niedziela, 23 sierpnia 2020

Mariusz Duda - The Song of a Dying Memory/Are You Ready for the Sun (2020)


W czasie pandemicznym Mariusz Duda zdecydowanie nie skąpił nam muzycznych łakoci i jak już zapewne wiecie to jeszcze nie koniec jego muzycznych światów w tym roku. Na jesieni swoją premierę będzie miał podwójny zielony, leśny i słowiański Lunatic Soul, niedawno zaś pojawił się spontaniczny album wydany pod nazwiskiem "Lockdown Spaces". Nie można jednak zapominać o głównym nurcie muzyki pojawiającej się pod nazwiskiem basisty i wokalisty Riverside, czyli "piosenkach podskórnych", jak sam muzyk je określił. W marcu poznaliśmy pierwszą z nich, a dosłownie przed kilkoma dniami, na koniec lata i gorącego sierpnia, tę drugą. Dziś nadszedł z kolei moment, by się im przyjrzeć, przysłuchać i nacieszyć...

"Piosenki podskórne" mają mieć, jak podkreśla Mariusz Duda różne oblicza i być ze sobą jedynie luźno powiązane, nie mają też tworzyć w pełni spójnej całości. Można więc powiedzieć, że muzyk postanowił tutaj eksplorować te rejony, które nie mogą się znaleźć ani w Riverside, ani w Lunatic Soul i słuchając obu udostępnionych już kompozycji wyraźnie to słychać. Nieoczekiwanie też solowy zamysł artysty rozrósł się do wyłącznie elektronicznego "Lockdown Spaces" jeszcze bardziej poszerzając jego muzyczny świat, a nam dostarczając kolejnych niesamowitych dźwięków i ekspresji. O tych sonicznych przestrzeniach pandemicznych możecie jednakże przeczytać w innym tekście (tutaj), a tym razem sprawdzimy wspomniane "piosenki podskórne" - konkretnie to dwie, którymi Mariusz się już podzielił ze swoimi słuchaczami i fanami.

1. The Song of Dying Memory (19.03.2020)

Pierwsza z nich, ze względu na akustyczne brzmienie i klimat, może kojarzyć się z ostatnimi płytami Riverside, a szczególnie właśnie z "wastelandową" akustyczną epką. To jednak trochę złudne jest to pierwsze wrażenie, bo choć oczywiście charakterystyczne Mariuszowe vibe'y siłą rzeczy są tu słyszalne to jednak od razu też słychać, że panuje tu inna atmosfera oraz zamysł. Dużo prostsza forma, mniejsze instrumentarium oraz piosenkowość leżąca u podwalin tego singlowego projektu. 

Fantastyczna jest minimalistyczna grafika przygotowana do tej piosenki. Ulatujące pyłkami w przestrzeń i bezczas drobinki czegoś co może być jabłkiem lub nawet słońcem genialnie podkreśla ulotny charakter utworu i jego liryczną, troszkę smutną treść jak może się wydawać na pierwszy rzut oka ucha. Pożegnania, prośby o zostanie jeden dzień dłużej są naznaczone pewną goryczą, jednakże odnoszę też wrażenie, że jest w tym numerze swoisty optymizm. Zanikanie, umykanie i ulotność w naszym życiu przybiera różne kształty, ale tak naprawdę nigdy nie odchodzą całkiem. Są z nami, tak długo jak pamiętamy, to kim byliśmy, kogo znaliśmy i co dobrego się nam wydarzyło. Tym samym nieświadomie sparafrazowałem ostatnie słowa Jedenastego Doktora (Who), ale zdecydowanie pasują mi one do interpretacji tego utworu.

W tej piosence jest lirycznie, melancholijnie i dość smutno, co może trochę stanowić pomost także miedzy ostatnimi Lunatikami, ale niekoniecznie. Przepięknie, emocjonalnie zaśpiewany zwiewny numer został cudnie okraszony kwartetem smyczkowym (doskonała aranżacja Michała Mierzejewskiego) oraz delikatną perkusją Maćka Gołyźniaka. Pięknie słychać tutaj także ukulele i bas, wreszcie każde smyki oddzielnie. Kapitalnie została oddana tutaj lekkość, radiowość, a nawet mrugnięcie do stylistyki folkowej czy country. Po prostu mały majstersztyk i cudo. Do kompletu dodano zaś świetny animowany teledysk.


2. Are You Ready for the Sun (21.08.2020)

Druga "piosenka podskórna" również zachowuje pewien melancholijny, akustyczny charakter, ale jednocześnie jest dużo żywsza, cieplejsza i jeszcze bardziej przebojowa, a przy tym znacznie ostrzejsza od poprzedniczki. Tu też można wręcz odnieść wrażenie, że stylistycznie jest tutaj bliżej do projektu Meller Gołyźniak Duda i nie będzie to do końca mylne wrażenie, choć jednocześnie jest to też utwór o znacznie spokojniejszym i lżejszym charakterze aniżeli cała płyta "Breaking Habits". To, co z całą pewnością łączy wspomniany z poprzednią "piosenką podskórną" to perkusja Maćka Gołyźniaka, który ponownie wspomógł Mariusza swoim niepowtarzalnym brzmieniem, fantastycznie pasującym do tego nieco innego oblicza Riverside'owego i Lunatikowego barda.

Nieco inny, cieplejszy i żywszy klimat utworu, zdradza kapitalna grafika okładkowa sporządzona przez artystę Hajo Müllera, współpracującego między innymi ze Stevenem Wilsonem i tym samym, który wykonał grafiki do "Lockdown Spaces". Abstrakcyjny, kolorowy i geometryczny obraz świetnie oddaje pytanie zawarte w tytule, ciepło i odrobinę ostrzejsze brzmienie utworu. Lirycznie panuje tu jednak również charakterystyczna już chyba Mariuszowa melancholia i nieco gorzka refleksja, bo wyraźnie da się w słowach wyczytać odniesienie do rzeczywistości niemiłościowie nam obecnie panującej, ale także i znów do jakiejś przeszłości, która zdaje się odeszła już bezpowrotnie. Większy jest też tutaj optymizm - słońce, sugestia, by się nie poddawać i mimo przeciwności dążyć do marzeń i celów, wierzyć w to lepsze jutro, które nadejdzie, bo przecież musi nadejść. Przepięknie oddaje on to, co myśli i czuje zapewne większość z nas. Ja takiego numeru właśnie potrzebowałem już od jakiegoś czasu - przynoszącego ukojenie, balans, nadzieję i szeroki uśmiech.

Zaczynający się delikatnie, jakby nieznacznie kontynuując poprzednią piosenkę, usypia czujność, ale dość szybko progresywnie rozwija się i w końcu przyspiesza. Fantastycznie brzmi tutaj nie tylko sam Mariusz, wokalnie czy instrumentalnie, ale także Maciek Gołyźniak, który gra tutaj nieco mocniej, ale ze swoim charakterystycznym, pięknym feelingiem. Cudnie całość uzupełnia gościnny udział wokalistki Chloë Alper znanej z grupy Pure Reason Revolution. Fantastyczny jest ten bardzo optymistyczny wymiar tego utworu, a kolejny animowany teledysk (autorstwa Thomasa Hicksa) przenosi go wręcz w astralne, abstrakcyjne, ale też niesamowicie podświadome dopełnienie, które genialnie uzupełnia się z tym ciepłem, nadzieją i wrażliwością, którą Mariusz w nim zawarł. Piękne.


Ocena: Pełnia
Podsumowanie: Na razie są to tylko dwie piosenki, ale za to takie, których słucha się fantastycznie i do których chce się wracać - chłonąć, odczytywać i odczuwać na nowo, wyciszać się przy nich i odżywać. To, co proponuje w obu Mariusz Duda jest inne od jego dotychczasowych muzycznych poczynań i światów, ale jednocześnie jest im bardzo bliskie - wrażliwością i uczuciami wyrażanymi dźwiękami, słowami, dopieszczonym brzmieniem i przemyślaną formułą. Osobiście już nie mogę się doczekać kolejnych, choć nie liczę, że trzecia zdąży jeszcze pojawić się w tym pokrzywionym roku. Są urocze i może trochę infantylne, ale autentycznie łapiące za serducho. Dziwnie też oceniać tylko dwa numery, ale skoro nie ma to być materiał - a przynajmniej póki co - układający się w wydawnictwo płytowe i fizyczne, wyłamię się z zasad ocen, które panują na naszej stronie i tym dwóm "podskórnym piosenkom" dam maksymalną lunarną notę, bo bardzo mi się podobają i szczerze mówiąc trochę sobie nie wyobrażam, żeby komukolwiek - a zwłaszcza wielbicielom Mariuszowej ekspresji i muzycznych światów - miały się nie podobać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz