czwartek, 24 sierpnia 2017

Djent Me IX: Aversions Crown, The Acacia Strain


Nie tylko na opisane w ósmej odsłonie wydawnictwa i grupy w tym roku zwrócić warto uwagę dlatego w dziewiątej odsłonie "Djent Me" spieszę z kolejną partią nisko strojonego grania. Aversions Crown pozmiatało mną równo na początku tego roku, The Acacia Strain zaś znów pokazuje klasę i że praktycznie w deathcore'owym graniu nie ma sobie równych...

1. Aversions Crown - Xenocide (2017)

Ta australijska formacja powstała w 2010 roku w Brisbane i zadebiutowała rok później albumem "Servitude". W trzy lata później premierę miał drugi krążek grupy "Tyrant", a na początku tego roku pojawił się trzeci. Choć nie jest to grupa wymieniana jednym tchem gdy myśli się o deathcorze, to może się pochwalić występami z Thy Art Is Murder, The Acacia Strain, Oceano czy All Shall Perish. Sprawdźmy co zaproponowali na "Xenocide".

Otwiera niepozorny, a zarazem monumentalny "Void" będący leniwą perkusyjno-gitarową introdukcją budującą napięcie i oryginalnie wprowadzając do potężnego uderzenia w "Prismatic Abyss". Jest bardzo szybko, drapieżnie, ale i bardzo melodyjnie. Zaskakuje też brzmienie, które jest bardzo jak na takie granie przejrzyste i klarowne - każda partia gitary jest słyszalna idealnie i wyraźnie, a całość uzupełnia mocna perkusja, charakteryzująca się jak na deathcore dość miękkim brzmieniem. Po nim wpada "The Soulles Acolyte", który jest jeszcze bardziej melodyjny od poprzednika, a przy tym jeszcze szybszy i dość bliski stylem klasycznemu death metalowi (zwłaszcza gdy mówimy o gitarowym tle i wyłączając ostry, nisko strojony riff pojawiający się na nim). Klimatyczny "Hybridization" to jeden z najciekawszych kawałków na płycie. Zaczyna się od znów niepozornie, a następnie wytacza ciężkie działa ostro ciętych riffów i mocnej perkusji.


Po nim pojawia się bardzo dobry "Erebus" mocno zakorzeniony w przebojowym metalcorze, dość lekki (co wcale nie oznacza łagodnego brzmienia) i doskonale wpadający w ucho. Ciężko, bardzo melodyjnie i pomysłowo jest także w świetnym "Ophiophagy" do którego aż chce się kiwać głową w rytm. Do tego black metalowe w duchu zwolnienie w środku utworu. Rewelacja. Następnym w kolejce jest "The Oracles Of Existence" który wyłania się z ciszy i po chwili mamy totalny i niezwykle miodny... rozpierdol. "Cynical Entity", które następuje po nim również wytacza się z przestrzeni powoli po czym uderza masywną perkusją i melodyjnym riffem. Równie udany jest "Stillborn Existence", który korzysta z tego samego patentu, ale jest odrobinę wolniejszy i bardziej duszny. Znakomicie wypada także "Cycles Of Haruspex" w którym ani na moment nie czuć zadyszki. Tu jest znów bardzo ciężko i bardzo melodyjnie - po prostu miodnie. Po nim czeka na nas jeszcze "Misery", który delikatnie flirtuje z elektroniką i ponownie jest odrobinę wolniej. Finał płyty, czyli kawałek "Odium" również należy do udanych i znów jest bardzo ciężko, duszno i wolno.

Aversions Crown ma bardzo interesujące brzmienie, nie stroni od bardzo chwytliwych melodii i potrafi trzymać w napięciu i potrafi zaskoczyć, słucha się go bardzo przyjemnie i nie ma się poczucia znudzenia i to mimo pięćdziesięciu minut. Nie jest to pozycja obowiązkowa, ale wielbiciele soczyście i porządnie granego deathcor'u na pewno będą zadowoleni. Ocena: 8/10


2. The Acacia Strain - Gravebloom (2017)

Przenosimy się do Ameryki skąd pochodzi The Acacia Strain, kapela której żadnemu wielbicielowi deathcore'u nie trzeba przedstawiać. Ta istniejąca od 2001 roku kapela kształtowała ten gatunek od jego początków i sama ewoluowała. Najnowszy album, który swoją premierę miał pod koniec czerwca jest ich ósmym pełnometrażowym wydawnictwem studyjnym, a w międzyczasie wydali jeszcze trzy epki, w tym znakomity split z Thy Art Is Murder oraz Fit For An Autopsy. Na "Gracebloom" udowadniają nie tylko swoją znakomita formę, ale także potwierdzają, że w gatunku nie mają sobie równych i jako nieliczna deathcore'owa kapela wciąż przesuwa granice i przeciera szlaki.

Kapitalny jest początek płyty gdy wita nas ciężki i bardzo surowy zarazem "Worthless". Po nim wskakuje świetny melodyjny "Plague Doctor", który zachwyca swoim ciężarem oraz bardzo czystą produkcją bowiem ta robi naprawdę znakomite wrażenie. Fantastyczny jest wybrany na singiel "Bitter Pill", od którego naprawdę można się uzależnić. Odrobinę wolniejszy od poprzednika, znów bardzo surowy i zawierający świetne, ostro cięte riffy, znakomite tempo i niezwykle przebojowy jak na gatunek szlif. Równie udany jest "Big Sleep" utrzymany w nieco wolniejszym i duszniejszym klimacie. Przyspieszenie następuje w utworze tytułowym, który dosłownie wżera się głowę i podobnie jak singlowy "Bitter Pill" nie chce z niej wyjść. Usypiaczem czujności zaczyna się "Abyssal Depths". Akustyczna gitara w deatchorze czy djencie naprawdę potrafi zaskoczyć i zszokować, ale to, co następuje po wstępie to jest po prostu miodzio - kolejna porcja rwanych, soczystych riffów, mocarnej perkusji i świetnego growlu Vincenta Bennetta, który wchodzi jak grom, bez przejść i budowania dodatkowego napięcia, by następnie urwać to i akustycznie zakończyć. A po nim kolejny ciężki, rewelacyjny kawałek zatytułowany "Model Citizen", który znów wżera się w głowę i dosłownie wgniata w fotel. W znakomitym "Calloused Mouth", który następuje po nim panowie nawet nie myślą o tym żeby zwolnić i ponownie uderzają z grubej rury, a nawet podkręcają nieco obroty. Podobnie jest w "Dark Harvest", w którym ciężar nie przytłacza, ale wgniata dokładnie tam, gdzie się znajdujecie. Fantastyczne jest w nim również duszne, niemal doomowe, mroczne zwolnienie na końcówce utworu. Tempo nie siada także w przedostatnim "Walled City", który jest istnym czołgiem, zwłaszcza w środkowej czerpiącej z drone metalu części. Miodzio. Rzadko się zdarza, by deathcore'owe kapele przygotowywały kawałki dłuższe niż pięć, sześć minut, ale panowie z The Accacia Strain nie boją się zaryzykować i na finał rzucają ponad dziewięciominutowym kolosem noszącym tytuł "Cold Gloom". Duszny, niemal doomowy klimat połączony z niskim strojeniem gitar robi tutaj piorunujące wrażenie. Rzadkością w deathcorze jest też soczysta solówka, którą można usłyszeć pod koniec numer, który przez cały czas trwania nawet na moment nie przyspiesza. Smakowite.

The Acacia Strain nie zawodzi, choć może nie jest to tak mocny materiał jak dwa poprzednie, czyli "Death Is The Only Mortal" czy "Coma Witch". Nie jest to też materiał tak porywający jak tegoroczne wydawnictwa Oceano czy Fit For An Autopsy, ale z całą pewnością wciąż mieszczący się ścisłej czołówce takiego grania, nie tylko z tego roku. To bardzo mocny i solidny album, który zainteresuje także tych, którzy dotąd nie spotkali się z ich twórczością, a nie mam wątpliwości, ze to jeden z tych zespołów parających sie deathcore'em, które po prostu wypada znać. Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz