piątek, 4 lipca 2014

Divines - So Love Remains EP (2014)


Tak jak są różne oblicza miłości, tak samo są różne oblicza muzyki. Lubię czasem posłuchać czegoś zupełnie innego niż zwykle. Pozbawionego gitar, a jednocześnie niedaleko uciekającego od rocka jako takiego. Jednym z takich projektów jest warszawski electro popowy Divines, który 2 lipca wydał swoją najnowszą epkę "So Love Remains" nad którą objęliśmy patronat...

Podobnie jak na debiutanckiej epce z grudnia roku trzeszczącego zatytułowanej "Minor Crimes" duet Divines, czyli Piotr Uaziuk i Lulu de Varsovie, zamieścili trzy utwory utrzymane w lekkim i chłodnym elektronicznym szlifie, o pulsujących i melodyjnych dodatkach. Całość brzmiała jak by została wyjęta z lat 80, gdzieś z dawno zapomnianych zakamarków disco albo new romantic. Najnowszy, kontynuuje te elementy, ale całość brzmi jeszcze ciekawiej. Pierwszym utworem na najnowszej epce jest znakomity singlowy "LUV", który brzmi trochę jakby był wyjęty z płyt Duran Duran. Spowija go tajemnica, tęsknota. Warstwy fantastycznie się na siebie nakładają, przechodzą jedna w drugą, pulsuje i przeszywa na wskroś niczym strzały, które w świetnym, bardzo klimatycznym teledysku (czy też raczej filmowej etiudzie) wystrzela młody chłopak polujący na swoją wybrankę. Dwa pozostałe numery to kolejno, "Sun" i "Sway".

"Sun" także jest wolny, lekki, ale wciąż niepokojąco pulsujący. Elektronika nie jest tutaj denerwującym tłem, a pełnoprawnym instrumentarium, które składa się na bardzo przyjemną niemal taneczną mieszankę (co zresztą można było zaobserwować w równie znakomitym teledysku do utworu "Warsaw, what you've done to me" z pierwszej epki). Zarówno tło, sampler perkusyjny jak i melodyjne wstawki, piski i pulsacje składają się w świeżą i wciągającą całość. "Sway" również utrzymany jest w takich brzmieniach: pulsujących, ale jednocześnie w chłodnych, melancholijnych barwach. Całość może wręcz kojarzyć się z niepokojącym klimatem "Miasteczka Twin Peaks" Lyncha i odnoszę nawet wrażenie, że w pewnym stopniu twórczość Divines wypływa ze znakomitego (uwielbianego i znienawidzonego jednocześnie przeze mnie) soundtracku Lyncha i Badalamentiego. Jednocześnie brzmi to trochę tak jakby za Duran Duran zabrali się muzycy Bauhaus, choć wcale nie znajdziemy tu odniesień do rocka gotyckiego.

Materiał jest bardzo krótki, powiedziałbym nawet, że za krótki, ale za to bardzo wciągający i świeży. Nie przeszkadza mi w nim nawet brak języka polskiego czy bardziej rozbudowanych, dłuższych kawałków. Divines jest projektem nie tylko muzycznym, ale także w pełni przemyślanym projektem artystycznym. Wysmakowane stylistycznie teledyski do poszczególnych numerów, starannie przygotowane dźwięki, które nie drażnią nachalnością bitów czy wstawkami ze znanych utworów, z własnym pomysłem i wrażliwością, którą można by obdarować wielu młodych twórców, nie tylko spod znaku szeroko pojętej muzyki elektronicznej. Warszawski duet nigdy pewnie nie zdobędzie popularności na jaką zasługuje, ale nie mam wątpliwości, że naprawdę warto się przyjrzeć i przysłuchać temu, co mają do przekazania. Potencjał jest w niej naprawdę spory i mam nadzieję, że prędzej czy później ktoś się na nich pozna, a także że niedługo wydadzą jakiś dłuższy materiał, do którego stworzą równie intrygującą oprawę filmową, jak do "LUV", który z miejsca przypadł mi do gustu. Ocena: 4,5/5


Epkę "So Love Remains" można posłuchać na bandcampie Divines. LupusUnleashed objęło wydawnictwo patronatem medialnym.

1 komentarz:

  1. Faktycznie troche przypomina Duran Duran i w ogóle utwory "z tamtych czasów" :)

    OdpowiedzUsuń