Prawie siedem lat musiało minąć, by norweski Leprous ponownie zawitał do Gdańska. Od czasu "Coal" grupa wydała trzy kolejne albumy studyjne i jedną koncertówkę, skład nieznacznie się zmienił, a stylistyka ich muzyki również ewoluowała. Polskę odwiedzali co prawda kilkakrotnie i często, ostatnio także na Prog In Park dwa lata temu, ale zawsze były to koncerty na południu naszego kraju, jak choćby w zeszłym roku we Wrocławiu. Tym razem nie w jesiennej aurze, a w zimowej, przyjechali zamiast do Wydziału Remontowego do B90, gdzie promowali swój najnowszy krążek "Pitfalls". Razem z nimi przyjechali z kolei Norwedzy z Maraton oraz Francuzi z Klone. Jak wypadł gdański koncert Trędowatych?
Jako pierwsi na scenie B90 zainstalowali się panowie z Maraton, którzy w zeszłym roku zadebiutowali bardzo ciekawym albumem "Meta" łączącym w sobie nowoczesne spojrzenie na muzykę progresywną wymieszaną z popem opartej na stylistyce znanej z grupy Muse, a nawet Imagine Dragons. Z dziewięciu numerów, jakie można znaleźć na ich płycie, panowie zagrali siedem w energetyczny sposób wprowadzając w dobry nastrój zebranych w klubie. Inteligentne, trochę techniczne riffy i bity fajnie łączyły się z przebojowym zacięciem i wysokim wokalem. Krótki set Maraton zaintrygował mnie do sprawdzenia całej płyty, jednocześnie przypominając mi, że słyszałem ją już w zeszłym roku, ale w nawale innych płyt wyleciała mi kompletnie z głowy. To świetny, bardzo celny brzmieniowo i tematycznie materiał, który warto sprawdzić. Sam zespół z kolei zdecydowanie zasługuje na szersze poznanie i uwagę, bo to nie tylko kolejny fantastyczny zespół ze Skandynawii, ale także kawał bardzo porządnej i nowoczesnej muzyki, której po prostu świetnie się słucha, a na żywo jest to prawdziwy żywioł, który by samodzielnie zapełniał całe sceny jeszcze musi popracować, ale mam nadzieję, że uda im się to w szybkim czasie.
Z Francuzami z Klone, którzy grali jako drudzy mam problem. To naprawdę dobry zespół, który przeszedł długą drogę i jako kapela z nieco ponad dwudziestoletnim stażem (licząc z czasem kiedy zaczynali pod nazwą Sowat prawie dwudziestopięcioletnim) z całą pewnością wypracowała markę i swój bardzo charakterystyczny styl w gatunku w jakim się poruszają, czyli szeroko pojętej progresywie, a w ostatnim czasie jego lżejszych, bliskich post-rockowi odmianach. Wielokrotnie podchodziłem do ich muzyki i nie wiedzieć czemu zawsze się odbijałem. Zwyczajnie do mnie nie trafiają. Nawet najnowszy, zeszłoroczny - bardzo dobry zresztą - "Le Grand Voyage" (szósty pod szyldem Klone, siódmy jeśli licząc z "Korzeam" Sowat), którą panowie promują podczas wspólnych koncertów z Maratonem i Leprous, nie sprawił, że polubiłem się z ich twórczością. Nie zmienił tego, także udany, choć dość monotonny moim zdaniem koncert, podczas którego Klone zaprezentowało cztery numery z najnowszego krążka ("Yonder", "Breach", "Sealed" oraz "Slver Gate"), trzy z poprzednika, czyli albumu "Here Comes The Sun" z 2015 roku ("Grim Dance", "Immersion" i "Nebulous") oraz jeden z płyty "The Dreamer's Hideaway" z 2012 ("Rocket Smoke").
Prawdziwą ucztę zafundował wyczekiwany chyba przez wszystkich, dość licznie, zebranych w B90, norweski Leprous. Choć panowie intensywnie promują zeszłoroczny - świetny "Pitfalls" nie skupili się wyłącznie na najnowszych utworach, sięgając także po numery z płyt poprzednich, a nawet po jeden utwór z drugiego pełnometrażowego albumu "Bilateral" z 2011 roku ("MB. Indifferentia"). Z najnowszego "Pitfalls" nie zabrakło "Below" i "I Lose Hope", którymi panowie rozpoczęli swój półtoragodzinny występ, jak również "Observe the Train" i "Alleviate" zagranych w środku setu oraz "Distant Bells" kończącego główny koncert i "The Sky Is Red" zagranego na koniec bisów. Z wydanej trzy lata temu "Maliny" usłyszeć można było "Stuck" oraz "Mirage", z "Coal" z 2013 roku wybrzmiał "Foe", a podczas bisów zagrali "Lower" i "The Price" z albumu "The Congregation" z 2015 roku. Koncert Trędowatych był więc intensywny, zaraźliwy i absolutnie perfekcyjny pod względem brzmieniowym, wykonawczym, a przy tym niezwykle precyzyjny.
Nie było mowy o jakimkolwiek błędzie, fałszu, czy odstępstwie od oryginałów płytowych, nie można jednak zarzucić jedynie odegrania tych niesamowitych kawałków. Muzyka Leprous na żywo brzmiała jeszcze pełniej, gęściej i mocniej, bogato emocjonalnie i absolutnie porywająco - od dźwięków zaczynając, przez zachwyt umiejętnościami muzyków (zwłaszcza świetnego Einara Solberga przy mikrofonie i genialnego, młodego perkusisty Baarda Kolstada, którego talent podziwiam od kilku lat i zachęcam do sprawdzenia także innego jego zespołu - Rendezvous Point, który cztery lata temu grał nawet w gdyńskim Uchu, razem z Haken i Arkentype, a w zeszłym roku wydał swój drugi, bardzo dobry album "Universal Chaos"), aż na oprawie świetlnej kończąc. Świetne wrażenie robił także znakomity wiolonczelista Raphael Weinroth-Browne, który niedawno wydał własnym sumptem bardzo intrygujący kinematyczny debiutancki krążek "Worlds Within" łączący ze sobą muzykę klasyczną i ambient, który naprawdę warto sprawdzić.
W B90, co zaskakujące, nie było tego wieczoru obłożnych tłumów, choć nie można też powiedzieć, żeby klub nie był pełen, bo fanów intrygującej, nietuzinkowej muzyki progresywnej, a przede wszystkich tych, którzy przyszli na Leprous z całą pewnością nie brakowało. Jestem też przekonany, że wszyscy wychodzili z koncertu z zadowoleniem i zachwytem - zwłaszcza właśnie Trędowatymi. Ogromne brawa należą się jednak nie tylko tej wyjątkowej grupie, ale także zespołowi Maraton, który zwraca uwagę swoimi ciekawym podejściem do gatunku i interesująco flirtuje z nowoczesnym popem oraz alternatywą. Szacunek należy się grupie Klone, która choć mnie nie zachwyca, nie zachwyciła prawdopodobnie jeszcze długo nie zachwyci, dała naprawdę dobry występ. Trochę żalu? Na merchu zabrakło wszystkich płyt Leprous, choć i tak zaopatrzyłem się w "Pitfalls", album Weinrotha-Browne'a i trzy koszulki. Mam też nadzieję, że na kolejny koncert Leprous w Gdańsku nie trzeba będzie czekać kolejnych, długich siedmiu lat oraz że wytrwają w obecnym, bardzo mocnym składzie do kolejnej wizyty w Trójmieście.
Zdjęcia własne. Kopiowanie bez zgody zabronione.
Więcej zdjęć na naszym facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz