I tym razem nie jest to żadna okładka, a bardzo działająca na wyobraźnię kolorowa grafika... |
Jeszcze jedna porcja płyt pięknych od okładki, aż po zawartość muzyczną. Odnoszę dziwne wrażenie, że takie płyty, które samą grafiką potrafią oczarować, często przechodzą zupełnie bez echa. Istnieją, ale trochę z boku, niezauważenie i jakby w oderwaniu od rzeczywistości i świadomości zwykłych śmiertelnych słuchaczy. I tym razem nie będziemy na takie niezwykłe albumy obojętni...
1. Brave Black Sea - Fragments (2014)
Historia tej formacji sięga lat 90, jednak dopiero rok 2014 przyniósł pierwszą płytę. W jej skład wchodzą muzycy takich grup jak Queens of Stone age, Kyuss czy Slo Burn, co działa równie hipnotyzująco, co prosta, niezwykle ascetyczna, a przy tym genialna okładka. Na "Fragments" znalazło się zaś dziesięć kompozycji, które są połączeniem vintage'owego brzmienia z osiągnięciami współczesnego rocka alternatywnego. To, co można zaś usłyszec na tym krążku to mieszanka grunge, stoner, nowoczesnego alternatywnego rocka i dalekie echa bluesa oraz hard rocka z lat 70. Znakomite są tutaj rozwiązania zastosowane w "Bandana Republic" czy przebojowym "This Is This", który dosłownie podrywa do tańca. Zresztą, nie ma tu miejsca na złe utwory. To kompletnie niezauważona, a naprawdę warta uwagi to płyta. Nie ma na niej nic nowego, ale wiele zespołów może tylko marzyć o takich wydawnictwach.
2. Brain Pyramid - Chasma Hideout (2014)
Znów stoner z dużą ilością retro grania zakorzenionego gdzieś w Sabbathowym brzmieniu. Tym razem z Francji. Wybuchające supernowe, statki kosmiczne i asteroidy w iście komiksowym sosie rozpalają wyobraźnię i zachęcają do puszczenia płyty. A w niej wita nas wstęp z Creedence Clearwater Revival , po czym wznosimy się na orbitę okołoziemską. Brudne, surowe brzmienie z gęstym basem, fuzzem i mieszanym tempem od ciężkich zagrywek, poprzez bluesowe wiatry, aż po rozbudowane doomowo-space'owe pasaże. Ten z ostatniego, finałowego, tytułowego utworu po prostu wgniata w fotel. Warto poznać razem z debiutanckim "Magic Carpet Ride" z zeszłego roku, który jest równie intensywny.
3. The Grand Astoria - La Belle Epoque (2014)
Następny przystanek to Rosja, Sankt Petersburg. Piąty album The Grand Astoria również intryguje fantastyczną okładką i równie wciągającą mieszanką stylistyczną, gdzie miesza się psychodela, punk rock, heavy metal i pikantny sos retro. Granie w polo gdzieś w oceanie w towarzystwie ryb, dwóch atrakcyjnych pań ze staromodnymi hełmami do nurkowania i tajemniczego dżentelmena z jelenią (?) czaszką zamiast głowy (będącym stałym elementem okładek tej grupy). Jest skoczny, radiowy przebój ""Henry's Got A Gun", psychodeliczno-folkowy "The Answer", tytułowy w lekkim trochę kołysankowym klimacie i fantastycznym pulsującym finałem. Po nim kawał stonera najlepszej próby w "Gravity Bong" oraz absolutna perełka, czternastominutowa, rozbudowana suita "Serpent and The Garden of Eden". Jest też "Lison Fuzzborn", w którym także sporo się dzieje i miniaturka pod wiele mówiącym tytułem "Charming". Wcześniejsze płyty nie mają tak genialnych okładek (choć intrygujące są te z singli i z epek), ale naprawdę warto zagrać z nimi partyjkę polo na dnie oceanu i poznać ich granie w całości.
4. Trioscape - Digital Dream Sequence (2014)
Zmiana klimatów. Czas na odrobinę muzyki z pogranicza jazzu, fusion i rocka, wypracowanej przez Weather Report, Milesa Davisa czy The Mahavishnu Orchestra. Pod minimalistyczną, fraktalową okładką kryje się drugi album trzyosobowej formacji. W latach 70 taką muzykę tworzyły wieloosobowe składy i właśnie fakt, że tylko trzy osoby tworzą tego typu dźwięki wzbudza jeszcze większy podziw. A muzyka zawarta na tej płycie jest niesamowita, wielowarstwowa i nieprzenikniona. Jednocześnie, wszystko co można tu usłyszeć było długo przed nimi, ale jakże magicznie jest to zrobione i zmieszane z solidnym współczesnym brzmieniem. Mruczący bas, genialny prowadzony saksofon tenorowy, pogłosy i masa świetnych pomysłów. Można słuchać godzinami i nie będzie się znudzonym. Można godzinami wpatrywać się w tą okładkę i wyobrażać, że czerwone i niebieskie linie pulsują w rytm. Mistrzostwo świata i bez cienia wątpliwości jedna z najciekawszych płyt tego roku.
5. The Order of The Solar Temple - The Order of The Solar Temple (2014)
Blue Öyster Cult swój ostatni, czternasty album studyjny zatytułowany "Curse of the Hidden Mirror" wydał trzynaście lat temu i raczej nie zanosi się na to, byśmy kiedykolwiek usłyszeli jego następcę. Na szczęście, na fali retro metalowych zespołów pojawiła się też grupa, która mocno inspiruje się wspomnianą legendą - The Order of the Solar Temple. Do Ostryg dorzucono Pagan Altat, Mercyful Fate, Paula Chaina oraz kilka innych przypraw rodem z końcówki lat 70 (nawet w postaci wczesnego Iron Maiden) i szczyptę okultyzmu. To, co proponują jest zaś naprawdę smakowite: klimatyczna grafika na okładce przywodząca trochę na myśl "Baśnie z tysiąca i jednej nocy" lub "Rękopis znaleziony w Saragossie", a do tego świeże, bardzo dobre brzmienie i wciągające granie. Pośród opisanych w tej odsłonie "Fetyszy" absolutna perełka i koplania przebojów, którą trzeba znać i jedna z najciekawszych płyt tego roku. (cały album)
Ciąg dalszy (na pewno) nastąpi...
Te wszystkie okładki są tak rózne od siebie, że aż ciężko pojąc, że podobają się jednej osobie ;)
OdpowiedzUsuńA jednak :)
Usuń