ze sobą groovili, jak się ze sobą to wszystko kleiło i moim zdaniem nie było to możliwe do uzyskania środkami typowo studyjnymi. Nie można było nagrać najpierw bębnów, potem basiku, wokalu, a za trzy miesiące dopiero gitary. Nie miało to po prostu sensu. Dla mnie istotne było to, żeby uchwycić zespół w tym tu i teraz – fotografii zespołu dzisiaj. Cieszę się z tego, że to się udało doprowadzić do końca, bo początki były takie, że chłopaki nie byli do tego przekonani. Jerzy był moim adwokatem...

J: Trochę byłem. To ode mnie też wymagało dużo wysiłku. Po pierwsze jak się już wcześniej spędziło tyle czasu na tym, by jednocześnie być osobą która napisała kawałki i je aranżowała, produkowała, bo „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” to całkowicie moja robota, to jest to cholernie trudne, żeby potem wpuścić jakiegoś gościa jak on i najpierw mówi żeby wszystko skasować, a najlepiej spotkać się nad Wisłą z gitarami akustycznymi, otworzyć sobie po browarku i pograć piosenki. Podczas gdy myśmy się spotykali, rozpisywali sobie struktury kawałków na zasadzie prostokątów, notowaliśmy sobie to wcześniej na jakieś kartce, a tu gościu mówi: „idźcie nad Wisłę!” Myślę sobie, że mu odwaliło kompletnie! [śmiech] Potem jeszcze słuchał jakiegoś naszego dema i mówił: „fajnie,to jest w tempie 120, ale musicie to zagrać w tempie 180”. To wymaga bardzo dużego takiej jakiejś pokory, odlepienia się od własnej twórczości i powiedzenia sobie: „dobra spróbujmy”. To ten pierwszy krok. Potem trzeba trochę negocjować, bo czasami też przesadzał, ale finalnie to idzie wtedy wszystko do przodu.

L: Za chwilę wrócimy jeszcze do płyty „Kres”. W międzyczasie wyszła też składanka „Untitled”, na której znalazł się Wasz utwór „23:59”...

KK: To też moja robota! [śmiech]

L: Co możecie zatem powiedzieć zarówno o składance – tak trochę ją zareklamować – jak i o samym numerze? Pochodzi z tej samej sesji?

J: Nie, nie. Został nagrany specjalnie na tę składankę. W ogóle jest to bardzo fajna inicjatywa, którą bardzo mocno wspieramy i uważam, że jest świetnym pomysłem i mam nadzieję, że dalej się będzie rozwijała. To był pomysł Szymona Danisa i chłopaków z Thar Ai z tego co pamiętam, jeśli kogoś pominąłem to serdecznie przepraszam, bo ja jestem kiepski w pamiętaniu wszystkich ludzi, co kto robi. Ideą tego było to, żeby wziąć zespoły które już trochę istnieją na scenie polskiej z bardzo różnych gatunków, ale raczej gitarowych i rockowych. Założenie było takie, żeby te zespoły zrobiły na nią specjalne, dedykowane, premierowe kawałki, a nie jakieś tam odrzuty z sesji, remiksy. To było bardzo fajnie poprowadzone, bo oni się odpowiednio wcześniej z każdym z tych zespołów skontaktowali i był cały brief, wytyczne według których było określone jakiego dnia trzeba im wszystkie rzeczy dostarczyć. Bardzo profesjonalnie pod kątem organizacyjnym i dzięki temu wyszła super składanka, która graficznie się świetnie prezentuje i była dość mocno promowana...

L: A przy tym jest bardzo jak na składankę równa i spójna...

J: Zgadza się. Szymon to produkował i robił dodatkowy mastering tym wszystkim kawałkom żeby to całe wydawnictwo właśnie brzmiało spójnie. Generalnie można nie niej posłuchać kilkunastu kawałków polskich zespołów w zupełnie takich czasami niekojarzonych z nimi odsłonach. Choćby IdiotHead jest bardzo nie IdiotHeadowy na tej płycie.

L: Prawda. Wróćmy zatem do płyty „Kres”. Co się kryje za tym tytułem, czemu”Kres” i czy wiąże się to jakoś z sytuacją na świecie?

J: Płyta nazywa się „Kres” bo jeden z kawałków nosi taki tytuł. Chcieliśmy zagrać wieloma znaczeniami tego słowa. Dla nas jest to płyta, która jest z jednej strony przekroczeniem pewnej granicy, a z drugiej zakończenia pewnego etapu istnienia Thesis. Jest kresem przesadnego komplikowania muzyki, do zbytniego przywiązania do sztuki, którą robimy. Chodziło też bardziej o wydarzenia historyczne, bo sam „Kres” opowiada o wydarzeniach, które się na Kresach Polski wydarzyły parędziesiąt lat temu o których najlepiej opowie Kacper. Też tak pomyślałem, że gdyby się zdarzyło że byśmy się mieli rozpaść to też mamy fajny tytuł... [śmiech]

L: Tego akurat Wam nie życzę! [śmiech]

J: Też sobie tego nie życzymy, ale w życiu różnie bywa. Póki co skupiamy się na działaniach promocyjnych „Kresu”. Wydaliśmy też pierwszego klipa który sobie na youtubie wisi i można go oglądać, który jest do naszego kawałka „Szum” i jeszcze mamy w zanadrzu dwa. Ale nie powiem jakie...

L: Niespodzianka.

J: [śmiech] Nie, mogę powiedzieć. To będzie premiera dla czytelników LupusUnleashed: będziemy mieli jeszcze klipy do utworów „Wstyd” i do „Aż zabraknie słów”.

L: Bardzo nam miło! Czekamy niecierpliwie! W takim razie to samo pytanie do Kacpra- czym jest według Ciebie „Kres” i czemu akurat kres?


Kacper Gugała: Jeżeli chodzi o sam tytuł, to szuakaliśmy nazwy, która będzie spajała różne elementy tego, czego dotyczą teksty i może to być kres życia, kres uzależnienia, może nyć kres cierpienia, ale jest też piosenka, która dotyczy kresu jako regionu.

L: Rozumiem. W takim razie powiedz jak przebiegała praca nad płytą z Twojej perspektywy, jako wokalisty i twórcy tekstów, a także już pełnoprawnego członka zespołu?

KG: Jak przyszedłem to „Z Dnia Na Dzień Na Gorsze” było już gotowe, ja tylko napisałem melodie, nowe teksty i wtedy je nagraliśmy. W tym wypadku uczestniczyłem w całym etapie tworzenia. Współpracowaliśmy też z producentem więc to też była taka nietypowa dla nas sytuacja. Na próbach ogrywaliśmy muzę, tam powstawały już pierwsze zalążki melodii i tekstów, stopniowo, aż do momentu kiedy te teksty były przeze mnie gdzieś tam w domu i skupieniu ostatnie poprawki przed nagraniem.

L: A z perspektywy wcześniejszych Twoich płyt z Thesis – odczułeś tę współpracę jakoś inaczej, w jakiś szczególny sposób?

KG: Uważam, że jesteśmy takim zespołem, który w jakiś sposób wie już co robi i to najbardziej widać po koncertach. Podobno idealnym przykładem są próby dźwięku: jak przyjeżdżamy do klubu to każdy dokładnie wie jakie jest jego miejsce, co ma robić i ogólnie rzecz biorąc uwijamy się ze wszystkim w bardzo szybkim tempie. Dlatego bo koncercie ze znoszeniem sprzętu też zajmujemy się bardzo szybko, jak ktoś nie gra koncertów to nie wie, że trzeba to zrobić szybko, a my potrafimy się w ciągu piętnastu minut posprzątać ze sceny. Nikt nie zadaje głupich pytań, każdy jest zorganizowany. Tak samo to wygląda u nas na próbie i przy tworzeniu muzyki. Każdy odpowiada za swoją działkę i wspólnie rzucamy pomysłami, omawiamy rzeczy co się udało, a co nie, co zagrało, a co nie zagrało. Z racji tego, że mieliśmy producenta to mieliśmy w tym wypadku takie sesje pozamuzyczne, poza salą prób,gdzie się spotykaliśmy żeby porozmawiać o tej muzyce. O tym, że w którymś numerze czegoś brakuje, albo Kacper porównywał wszystko do kwestii jedzeniowych. Jego metafory były takie, że na przykład mówił nam w tym numerze jest mięso, ale brakuje ziemniaków i musicie sobie z tym poradzić. [śmiech] Sam proces powstawania numerów nie był długi, chyba że liczyć ten pierwszy etap przy którym stwierdziliśmy, że nie do końca nam to pasuje, nie ciśniemy w te rejony, które nam leżą. W końcu wzięliśmy Kacpra i w ciągu kilku miesięcy zrobiliśmy nowy materiał, przez sześć go ogrywaliśmy żeby wejść do studia i nagrać go w całości na żywo.

L: Na koniec, tradycyjne pytanie, które zadaję każdemu na zakończenie: czego Wam życzyć?


J: Spokoju i wytrwałości!

L: I niech tak będzie. Dzięki wielkie za rozmowę.

J: Dziękujemy bardzo!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz