Wydana w zeszłym roku nowa epka Francuzów z Shelter nie jest nowością, bo jest zremasterowaną wersją płytki z tą samą zawartością i pod tym samym tytułem, która wyszła w 2017 roku. Prawdopodobnie jednak, podobnie jak ja, nie słyszeliście wówczas o tej grupie. Wraz z reedycją, warto sprawdzić, co kwintet ma do zaoferowania...
Shelter z Lyonu, zaczynała jako kwartet. W składzie znalazł się Maxence Griffond na gitarze, Robin Ruston na gitarze, Arthur Cagete na perkusji orazBassile Rahola na basie. Wspólnie wydali debiutancką epkę zatytułowaną po prostu "Shelter" w 2015 roku, a dwa lata później w nieco zmienionym składzie i już jako kwintet wydali "Spetsznaz". Do składu dołączył trębacz Joseph Natta, zmienił się perkusista, którym został Pierre Rettien oraz basista, którym został Theo Fardel. Wydany w zeszłym roku remaster płytki został zrealizowany w tym samym składzie. O sobie piszą, że w podstawie ich brzmienia leży metal oraz, że inspirują ich dokonania Meshuggah, The Dillinger Escape Plan oraz Fear Factory. W wyniku dołączenia do gitarowego grania trąbki całość wybrzmiewa nie tyle gęsto i matematycznie, ile jazzowo. Przyrównują się także do strzałów z kałasznikowa i orzeźwienia zimną wódką. Niezła jest też okładka z niedokończoną maską przeciwgazową i kojarzącą się trochę z sępem w pilotce znanym z grafiki na albumie "Volition" Protest The Hero.
Na płytce znalazło się miejsce na cztery numery, zamykające się w czasie niespełna dwudziestu minut. Zaczynamy od utworu tytułowego, czyli "Spetsnaz", który nie bawi się w usypianie czujności i wstępy, tylko od początku atakuje trąbkową ścianą dźwięku i potężną, mocno osadzoną w przestrzeni perkusją, a po chwili całość rozkręca się o motoryczny, matematyczny gitarowy riff. Jazz miesza się tutaj z gęstym nowoczesnym progresywnym brzmieniem, hardcorem i pokręconą, pozornie nieprzystępną melodyką. Jest tu także miejsce na chwilę wyciszenia, które szybko gęstnieje i kończy powtórzeniem abstrakcyjnego motywu. Po nim czas na znakomity "Zoloft", zdecydowanie bardziej gitarowy, ale także z mocną partią perkusji i intensywnym wykorzystaniem trąbki, która nadaje całości energii oraz melodyki. Dużą rolę odgrywa tu także bas, który nadaje utworowi tempa, a szybsze fragmenty mieszają się z tymi pochodowymi umiejscawiając się gdzieś pomiędzy nowoczesnym, szalonym jazzem, a przedziwną mieszanką hardcore punka z surf rockiem. Na trzeciej pozycji znalazł się kapitalny, bardzo awangardowy "Bermudes" zaczynający się znacznie delikatniej, ale z równie pokręconą matematyczną, pachnącą trochę jazzem strukturą. Rozwijanie i przestrzeń, budowanie napięcia do ostrych gitarowych kontrastów wychodzi tutaj nie tyle intrygująco, co trochę niepokojąco, a gdy już panowie uderzą rozbudowaną, ciężką i ścianową strukturą to skojarzenia nie tylko są bliskie TDEP ile francuskiej estetyce kapel w rodzaju Piniol, Ni czy Ultra Zook, o których pisaliśmy zarówno w roku minionym, jak i dwa lata wcześniej. Na koniec panowie wybierają się na "Bielorusse" i również zaczynają od spokojnych, rozwijających się w czasie dźwięków, o nieco ambientowym charakterze, by po chwili rozwinąć je w ponownie pachnące jazzem i fusion gitarowo-trąbkowe rozwinięcia i znakomite perkusyjne partie balansujące między delikatnymi pykaniami, a potężnymi uderzeniami czy wreszcie w poszarpaną gitarową solówkę oraz liczne powtórzenia tematu w coraz to bardziej pokręconych formach.
Nie mam porównania z wersją oryginalną, choć można ją sprawdzić na bandcampie Shelter, ale z całą pewnością jest to projekt bardzo intrygujący i wyróżniający się na tle podobnych formacji. Wymieniane przez nich zespoły będące ich inspiracją mogą się jednakże okazać dość mylące, bo o ile precyzja i matematyczność jest w ich muzykę wpisana, a progresywność występuje tu na wielu poziomach, to daleko tu do chaosu często obecnego w TDEP czy ciężąru Meshuggah. Na "Spetsnaz" znalazło się miejsce na granie dużo bardziej awangardowe, a przez wykorzystanie trąbki zbliżone do free jazzowej, może trochę fusionowej estetyki znanej z twórczości Milesa Davisa, gdy ten bawił się w tę estetykę. Te niecałe dwadzieścia minut upływa szybko i moim zdaniem trochę za szybko, bo gdy tylko płytka wybrzmiewa chce się więcej. Pozostaje puścić jeszcze raz i rozkładać sobie ich granie warstwa po warstwie, wciąż odkrywając w tej muzyce coś nowego lub po prostu smakując pokręconą stylistykę kwintetu, który mam nadzieję przygotuje materiał dłuższy i równie ciekawy jak ten, na który złożyła się epka "Spetsnaz".
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości
Ocena: Pełnia |
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości
Creative Eclipse PR i Atypeek Music.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz