czwartek, 13 sierpnia 2020

Mariusz Duda - Lockdown Spaces (2020)


Lada moment, bo już jesienią ukaże się kolejny - tym razem zielony, słowiański i do tego podwójny - Lunatic Soul oraz drugi utwór piosenkowy, a tymczasem Mariusz Duda w czasie pandemii zdążył nagrać jeszcze jeden album, którego nikt się nie spodziewał. Ów spontaniczny album to "Lockdown Spaces" osnuty wokół przestrzeni, izolacji, niepewności i elektroniki rodem ze starych komputerów i gier, które dzisiaj mogą przyprawiać o dreszcze ilością pikseli, co bardziej zatwardziałych graczy. Sprawdźmy zatem, jak przedstawia się kolejny, intrygujący wizerunek, wszechstronnego muzyka, jakim bez cienia wątpliwości jest basista i wokalista Riverside...

Zaczynamy od "Isolated" z początku witającego nieco kołysankową elektroniczną melodią, która mogłaby się nadać jako ilustracja do pokazania pustych ulic, jakie jeszcze kilka miesięcy temu w tym roku były normą. Przerwane świetnym, efektownym Tangerine Dreamowym wejściem rozwija się w niesamowitą, kosmiczno-głosową pulsację przypominającej o niektórych fragmentach dwóch ostatnich krążków Lunatic Soul, a nawet o filmowych zajawkach (jeden z elementów jako żywo przywołać może motyw przewodni z "Ostatniego Mohikanina", choć raczej jest to moje skojarzenie, aniżeli zamierzenie Mariusza Dudy). Po nim czas na kapitalny utwór tytułowy, w którym robi się mroczniej, bardziej niepokojąco, wręcz klaustrofobicznie, co doskonale podkreśla szept Dudy i słowa "I am in a lockdown spaces", odliczanie, oddechy czy szczekot kluczy zamykających drzwi. Wszystko okraszone marszowymi, brudnymi elektronicznymi tonami, rozwijającymi się na finał w wygrywaną jakby na cymbałkach melodię. Trzeci, to "Bricks", którego tytuł nawiązuje nie tylko do faktu zamknięcia w czterech ścianach, ale także popularnej gry Tetris. Odgłosy codzienności z kuchni okraszone są powolnym mrocznym tonem i cymbałkową melodią, wreszcie porcją piszczących sonicznych rozwinięć i tonów rodem z poprzednich dwóch Lunatików Na koniec można by rzec jest wręcz dyskotekowo. Bit perkusyjny miesza się z z elektroniką ponownie jakby wyjętą z eksperymentów Tangerine Dream, jednak nie jest to dyskoteka taneczna i na pełnej pedzie, a raczej ta w której ze znudzeniem obijamy się o ściany w swoich mieszkaniach w zwolnionym tempie i w poczuciu znudzenia, nawet zdumienia, że kolejny dzień przeszedł do historii, a my nie zrobiliśmy nic konstruktywnego.

"Waiting" czyli numer czwarty znów jest mroczny, cięższy i jakby wyjęty z horroru. Skojarzenia jakie przychodzą tutaj do głowy to Marsz Wilków z Akademii Pana Kleksa, ale ponownie w jakiejś zdekonstruowanej, spowolniej wersji, w której wycie zastępuje wręcz krzyk mający na celu wyciszyć to, co wzbiera z powodu zamknięcia w czerech ścianach naszych domów. Czekanie - ale na co? Na Godota? Na możliwość wyjścia z domu? A może na spóźniający się obiad zamówiony przez aplikację w telefonie?  Zamknięcie w czterech ścianach budzi także inne lęki i głosy, a w naszych głowach zagnieżdżają się "Thought Invaders". Tu także w tytule Mariusz ukrył nawiązanie do starej gry pod tytułem "Space Invaders" gdzie małym stateczkiem trzeba było strzelać do kosmitów, a na koniec czekała niemal nie wygrywalna walka z bossem, który zajmował większą część małego ekraniku na których zwykle grało się w te stare gierki. Jest w nim mrocznie, pulsująco i wręcz filmowo, ponownie trochę z pogranicza między ostatnimi Lunatkiami, może nawet bliżej "Walking on a Flashlight Beam" a powolniejszymi eksperymentami Tangerine Dream albo Jean Michele'a Jarre'a. Nieco cieplejszy, bardziej melodyjny, odrobinę piosenkowy jest utwór szósty czyli "Pixel Heart" w którym nie brakuje co prawda mrocznego tła, ale jednocześnie bije od niego jakaś radosna pulsacja i wibracja, że nie każdy dzień musi być taki sam, że na małych ekranikach pojawiają się słowa wsparcia od życzliwych przyjaciół również zamkniętych w swoich mieszkaniach.

Króciutkim nawiązaniem do jednej z ulubionych gier Mariusza Dudy jest "Silent Hall", który swoim tytułem nawiązuje oczywiście do "Silent Hill", którego to atmosfera bardzo przypomina to, co można było zastać w czasie całkowitego lockdownu w każdym dużym mieście. Oparty na niepokojących szumach i uderzeniach brzmi dość przerażająco i zanim na dobre się rozwinie przeskakuje w zaskakujący "Unboxing Hope". Nawiązanie do popularnego rozpakowywania produktów zdecydowanie przekłada się tutaj także muzycznie. Mroczne, powolne kroczenia i pulsacje znów doskonale podkreślają poczucie klaustrofobii, wewnętrznego krzyku i chodzenia po ścianach w poszukiwaniu kąta w którym można by przeczekać. Poczucie niepewności ("I don't know if it is gonna end") pozornie zastępowane jest jednak nadzieją, którą odpakowuje się jak długo wyczekiwaną przesyłkę albo czekoladę, która ma pocieszyć w trudnej chwili. Doskonałe, nieco dyskotekowe rozwinięcie, znów przyprawia nieco o reminiscencje dźwiękowych eksploracji Tangerine Dream czy Jarre'a i brzmi to po prostu niesamowite. Na zakończenie niespełna minutowy "Screensaver", który ponownie zdradza growe nawiązanie do zapisu rozgrywki, a jednocześnie pozostawiając w stanie zawieszenia i kolejnej niepewności - tym razem, czy kolejny etap zostanie wygrany czy może graczowi się nie powiedzie w przetrwaniu między swoimi ścianami. Bardziej ambientowo, znów trochę jak z horroru, jakby przygotowania orkiestry do tego kolejnego etapu.

Ocena: Pełnia
"Lockdown Spaces" nie zawiera chwytliwych piosenek, ani rozbudowanych form, nie ma też na niej charakterystycznego basu  Mariusza. Elektroniczne formy, które zawarł na spontanicznym albumie solowym to zapis izolacji, wewnętrznego krzyku i przede wszystkim poszukiwania wyciszenia, balansu między codziennością, a sytuacją w której znaleźliśmy się wszyscy. To płyta nie łatwa, wręcz nieprzystępna, ale i niezwykła intrygująca, skłaniająca do przemyśleń oraz fantastycznie uzupełniająca i rozwijająca muzyczne światy Dudy. Echa jego ekspresji są tutaj słyszalne, ale są one ukierunkowane nie tyle w fascynację latami 80 tymi, ile w fascynację możliwościami minimalizmu sonicznego przekazu. Ogromna (jak zwykle u Mariusza) dawka wrażliwości, artystycznej awangardy i intrygującej atmosfery nie przypadnie do gustu wszystkim, ale jestem pewien, że to płyta obok której nie da się przejść obojętnie, a wielbiciele Dudy będą zafascynowani transowością i klimatem jaki na niej panuje.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz