czwartek, 12 lutego 2015

Snake Thursday - Iter (2014)



Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz

Szczerze mówiąc, było mi bardzo ciężko zabrać się za pisanie recenzji "Iter". Na pierwszy rzut oka i ucha, brzmi to wszystko zachęcająco – przynajmniej dla mnie powinno tak brzmieć: rock’n’rollowy stoner albo stonerowy rock’n’roll prosto z Poznania? Okładka z zawieszonym w przestrzeni, lewitującym kosmonautą albo Robocopem? Całkiem nieźle. Jednak po obcowaniu z tym albumem, czuję się wstrząśnięta i zmieszana - jednocześnie...

Snake Thursday czyli poznańskie trio, pod koniec roku 2014 wydali swój debiutancki album zatytułowany "Iter". Spędziłam z nim bardzo dużo czasu, jednak uważam, że nie znam tej płyty. To jest bardzo dziwaczna kompozycja. Moje odczucia co do niej nie są ani pozytywne, ani negatywne, ani obojętne. Jako osoba lubująca się w stonerowych brzmieniach, czuję się zmieszana. Jako osoba czująca rock’n’rolla we krwi, czuję się wstrząśnięta. Jednocześnie też nikomu nie dam powiedzieć, że ten album jest zły. To jest po prostu wężowy czwartek. Zacznijmy jednak od początku. Okładka na pewno jest jedną z mocnych stron "Itera". Nie jest jakaś bardzo wyrazista, ale wbija się w pamięć. Stonowana – fioletowo – niebiesko - pomarańczowo - żółta kolorystyka kojarzy mi się z kosmosem, może z barwą zorz polarnych, z andromedą. Odbiorca odnajdzie na niej coś na podobieństwo planet, galaktycznych chmur, kosmicznych kwiatów i lewitujących astronautów, którzy wyglądają jak roboty. Nie staram się jej zrozumieć. Może to jest nawet niewskazane.

Wokal. Panowie zastosowali nieprzeciętny zabieg wycofania wokalu gdzieś do tyłu. Tu na pierwszym planie jest brud. Później mamy gitary, perkusja i gdzieś tam dopiero w tle słychać wokal. Czy to pomaga czy przeszkadza? Zastosowanie niecodzienne i uważam dość odważne. Jednak koniec końców trzeba przyznać, że spójnie to wszystko wyszło. Chociaż w innej stylistyce, innym aranżu nie zdałoby egzaminu. Wokal jest też tą rock’n’rollową częścią płyty. Czasami jednak żałowałam, że jest tak słabo słyszalny. Jeżeli chodzi o stronę brzmieniowo muzyczną – jest bardzo brudna. Wyciągnięta jest chyba maksymalna surowość i zaaranżowano to najbardziej garażowo jak tylko można sobie to wyobrazić. W dobie profesjonalnych studiów nagraniowych i mody na oczyszczanie dźwięku, można uznać to za odważne posunięcie. Jednocześnie w dobie buntu przeciw sterylności brzmienia, wyciąganiu naturalności dźwięku taka dawka szumów, chrobotania, trzeszczenia jest mało smaczna. 

Doskonale rozumiem, że jest to powrót do korzeni, że to hołd oddany pierwszym stoner i rock’n’rollowym zespołom i muzykom. Wszystko jednak musi być zrobione z umiarem. Technicznie, cały album, rzeczywiście jest dobrze zrobiony, nie ma tu miejsca na żadną amatorkę. Problem polega na tym, że mnie nie porwał. I tutaj też, nie śmiem twierdzić, że jest nudny czy monotonny. Po prostu jak dla mnie, mimo wszystkiego co się tam dzieje – za mało odkrywczy. Brak na nim momentów zapadających w pamięć, za mało mocy, energii, a za dużo brudu, który być może to wszystko przykrył. Gitara chwilami wydaje się być za ciężką. Reasumując, do "Itera" na pewno jeszcze wrócę. Nie zimą jednak, a pewnego letniego, piaszczystego, skwarnego popołudnia. Może wtedy inaczej zasmakuje mi ta brudna surowość. Ocena: 6/10 


[Mam podobne odczucia co Lady Stoner, choć sam oceniłbym album na 7/10. Za taką oceną dodatkowo punktuje iście Lemowska okładka. - red. nacz.]

Cały album można przesłuchać (jak również zakupić) na bandcamp Snake Thursday

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz