sobota, 14 lutego 2015

WNS Polski XV: With All Your Strength, Kinki, A.P.A.M.A.U

Z zaległymi jak z wyścigami Grand Prix - pięknie i trudno! Ale są też nowości na trasie!

Czas wyruszyć w podróż po Polsce i przysłuchać się kilku płyt z zeszłego roku, o których wcześniej się nie udało napisać, jak również odwiedzić starych znajomych wracających z nową płytą. Ponownie będzie też różnorodnie stylistycznie: nie zabraknie bowiem melodyjnego metalcore'u, death meatlu, gdyńskiego jazzu i alternatywnego grania od Apamau. Ruszamy!

1. With All Your Strength - Morning Light EP (2014)

Dwa lata temu pisałem o białostockim The Icebreakers. Tamten zespół już nie istnieje, a inna grupa chłopaków zwerbowała Macieja Rogowskiego (ze wspomnianego) i wydała debiutancką, bardzo ładnie wydaną, epkę. Czy lodołamacz pod zupełnie inną nazwą przełamie lody?

Wszystko wskazuje na to, że ma ku temu większe szanse niż poprzedni zespół, mimo faktu, że wcale nie grają wielce odkrywczej muzyki. To, co proponują to melodyjny metalcore z domieszką death metalu oraz progresywnymi dodatkami. Na szczęście zadbano też o oprawę graficzną i brzmienie - dzięki temu płyta jest bardzo przyjemna w odbiorze i zawiera kilka naprawdę niezłych pomysłów. Po krótkim klawiszowym usypiaczu czujności przywalają utworem tytułowym. Ciężkie, melodyjne riffy i sprawna, dość szybka ale stosunkowo miękko nagrana perkusja i... wokal Rogowskiego. Jestem pod wrażeniem jak się chłopak rozwinął, nie jest to może wybitny wokal, ale patrząc na fotę nie posądziłbym go o taki głos. Pozory mylą. Drugim jest nieco wolniejszy "Way", w którym także nie brakuje melodyjnych, ostrych riffów i chwytliwego brzmienia. Przede wszystkim elementy składowe zostały tutaj brzmieniowo zbalansowane, nic nie umyka i nie wybija się za bardzo, a wokal, co nie zawsze idzie w tych gatunkach w parze, naprawdę pasuje. Znakomicie wypada też "Pride", ale moim zdecydowanym faworytem jest "Neverending", do którego wpleciono nieco lżejszych fragmentów oraz klimatycznych zwolnień. W ostatnim, "Don't Waste Your Time" ponownie utwierdzą w przekonaniu, że nie zmarnują poświęconego im czasu. Jedynym poważnym mankamentem tej płyty jest jej długość - zdecydowanie chce się więcej! Może nawet dodałbym kilka kontrastujących czystych partii wokalnych, ale to już kwestia gustu. Pozostaje zatem zapętlić.

Zaskoczenie? To dobre określenie na tą krótką, ale intrygującą płytę. Gdyby pojawiła się odrobinę szybciej wskoczyłaby do podsumowań i do najlepszych debiutów EP, ale tak się nie stało. Mimo to jest to materiał, który zasługuje na uwagę i mam nadzieję będzie przepustką do pełnego albumu i szerszego zainteresowania tym zespołem w kraju. Nie wyważają żadnych drzwi, ale ich granie jest żywiołowe i pełne szczerych emocji. Z całej mocy - parafrazując nazwę zespołu - polecam. Zasługują nie tylko na pięć minut, ale na znacznie więcej i oby noc nad nimi nie zapadła zbyt szybko. Trzymamy kciuki! Ocena: 5/5


2. Kinki - Puchar Michałków/Fabryka żelków w Bojanie SP (2014)

Gdyński kwartet jazzowy atakuje ponownie, tym razem pod postacią singla z dwoma numerami.

Na początek "Puchar Michałków", który pojawił się w maju. Szybka, gęsta od dźwięków kompozycja sprawiająca wrażenie jakby została napisana do jakiegoś wyścigu, w którym rywalizują ze sobą same Michały. Duże i małe. Drugi z nich to "Fabryka żelków w Bojanie", który z kolei pojawił się pod koniec grudnia. Spokojniejszy, nieco dłuższy, ale i bardziej tajemniczy. Szalony naukowiec przeprowadza eksperymenty na żelkach. Nie tylko na kolorach, które zastosuje do ich wyrobu, nie tylko przy kształcie, ale i rozmiarach. Oby tylko żelki nie zasmakowały w ludziach, bo przestanie być tak wesoło.

Szkoda, że kolejne wydawnictwo Kinki jest tak krótkie, bo trwa niecałe dziewięć minut. To także bardziej uzupełnienie debiutanckiej epki, która też nie trwała zbyt długo, niż kolejny krok dla zespołu. Obie kompozycje są bardzo zgrabnie skomponowane i zagrane z dużą werwą, ale jednocześnie nie ma się już poczucia, że uczestniczy się w czymś ważnym. Po pierwszym zaskoczeniu "El Museo De Las Momias" spodziewałem się nie tyle dalszego ciągu, ale także rozwinięcia formuły. Na koncertach wypadają żywiołowo, ale mam nadzieję, że kolejne dłuższe wydawnictwo, zwłaszcza pełnometrażowe, będzie mniej zachowawcze i rozwiną się bardziej pomysły i formuły chłopaków. Póki co, to również projekt instrumentalny, ale sądzę, że ciekawym dodatkiem mógłby okazać się żeński, silny, stricte jazzowy wokal. Może to będzie ta oczekiwana zmiana? Ocena: 4/5



4. A.P.A.M.A.U - Nie mówimy nie EP (2015)


Przenosimy się do Wrocławia, gdzie czekają na nas wspomniani już starzy znajomi. Jeszcze w trzeszczącym opisywaliśmy ich epkę 'Don't Stop". Na najnowszej znalazły się cztery polskojęzyczne (!) utwory o łącznym czasie osiemnastu minut i siedemnastu sekund. Grafika przygotowana na potrzeby tej płytki nie wygląda zbyt atrakcyjnie, choć sama idea kolażu jest ciekawa. Nie będę się nad nią zastanawiać, przejdźmy od razu do muzycznej i brzmieniowej zawartości. Co zmieniło się w A.P.A.M.A.U w ciągu dwóch lat?

Płytkę otwiera utwór tytułowy. W nim jest dość lekko, choć wcale nie brakuje ostrych gitar i wpadającej w ucho melodii. Największa zmiana to polski tekst, który w interpretacji wcześniej śpiewającego po angielsku Fabianowicza wypada jeszcze zadziorniej. Niezły jest też drugi kawałek zatytułowany "Nowe 1", który wokalnie niebezpiecznie zbliża się do maniery Roguckiego, choć wcale nie próbuje się go kopiować. Podejmowany w tekście temat "szaleńczego pędu" i "problemów  z gazet wziętych" też był wielokrotnie już poruszany, ale nie czepiajmy się zbytnio oryginalności, jeśli całości słucha się przyjemnie. "Więcej" trzeci utwór na najnowszej epce Wrocławian jest bodaj najciekawszym. Lekki, bujający, może nawet lekko bluesowy. Znakomicie wypada też wokal Fabianowicza, który nieco teatralnie podkreśla szorstkość swojego głosu. Ostatni w kolejce to "Mur", to mój drugi faworyt. W nim, zwłaszcza we fragmencie instrumentalnym, słychać dobrą pracę sekcji rytmicznej i mocny, rockowy pazur zespołu.

Najnowsza epka jest równie udana jak debiutancka "Don't Stop", ale zanim na dobre się rozkręci to już jest koniec płyty. Ponownie dopracowano brzmienie, a Fabianowicz śpiewając po polsku wypada nawet lepiej niż gdy śpiewał po angielsku. Jednakże, podczas słuchania tej epki towarzyszyło mi silne uczucie deja vu i nie musiałem szukać daleko. Nie tak dawno temu opisywaliśmy pełną płytę grupy Portland Rum Riot "53 Minuty do Wschodu". Gdyby zasłonić nazwy - można by się pomylić. Z drugiej strony to także przemawia na plus A.P.A.M.A.U - po polsku można śpiewać i jednocześnie grać w interesujący sposób. Liczę, że tak jak nie skończyło się na pierwszej epce, tak samo nie skończy się na drugiej i nie będziemy musieli długo czekać na pełnometrażowy krążek Wrocławian. Ocena: 4/5 Cała epka do posłuchania na Spotify zespołu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz