Jeszcze w lutym tego roku perspektywa zobaczenia Dream Theater w Gdyni wydawała się tylko nierealnym marzeniem. Jednak marzenia się spełniają i w ramach obecnej trasy Along for the Ride przyjechali do Polski po raz drugi, właśnie do Gdyni. Noc warta zapamiętania? Zdecydowanie tak!
Zaskoczenia nie było, Dream Theater wyszło o czasie i równo trzy godziny później skończyli. Zaskoczeniem nie była też setlista, ta była identyczna jak ta w Katowicach i jak podczas pozostałych koncertów trasy. Za Portnoya coś takiego byłoby nie do pomyślenia, ale skoro nie ma go już w zespole postawiono na taki sam skład utworów jak wcześniej. Oczywiście, nie można powiedzieć, że był to zły zestaw, bo był dobrany naprawdę świetnie i intensywnie, choć naturalnie można ponarzekać, że zabrakło utworów, które można by pośpiewać razem z LaBriem czy po prostu bardziej rozpoznawalnych.
Tak więc zaraz po "False Awakening Suite" podczas której wyświetlona została animacja ze wszystkimi dotychczasowymi okładkami zabrzmiał "The Enemy Inside". Potężne wejście i jeszcze większy impet niż na najnowszym albumie. Po nim "The Shaterred Fortress", jedyny reprezentant "Black Clouds & Silver Linnings", następnie znakomita wersja "On the Back of the Angels" z "A Dramatic Turn Of Events", następnie ponownie wrócili do "Dream Theater", z której zabrzmiał "The Looking Glass". Jedynym reprezentantem niesłusznie niedocenianego albumu "Falling Into Infinity", a mianowicie "Trial Of Tears" fantastycznie kontynuowali, a następnie znów wórcili do najnowszego albumu, z którego zagrali fenomenalny "Enigma Machine" z kapitalną rysunkową oprawą, w której zespół niczym w starych grach platformowych przebija się przez fortecę, forsuje zamki, walczy ze smokiem i szuka diamentu z Majesty Logo. Po nim zagrali "Along for the Ride" i na koniec pierwszego aktu "Breaking All Illusions" z "ADTOE".
Piętnastominutowa przerwa była pretekstem do puszczenia serii filmików związanych z zespołem. Złożyły się nań różne trybuty składane przez fanów, dowcipne scenki ze studia nagraniowego, a nawet parodie reklam: pojawiały się tutaj figurki Jordana Rudessa, Jamesa LaBriego czy Johna Petrucciego, wybielacz do plam (?) Mike'a Manginiego oraz mięciutki plasterek na palec idealny do gry na fortepianie, w której to wykorzystano fragmenty koncertu Chopina z dwunastoletnim Rudessem w roli głównej. Gdy ponownie, pojawili się na scenie, zagrali całą drugą połowę obchodzącej w tym roku dwudziestolecie płyty "Awake". Nie zabrakło zatem "The Mirror", "Lie", "Lifting Shadows of the Dream", "Scarred", a nawet przejmującego "Space-Dye Vest". Po nim wrócili ponownie do najnowszego albumu i zagrali prawie całą suitę "Illumination Theory". Tutaj się pożegnali, ale oczywiste było, że to nie był jeszcze koniec. Po kilku minutach, wrócili ponownie i zagrali jeszcze cztery utwory z obchodzącej w tym roku piętnastolecie "Scenes from the Memory: Metropolis Pt. II". Usłyszeliśmy zatem "Overture 1928" (na ekranie cofnęliśmy się w czasie do tego roku), a następnie "Strange Déjà vu", fantastyczny "The Dance Of the Eternity" i na sam koniec "Finally Free".
Na ekranie cały czas pojawiały się najróżniejszego typu wizualizacje, od różnych struktur geometrycznych, aż po filmowe sekwencje będące rozwinięciem obrazów z najnowszej płyty (na przykład sceny z żółtą taksówką z firmy Majesty Taxi o rejestracji DT1985) czy zwielokrotnienia obrazu poszczególnych muzyków, tak że można było ich obserwować jednocześnie na ekranie i na scenie. Dopracowane były też sekwencje świetlne, które często wiązały się z tym, co pojawiało się na ekranie. Nie zabrakło popisów klawiszowych Jordana Rudessa, który nie tylko obracał się ze swoim sprzętem, ale także grał na keyboardzie przewieszonym przez ramię, krótkiej perkusyjnej solówki Mike'a Manginiego, stoickiego spokoju Myunga oraz posągowego Petrucciego, którzy cały czas czarowali swoją niesamowitą grą na gitarach. W znakomitej formie był też James LaBrie, który bardzo dobrze sprawdzał się też w roli frontmana, którym został po odejściu Portnoya z zespołu. Dopisało także mocne i potężne brzmienie, które jak na warunki notabene obiektu sportowego, było naprawdę porządne oraz frekwencja: płyta była wypełniona po brzegi, a miejsca siedzące zapełnione niemal w całości.
Był to mój pierwszy koncert Dream Theater, zespołu który nie przestaje mnie zachwycać i który naprawdę kocham całym sercem. Cieszę się, że kolejne niemożliwe marzenie się spełniło, że miałem szansę zobaczyć ich na żywo w moim mieście, mieć ich niemal na wyciągnięcie ręki i po prostu doskonale się bawić. Nie zagrali może utworów, które najchętniej bym usłyszał, ale muszę przyznać, że zaprezentowany zestaw był intensywny i fantastycznie stopniował napięcie. Dream Theater bez cienia wątpliwości jest zespołem wielkim, absolutnie fenomenalnym i wspaniałym, a ten koncert z całą pewnością będę wspominał jeszcze długo. Kto wie, może dopisze mi szczęście i na kolejny koncert Bogów wybiorę się nawet do stolicy albo do Katowic?
Zdjęcia własne (więcej zdjęć na naszym facebooku: pod tym linkiem)
Z tego powodu ubolewam, że nie pracuję w Trójmieście przez sezon wakacyjny...
OdpowiedzUsuńUdany koncert daje kopa na długo :) cieszę się, że udało Ci się spełnic swoje marzenie :)
OdpowiedzUsuń