Napisała: Karolina Andrzejewska (The Superunknown)
Dwadzieścia lat po wydaniu „Nevermind” Nirvany, „Ten” Pearl Jam i „Badmotorfinger” Soundgarden na amerykańskim rynku pojawiła się książka będąca hołdem złożonym jednemu z najważniejszych gatunków w historii muzyki – grunge’u. „Wszyscy kochają nasze miasto. Historia grunge’u z pierwszej ręki” to niemalże encyklopedia tamtych czasów, dokumentująca początki i analizująca rozwój tego wyjątkowego muzycznego nurtu. Na grunt polski kultową pozycję autorstwa Marka Yarma sprowadziła jej tłumaczka - Joanna Bogusławska. W 2019 roku publikacja ukazała się nakładem Wydawnictwa Kagra.
Joasia jakiś czas temu odezwała się do mnie i po krótkiej korespondencji doszłyśmy wspólnie do wniosku, że książce Yarma należy się zdecydowanie większy rozgłos i bardziej rozbudowana promocja. To niewiarygodne, że pozycja, która w tak wyjątkowy sposób prezentuje niezwykle istotny wycinek historii muzyki w Polsce przeszła prawie niezauważona. A przecież dla miłośnika grunge’u, fana lat 90-tych to pozycja, którą przeczyta z wypiekami na twarzy. Nie ma tu bowiem żadnych zbędnych ozdobników, a o wydarzeniach sprzed lat opowiadają sami zainteresowani – muzycy, producenci, menadżerowie, którzy w tamtych czasach tworzyli w Seattle muzyczną scenę tego miasta. Pomimo nietypowej formy snucia opowieści kolejne rozdziały czyta się z zaintrygowaniem i wręcz czeka na te przełomowe momenty, o których wiemy, że stały się udziałem lwiej części wspominanych tu kapel. W każdej historii znajdziemy sporo nieznanych smaczków, a przedstawienie tych samych faktów z różnych punktów widzenia jedynie przydaje publikacji wiarygodności. Ach, i jeszcze zaskoczenie - o Nirvanie zaczyna być głośno chyba dopiero w okolicy 120 strony. A po drodze trafimy choćby na anegdotę o tym dlaczego Chris Cornell podczas wczesnych koncertów Soundgarden z taką łatwością i tak ochoczo rozdzierał na sobie koszulki, czy o tym jak członkowie Alice in Chains spędzali czas w trasie promującej płytę „Dirt”. Będzie też o początkach Sub Pop, powstaniu Mad Season czy trudnej relacji miłosnej Andy’ego Wooda z Xaną La Fuente.
Jeśli nie czytaliście książki to nie zdradzę jakie wydarzenie opisane jest w niej jako ostatnie. Powiem tylko, że dla mnie jest to symboliczny koniec grandżu, jakim go znaliśmy i rozumiem dlaczego autor – Mark Yarm właśnie w tym miejscu postawił kropkę. W publikacji znajdziemy oszczędną wkładkę ze zdjęciami, ale takich wkładek mogłoby być przynajmniej kilka. A najlepiej, takich nawiązujących do kolejnych rozdziałów, których tytuły także często niezbyt wiele zdradzają. Na pewno też przydałoby się, gdyby nazwiska występujących w lekturze postaci, w indeksie, który znajduje się na końcu były ułożone alfabetycznie. Z większą łatwością można by było sprawdzić ich proweniencję.
Co do samego tłumaczenia natomiast – nie da się ukryć, że Joasia wykonała mrówczą pracę przekopując się przez około 700 stron (amerykańskie wydanie liczy ich nieco więcej) naszpikowanej faktami treści, przypisów i źródeł. Mam wrażenie, że udało się jej zamknąć w słowach klimat opisywanych przez Yarma historii, czuć też, że to nie przypadek, a tematyka jest tłumaczce bliska. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że książka nie doczekała się w Polsce odpowiedniej promocji. Oczywiście, wiadomo, że trafi ona i tak jedynie do ludzi zainteresowanych muzyką na tyle mocno, aby zagłębiać się w pokręcone losy grupy muzyków z Seattle, których twórczość zawładnęła światem w latach 90-tych, ale takich ludzi jest, jak się okazuje, naprawdę sporo. Ostatnio na każdym niemalże kroku przekonuję się o tym, że w sercach wielu ludzi miłość do grandżu nie jest jedynie tlącym się słabym światłem ognikiem, ale naprawdę imponujących rozmiarów ogniskiem. Dlatego wszyscy ci, którzy z nostalgią wspominają to, co działo się w muzyce, kulturze oraz świadomości odbiorców ponad dwie dekady temu i ci, którzy, od czasu do czasu, potrzebują takiej podróży w czasie powinni sięgnąć po „Wszyscy kochają nasze miasto”. Najlepiej dawkować sobie lekturę, żeby zbyt szybko się nie skończyła, ale należycie podsycała ciekawość.
A tak swoją drogą, uważam, że Mark Yarm nadał swojej książce wręcz doskonały tytuł. To slogan zaczerpnięty z utworu Mudhoney, który niezwykle adekwatnie podsumowuje pewną epokę. Tak, tych dwadzieścia lat temu faktycznie cały świat kochał Seattle, a niektórzy kochają to miasto do dziś. Cieszę się zatem, że tłumaczka zdecydowała się zachować oryginalną wersję tytułu bez jego udziwniania. To kwintesencja tego, co grunge ze sobą przyniósł oraz tego, jakie emocje pozostawił w tak wielu ludziach na całym świecie.
Wkrótce na łamach mojego bloga [The Superunknown – przyp. red. LU] pojawi się także rozmowa z Joasią Bogusławską – twórczynią polskiego przekładu książki „Wszyscy kochają nasze miasto”. Porozmawiamy o jej pracy nad tłumaczeniem, jej stosunku do grandżu oraz o tym, czy Mark Yarm jest miłym facetem. Stay tuned, a w tak zwanym międzyczasie pędźcie do księgarni i nabywajcie „Wszyscy kochają nasze miasto”. Pozycja dostępna jest w wielu internetowych księgarniach, więc bez problemu ją znajdziecie.
----------
Joanna Bogusławska to anglistka z wykształcenia, a tłumaczka i pisarka z zamiłowania. Do tej pory przetłumaczyła „Wszyscy kochają nasze miasto. Historia grunge’u z pierwszej ręki” Marka Yarma oraz „Witamy w Polsce” Laury Klos Sokol. Jest także autorką powieści i opowiadań wydawanych pod pseudonimem Agatha Rae, które ukazały się na rynku anglojęzycznym i szwedzkim. W Polsce zadebiutowała wydaną w 2019 roku powieścią „Psychopomp”. Joasia publikowała też artykuły oraz wywiady na łamach magazynów „Kino”, „Metal Hammer”, „Top Guitar” i „Perkusista”.
Zdjęcia w tekście: Karolina Andrzejewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz