Northern Plague A.D 2015 |
Lupus: Kiedy ostatnio
rozmawialiśmy byliście jeszcze przed wydaniem debiutanckiego albumu
„Manifesto”, który wyszedł na początku ubiegłego roku. Powiedzcie jakie
recenzje zbierał i zbiera Wasz debiutancki pełnometrażowy materiał?
Damyen: Mówi się, że z wiekiem
czas szybciej mija i coś w tym musi być, bo jeszcze bardzo wiele chcemy zrobić
w związku z promocją tego krążka, a to już ponad rok od premiery. Recenzji jest
naprawdę dużo, płyta szeroko wypłynęła poza granicę naszego kraju, co jest
sukcesem samym w sobie. Przeważają recenzje pozytywne, bardzo pozytywne,
znajdzie się też kilka „perełek”, gdzie muzyka, która znajduje się na krążku
minęła się z gustem recenzenta (ciężko trafić we wszystkie gusta niestety...).
Zresztą filozofia stojąca za tym krążkiem była taka, by ten album był „NASZ” aż
do bólu. Nasze pomysły, nasze inspiracje, nasza wizja, bez celowania w
konkretnego słuchacza. Tylko w taki sposób mogliśmy być szczerzy w tym co
robimy.
L: Zakładając, że wciąż są
osoby, które o Was nie słyszały, ale chciałyby się Northern Plague
zainteresować - opowiedzcie krótko o
zawartości „Manifesto” – o warstwie tekstowej, brzmieniu i grafice.
D: „Manifesto” było pod wieloma
względami czystą kartą. „Blizzard of the North” był pierwszym krokiem, wiele
osób mogło by powiedzieć, że to był ten prawdziwy debiut. Jednak chwilę po wydaniu EP-ki zmienił się
skład, zmieniła się nieco koncepcja działania. Zespół zaczął dużo występować,
uczyliśmy się jak wygląda i działa scena muzyczna i rynek jako taki.
Wiedzieliśmy, że pierwsza „pełnometrażowa” płyta jest tym materiałem, do
którego każde przyszłe nagranie będzie porównywane. Zrobiliśmy co w naszej
mocy, by ta płyta pod każdym względem była nagrana najlepiej jak potrafiliśmy.
Brzmienie w wielu przypadkach
jest tym, co definiuje album. Chcieliśmy, by było masywnie, ciężko, ale też
selektywnie. Dziś wiele produkcji jest zbyt „wygłaskana”, brzmi
„plastikowo”. Gdy siedziałem z Arkiem
„Maltą” Malczewskim nad miksem bębnów,
chcieliśmy uniknąć wszelkiej sztuczności w brzmieniu. Tak samo
mikro-niestroje przy gitarach, jakieś delikatne nierówności, takie szczegóły,
które normalnie byłyby usuwane, celowo zostawialiśmy, by płyta zabrzmiała jak
najbardziej „ludzko”. Większość materiału z tej płyty gramy na żywo, więc nie
chcieliśmy w studiu robić czegoś, czego na scenie nie będziemy technicznie w
stanie powtórzyć. Teksty na „Manifesto” to domena
Fen'a i biegną niejako dwutorowo. Z jednej strony masz wizję człowieka, który
obserwuje otaczający świat, pełen konfliktów na tle rasowym, religijnym,
politycznym... Świat, w którym ideologie
i systemy stworzone przez człowieka obracają się przeciwko niemu. Z drugiej strony jest to emanacja siły, nasz
manifest jako zespołu. O to jesteśmy i idziemy po swoje.
Okładka to dzieło artysty Łukasza
Radziszewskiego, który połączył nasze pomysły z własną interpretacją tekstów i
muzyki. Myślę, że sprawdza się doskonale. Jest integralną częścią całości. Jest
wyrazista, ostra, z przekazem. Można by
powiedzieć, że stanowi preambułę naszego Manifestu.
L: Na szczególną uwagę
zasługuje świetne brzmienie perkusji, które dodaje całemu materiałowi dużej
mocy i tworzy gęstą atmosferę. Jak powstawało nowe brzmienie i co było
inspiracją dla jego intensyfikacji?
D: Dość ważne było to, że w momencie
gdy wchodziliśmy do studia, pomysł na brzmienie jakie chciałem uzyskać, był już
gotowy. Mocno, akustycznie, szorstko, bez niepotrzebnego upiększania. Malta
szybko podłapał pomysł i wymienialiśmy się różnymi ideami: jakie naciągi
użyjemy, jakich mikrofonów, ustawianie tych mikrofonów... Postanowiliśmy
ukręcić jak najlepsze brzmienie na zestawie, zanim w ogóle zaczęliśmy nagrywać.
Dzięki temu słyszymy prawdziwe bębny przy pracy, a nie komputerowe próbki.
L: Zmieniła się też Wasza
stylistyka – teraz gracie jak to określacie modern death metal, a wcześniej
było u Was więcej black metalu. Czy była to naturalna ewolucja czy może
postanowiliście przedefiniować swój styl pod wpływem chwili? Jak bardzo w
Waszym odczuciu zmieniła się Wasza muzyka w stosunku do epki „Blizzard of the
North”.
D: Była to stopniowa ewolucja.
Wiesz, tak naprawdę tego typu łatki nie pasują do naszej muzyki, bo puryści by
mogli się sprzeczać, że więcej jest elementów takiej, a nie innej odmiany
metalu. Moim zdaniem ludzie niepotrzebnie próbują wszystko szufladkować. My
łączymy ze sobą pomysły, które według nas stworzą ciekawą całość, a czy to
bardziej pasuje w black metalu, czy death metalu czy czegokolwiek innego - to
jest tak naprawdę podrzędna sprawa. Gramy muzykę ekstremalną. Powiedziałbym że
„Manifesto” jest jednocześnie bardziej death metalową płytą niż „Blizzard...”,
a z drugiej strony też bardziej „blackową”. Jest brutalniejsza, jest szybsza,
jest bardziej przemyślana, co często cechuje death metal, ale ma też bardziej
upiorny klimat, ma bogatsze instrumentarium, w tle grają trąby, smyki,
wykorzystujemy sample, cyfrowo zniekształcane wokale - elementy, które częściej
widuje się w black metalu. Wokal Fena też się zmienił, jest dużo bardziej
„blackowy”. Ta płyta wyprzedziła w moim odczuciu „Blizzard of the North” w
każdym możliwym kierunku.
L: Ostatnio zaszła u Was
zmiana na stanowisku basisty - Ghorakha bowiem zastąpił Svach. Co się stało z
Ghorakhem i kim jest Svach? Jak wpłynęło to na zmianę brzmienia, a może wcale
nie wpłynęło?
D: W pewnym momencie widać, że
zespół zaczyna być czymś więcej niż hobby i sprawą pomiędzy studiami, wyjściem
do pubu i spotkaniem z rodziną. W pewnym momencie, gdy przekroczysz jakiś pułap
i chcesz się dalej rozwijać, zespół zaczyna być strasznie czasochłonnym
„stworem”. Całkowicie naturalne jest, że czasami priorytety w życiu się
zmieniają i tak też było w tym przypadku. Ghorakh uprzedził nas, że chce się
wycofać i pomagał nam, gdy go potrzebowaliśmy, zanim znaleźliśmy zastępce. Z żadnej ze stron nie ma mowy o jakimś żalu,
czy negatywnych odczuciach, świetnie się dogadujemy i za wszystko co wniósł do
zespołu jesteśmy mu wdzięczni. Svach był
basistą jednego z supportujących nas zespołów na trasie Baptizing Europe in
Blood w 2013, jak również koncertów „Live Manifesto” w 2014. Początkowo plan
był taki, że udzielałby się u nas sesyjnie, byśmy mogli wywiązać się z planów
koncertowych do momentu, gdy znajdziemy stałego zastępcę. Los jednak chciał, że
sprawy potoczyły się inaczej i to Svach dołączył do stałego składu.
L: Lada moment wyruszycie w
dwie duże międzynarodowe trasy. Na początku skupmy się na pierwszej z nich,
czyli na Rites Over Europe. Z kim na
niej zagracie, co to za zespoły i ile koncertów jest planowane?
D: Jest to europejska trasa
brazylijskiego zespołu Unearthly, z którym mieliśmy przyjemność dzielić już
scenę w 2013 roku w Polsce. Podczas tamtej trasy były zasiane pierwsze ziarna,
by pojechać na wspólną europejską trasę i oto półtora roku później - jedziemy.
Cała trasa trwa 31 koncertów, z czego 16 koncertów w Polsce i Europie Zachodniej będziemy mieli
przyjemność grać jako direct support.
L: Po zaledwie dwudniowej
przerwie, 16 marca rozpoczynacie jej dalszy ciąg, a mianowicie Tau World Tour.
To samo pytanie: z kim zagracie, co to za zespoły i ile koncertów jest
planowane?
D: Niestety o 2 dniach przerwy
moglibyśmy tylko pomarzyć. 14 marca gramy ostatni koncert z Unearthly i 15
marca poświęcamy na podróż z południa Polski do Rumunii. Tym razem będziemy
wspierać legendę black metalu – Negura Bunget. Trasa jest absolutnie ogromna i
będzie z pewnością ogromnym wyzwaniem dla nas jako zespołu i ludzi. Odwiedzimy
16 krajów i zagramy około 50 koncertów. Szaleństwo. Tym bardziej, że
przejedziemy od miejsc takich jak Rumunia, Serbia, Bośnia, przez Polskę,
Czechy, po Francję, Hiszpanię, Wielką Brytanię. Będzie to też z pewnością
świetna przygoda i szansa, by poznać wiele historycznych miejsc. Jesteśmy najbardziej „stałym” supportem na
tej trasie, a poza nami takim „regularnym” punktem na tej trasie będzie
rumuński zespół Grimegod. Reszta supportów gra raczej regionalnie, jak np. w
Polce zespół Lacrima.
L: Po raz pierwszy będziecie
uczestniczyli w tak dużym przedsięwzięciu koncertowym. Opowiedz jak doszło do
współpracy z tymi grupami i do zorganizowania dwóch dużych tras?
D: Nasza znajomość z Unearthly
sięga roku 2011, kiedy to w białostockim studiu HERTZ nagrywali swoją
poprzednią płytę „ Flagellum Dei”. Muzycy z Brazylii pojawili się wtedy na
naszym premierowym koncercie dla „Blizzard of the North”, który był
jednocześnie moim pierwszym występem z NP. Od tamtego czasu jesteśmy w dobrym
kontakcie i było to raczej nieuniknione, że pewnego dnia pojedziemy razem w
trasę. Jak już mówiłem, najpierw odbyła się trasa „Baptizing Europe in Blood” w
2013 roku, gdzie graliśmy na wszystkich polskich koncertach. Ruszyliśmy w tą
trasę miesiąc po opuszczeniu studia, gdy jeszcze trwały pracę nad miksem
„Manifesto”. Pokazaliśmy kilka wczesnych
nagrań ze studia i które spodobały się muzykom Unearthly. Po kilku wspólnych
występach zaczął się temat wspólnej międzynarodowej trasy. Plan zakładał, by
zrobić to gdy oba zespoły wydadzą nowe albumy. Jak widać, plan udało się
zrealizować i za 2 tygodnie od tego momentu, ruszymy wspólnie podbijać Europę
(śmiech).
Co do trasy z Negura Bunget -
absolutnie ukłon należy się szefowi wytwórni Folter Records. Joerg Schroeder
wyszedł z propozycją do Negury Bunget, by wysłać nas jako support na
zdecydowaną większość ich europejskiego tournée. Dla nas jest to ważny sygnał,
że wytwórnia mocno wierzy w nas i w
materiał, który pod swoim szyldem wydała.
L: Na obu trasach będziecie
promować materiał z „Manifesto”. Czy oprócz tego dla fanów przygotowujecie
jakieś niespodzianki – starszy materiał, a może zupełnie nowy, który jeszcze
nie został wydany?
D: Playlista jest dość długa,
ponieważ na obie trasy mamy około 40-minutowe sety. Przy 3 miesiącach i ponad
65 koncertach, granie tych samych utworów byłoby dość monotonne, dlatego
przygotowaliśmy kilka kawałków, które słuchaczom zza granicy będą zupełnie
obce, ponieważ nie były wydane. Będziemy też czasami wymieniać niektóre utwory
z obu wydawnictw. W zanadrzu są też 2 covery. Łącznie mamy ponad godzinę
muzyki, co daje pewną plastyczność przy układaniu 40-minutowego występu.
L: Obie trasy zamkną się w
czasie niemal czterech miesięcy, to mnóstwo czasu. Czy związku z tym planujecie
realizację wydawnictwa koncertowego, filmu dokumentującego koncert lub wybrane
koncerty?
D: Jeżeli odliczymy 2 dni lutego,
to tak naprawdę są to 3 miesiące. Tak, zaplanowaliśmy coś szczególnego z okazji
tej trasy. Pomysł już jest w trakcie realizacji i będzie pewnego rodzaju
podsumowaniem naszej dotychczasowej działalności. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale będzie to
materiał warty sprawdzenia.
L: Jakieś obawy przed taką trasą,
czy może jesteście pełni energii do działania i odsuwacie na bok wszelkie
czarne myśli?
D: Przygotowania trwały od
dłuższego czasu. Osoba grająca sporadyczne koncerty w swoim regionie, czy nawet
krajowe trasy, nie spodziewa się, jak dużo rzeczy trzeba „ogarnąć” przed tak
potężną wyprawą. Zapoznawanie się z przepisami obowiązujących we wszystkich
krajach, ogarnięcie logistyki... Jest dużo problemów i spraw, które na poziomie
trasy w jednym kraju nie mają znaczenia i dopiero przy tej skali przedsięwzięcia
stają się naprawdę istotne. Wydaje się, że wszystko będzie zapięte na ostatni
guzik w momencie wyjazdu, więc staramy
się zachować zimną krew.
L: Jakie macie plany po
zakończeniu trasy? Dłuższy urlop, czy może idąc za ciosem już przygotowujecie
trzecią część i zamierzacie wybrać się do Stanów?
D: Nie ma takiej opcji, byśmy
odpuścili. Obecnie plan wygląda tak, że po powrocie dajemy sobie chwilkę
oddechu, ale jeszcze w czerwcu ogłosimy jesienne plany koncertowe. Latem mamy
kilka festiwali i koncertów do zagrania. W międzyczasie będziemy pracować nad
nową muzyką.
L: Macie już jakiś nowy
materiał? Jeśli tak, kiedy można się spodziewać drugiej płyty? Jeśli nie, czy
macie już jakieś pomysły, co miałoby się znaleźć/w którą stronę byście chcieli
pójść na kolejnym krążku?
D: Są pojedyncze pomysły, jeden –
dwa „utwory”, które są tylko szkieletem, na którym będziemy bazować podczas
późniejszej pracy nad materiałem. Temat kolejnej płyty został już poruszony w
zespole, jest w miarę spójna wizja tego, w jakim kierunku chcemy iść. Niewątpliwym wyzwaniem jest to, żeby pod
kątem muzycznym, pod kątem brzmienia i produkcji, była to płyta lepsza niż
„Manifesto”. Poprzeczkę postawiliśmy sobie wysoko. Druga płyta będzie inna,
koncepcja tego, jaki efekt byśmy chcieli uzyskać już się wyklarowała. Z pewnością nie pokusimy się o „Manifesto 2”.
Każde kolejne wydawnictwo ma mieć swój charakter i to jest niekwestionowany
cel. Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że nowy album pojawi się nie wcześniej
niż wiosną 2016, możliwe, że później.
L:
Kończąc: Czego Wam życzyć i co chcecie dodać od siebie?
D: Owocnych podbojów. Wytrwałości. Dzięki Lupus za wsparcie i wywiad, a czytelników
zapraszamy na koncerty.
L:
I tego Wam życzę. Dzięki za wywiad i być może do zobaczenia na trasie!
Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz