Dziś już chyba trudno o kapelę z debiutem, który nie tylko bardzo dobrze brzmi, ale jest też naprawdę solidny. Warbell pochodzi z Jeleniej Góry, a w roku pieknistym wydał swój pierwszy krążek "Havoc". Z pośród wielu podobnych death metalowych kapel wyróżnia Warbell fakt, że za mikrofonem można usłyszeć wokalistkę, która growluje tak dobrze, że można przez całą płytę myśleć, nie spoglądając uprzednio do książeczki, że to musi być facet. Pozory mylą...
Płyta składa się z piętnastu numerów, z czego kilka z nich to instrumentalne przerywniki, o łącznym czasie nieco ponad pięćdziesięciu sześciu minut, co jak na debiut jest całkiem sporych rozmiarów debiutem. Na początek instrumentalny rozpędzający się lekko doomowy "The New Beginning", a bezpośrednio po nim dość surowy w brzmieniu, ale melodyjny "Berserk". Podobnie jest w "Reflecting Lies", który brzmieniem nie powala, ale wyraźnie słychać, że pod względem technicznym nie można Warbell absolutnie nic zarzucić. Bardzo melodyjna partia wita nas w "The Chosen One" gdzie coraz bardziej docenia się owe surowe brzmienie, nie ma w niej wysilonej przestrzeni jaką ostatnio wciska się do death metalu, unowocześniania i zbyt mocnego podkręconych gałek. Całość przypomina raczej zremasterowany materiał jakiejś niesłusznie zapomnianej kapeli, która pogrywała w garażu i szybko zniknęła. Mam jednak nadzieję, że taki los Warbella nie czeka. W utworze tytułowym wręcz można mieć wrażenie, że gdzieś w tle unoszą się klawisze, choć wcale nie mają takiego instrumentu w składzie. Bardzo dobrze wypada "Through the City of Darknes" gdzie uwagę zwracają nie tylko melodyjne zagrywki gitar, ale także bas, którego nie potraktowano po macoszemu, co na debiutanckich materiałach często jest zauważalne.
Na uwagę zasługuje także "Inner Fears", który za sprawą głównego riffu i szybkiego tempa nieźle wkręca się w głowę. Znakomicie wypada "Black Screenes' w którym przez chwilę można usłyszeć łagodny śpiew. Takich kontrastów w graniu Warbell przydałoby się więcej, bo growl choć bardzo sprawny nie jest specjalnie porywający. Rzecz w tym, że czasami razi tymi samymi liniami, pewną monotonnością, co jest właściwie jedynym zarzutem wobec płyty "Havoc". Instrumentalny przerywnik "Nerevar Rising" jest trochę niepotrzebny, bo przedłuża i tak długi materiał, ale melodyjnością i nieco cieplejszym nastrojem nieźle wprowadza w końcową część albumu. Tu także wyraźnie pobrzmiewają klawisze, choć może to kwestia sprawnego manipulowania efektami gitarowymi. Bardzo dobry jest następujący po nim numer zatytułowany "Fidelis". Tu znów kontrastują wokalami, gdzie obok growlu pojawia się łagodna partia, a także bardzo sprawną wspólną pracą gitar, gdzie bas w żadnym wypadku nie jest zagłuszany przez gitary. W "Breaking the Waves" i "Distanced" (skromna solówka, czyli rzecz o której ostatnio zapomina się nawet w melodyjnym death metalu nie grając ich wcale lub atakując milionem w ramach jednego kawałka) można już mieć poczucie pewnej monotonności materiału (może nawet wystąpić już wcześniej), ale nie jest to poważna wada. Bardzo dobrze wypadają dwa ostatnie utwory (nie licząc tutaj instrumentalnego outro). Potężny "Into Battle" jest utrzymany w marszowym klimacie przez co świetnie łączy się i stanowi niemal nierozerwalną całość z "Death March". Nie odstaje nawet melodyjne outro wybrzmiewające podobnymi zagrywkami jak te z pierwszego numeru.
Warbell nie odkrywa żadnych nowych ścieżek w takim graniu ani nie wyważa żadnych drzwi. Nie muszą tego robić, choć przydałoby się większe urozmaicenie materiału czy nawet następnym razem większe skondensowanie go w krótszą płytę. Niemal godzina przy melodyjnym death metalu to naprawdę dużo, zwłaszcza gdy mówimy o debiutantach, którzy mają się pokazać też tym, którzy nie słyszeli o nich wcześniej i nie mieli okazji widzieć ich na żywo.Nie jest to granie tak techniczne i ciężkie jak Decapitated, płyty na miarę tej grupy Warbell ma przed sobą, ale nie mam wątpliwości, że warto sięgnąć po ich debiut - jest to bowiem solidnie zrealizowana muzyka zarówno pod względem brzmienia i wykonania, ale także z dużym potencjałem. Ocena: 8/10
Na uwagę zasługuje także "Inner Fears", który za sprawą głównego riffu i szybkiego tempa nieźle wkręca się w głowę. Znakomicie wypada "Black Screenes' w którym przez chwilę można usłyszeć łagodny śpiew. Takich kontrastów w graniu Warbell przydałoby się więcej, bo growl choć bardzo sprawny nie jest specjalnie porywający. Rzecz w tym, że czasami razi tymi samymi liniami, pewną monotonnością, co jest właściwie jedynym zarzutem wobec płyty "Havoc". Instrumentalny przerywnik "Nerevar Rising" jest trochę niepotrzebny, bo przedłuża i tak długi materiał, ale melodyjnością i nieco cieplejszym nastrojem nieźle wprowadza w końcową część albumu. Tu także wyraźnie pobrzmiewają klawisze, choć może to kwestia sprawnego manipulowania efektami gitarowymi. Bardzo dobry jest następujący po nim numer zatytułowany "Fidelis". Tu znów kontrastują wokalami, gdzie obok growlu pojawia się łagodna partia, a także bardzo sprawną wspólną pracą gitar, gdzie bas w żadnym wypadku nie jest zagłuszany przez gitary. W "Breaking the Waves" i "Distanced" (skromna solówka, czyli rzecz o której ostatnio zapomina się nawet w melodyjnym death metalu nie grając ich wcale lub atakując milionem w ramach jednego kawałka) można już mieć poczucie pewnej monotonności materiału (może nawet wystąpić już wcześniej), ale nie jest to poważna wada. Bardzo dobrze wypadają dwa ostatnie utwory (nie licząc tutaj instrumentalnego outro). Potężny "Into Battle" jest utrzymany w marszowym klimacie przez co świetnie łączy się i stanowi niemal nierozerwalną całość z "Death March". Nie odstaje nawet melodyjne outro wybrzmiewające podobnymi zagrywkami jak te z pierwszego numeru.
Warbell nie odkrywa żadnych nowych ścieżek w takim graniu ani nie wyważa żadnych drzwi. Nie muszą tego robić, choć przydałoby się większe urozmaicenie materiału czy nawet następnym razem większe skondensowanie go w krótszą płytę. Niemal godzina przy melodyjnym death metalu to naprawdę dużo, zwłaszcza gdy mówimy o debiutantach, którzy mają się pokazać też tym, którzy nie słyszeli o nich wcześniej i nie mieli okazji widzieć ich na żywo.Nie jest to granie tak techniczne i ciężkie jak Decapitated, płyty na miarę tej grupy Warbell ma przed sobą, ale nie mam wątpliwości, że warto sięgnąć po ich debiut - jest to bowiem solidnie zrealizowana muzyka zarówno pod względem brzmienia i wykonania, ale także z dużym potencjałem. Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz