Shadowsight to chyba jeden z najbardziej lubianych metalowych zespołów w Trójmieście. Ponownie reaktywowany przez Michała Marcinkowskiego, który obok Łukasza Szczepańskiego jest jedynym stałym członkiem tej grupy, ponownie dał czadu w Uchu. Tym razem w towarzystwie intrygującej, debiutującej kapeli Tesla Gun, a także znanych i równie lubianych grup Savant i Hectic...
Na plakacie widnieje jeszcze znany i świetnie prezentujący się na żywo Driller, jednak tego wieczoru zespół się nie zaprezentował z powodu nagłej choroby. Zamiast pięciu zespołów, zagrały więc cztery, po trochę przydługiej, ale planowanej obsuwie. W kilka minut po 19 zaczął grać Tesla Gun, będący nowym zespołem Marcina Korpasa, który zaniechawszy Stealera zastąpił Tomka Bessera wracającym do wokalu w znakomitej zresztą formie Oskarem Charutą i ponownie łącząc szyki z basistą Michałem Geratowskim i wieloletnim perkusistą z poprzednich składów, Tomkiem Peteckim. Jednakże nowy zespół nie jest kolejnym hard rockowym projektem patrzącym w lata 70 i 80. Tym razem Korpas i spółka sięgnęli po mieszankę brzmień spod znaku Drowning Pool łączonej z groove metalem, grindcore'em i tak zwanym metalem alternatywnym. Tak naprawdę trudno ich sklasyfikować i nie ma to też najmniejszego sensu - w ich muzyce jest wszystko i wychodzi im to spójnie i intrygująco. Jak sami mówili, ten koncert był raczej czymś w rodzaju próby. Nawet jeśli uznać to za żywą próbę zespołu, to na pewno zapowiadającego się ciekawie. Jeśli tylko dopracują swój wizerunek sceniczny (kitle, maseczki i steampunkowe dodatki), podciągną ten "imidż" pod swoją muzykę i poprawią logo na coś ciekawszego, to przypuszczam, że Korpasowi w końcu uda się sporo namieszać na trójmiejskiej scenie. Czas pokaże, a ten koncert oceniam na dobry.
Drugim zespołem, który zagrał na tym koncercie, był Savant. Jeden z tych, których nie trzeba nikomu w Trójmieście przedstawiać. Słychać jak rozwijają się i cały czas poprawiają swoje brzmienie i stylistykę, coraz mocniej zbliżając się do death metalu progresywnego tworząc długie, zróżnicowane i gęste kompozycje. Jeśli tylko bardziej wzbogacić wokale i podarować sobie naprawdę suche przemówienia to jest szansa na petardę, co zresztą słychać było już dwa lata temu podczas II Ucha Cieśli. Szkoda, że od tamtego czasu nie zdążyli się chłopaki wybić bardziej, potencjał i pomysł bowiem jest, a nie sposób odnieść wrażenia, że jakby trochę się marnował.
Shadowsight zagrał jako trzeci i nie mam co do tego wątpliwości, że nowy skład to najmocniejsza odsłona tej grupy. Znane wszystkim doskonale utwory, takie jak "Marco Polo", "Where The Eagles Fly", "Nemsis", "Gaze of the Vampire" w odświeżonej formule fantastycznie łączyły się z nowymi utworami, jak choćby "Beyond the Seven Seas". W ramach coveru zagrali "Breaking the Law" Judas Priest i choć do ideału było daleko, na pewno była to udana wersja. Nowy perkusista, Jacek Serwatko, znany z Hateseed tchnął w tą grupę nowe życie i miejmy nadzieję, że tym razem zagrzeją miejsca na trójmiejskiej scenie muzycznej na dłużej niż ostatnio. Nie mam co się rozpisywać, w odnowionym Uchu odnowiony Shadowsight po prostu dał czadu.
Na koniec zaprezentował się Hectic. Grupa, która w swojej twórczości łączy melodyjny death metal i metalcore niedawno zarejestrowała debiutancki album "Exist to Burn". Nie jestem pewien czy słyszałem ich wcześniej, ale muszę przyznać, że to, co usłyszałem było naprawdę mocne. Na pewno nie odkrywcze, ale na pewno z własnym charakterem i pomysłem, niezupełnie zapatrzone w ślepe kopiowanie Killswitch Engage, Parkway Drive (zagrali nawet cover tej grupy) czy All That Remains. Do tego zespołu na pewno jeszcze wrócę, nie tylko recenzją ich albumu, ale także z chęcią ponownie zobaczę ich na żywo. Mam też nadzieję, że zostaną zauważeni i na tak zwanym podwórkowym graniu się nie skończy.
Pod względem brzmieniowym i także w kontekście doboru grup był to koncert udany. Nie zawiódł Shadowsight, który jak wspomniałem jeszcze nigdy nie był w tak dobrej formie. Na pewno zaintrygował debiutujący Tesla Gun i niemal dosłownie zmiótł Hectic. Mankamentem tego koncertu była tylko wyjątkowo marna frekwencja - kwestia pogody, zapomnienia czy zwykłego olania ciekawych lokalnych zespołów metalowych? Nie do mnie należy ocenianie tego problemu, ale przypuszczam, że Ci którzy byli, a zwłaszcza Ci, którzy zostali do końca bawili się dobrze. Oby kolejne tego typu koncerty zebrały większą publiczność, bo do prawie pustej sali najbardziej smutno gra się przede wszystkim muzykom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz