Szósty pełnometrażowy studyjny album gdyńskiego Kiev Office to zarazem pierwszy nagrany w odświeżonym składzie, który z gdyńskich rewirów, obecnych także na "Modernistycznym Horrorze" sprzed trzech lat, przenosi w świat nieco dalszy, ale nam mieszkańcom Pomorza bardzo bliski zarazem. Witamy na Kaszubach!
Zmiany. Po raz pierwszy, na studyjnym nagraniu Kiev Office nie usłyszymy głosu i basu Asi Kucharskiej, a na jej miejscu pojawił się Marcin Lewandowski znany z Judy's Funeral. Kapitalna okładka autorstwa Krzyśka Wrońskiego również sugeruje zmianę, choć ta może się wydać nieco myląca. Szaleństwo, wycinanki i kolory, które dominowały na dotychczasowych okładkach płyt Kievów zastąpiła grafika tyleż minimalistyczna, co kojarząca się z takim grupami jak Stara Rzeka, Jachna/Mazurkiewicz/Buhl czy AARM wydającymi w Instant Classic, a nawet zmianę stylistyczną z alternatywnego rocka na jakiś gęsty sludge. Kievy brzmienie istotnie zmienili, ale jedynie nieznacznie i bardziej na zasadzie naturalnej ewolucji ich stylu i inspiracji, aniżeli nagłej wolty i zmiany w inny, cięższy gatunek, który przekreślałby grubą linią dotychczasową twórczość. Grafika Krzyśka kapitalnie zresztą koresponduje z kaszubskim konceptem zawartym na albumie, a do tego współgra z mistycznym, trochę Lovecraftowskim klimatem, znanym z grafik Wrońskiego, a który jest też wielkim wielbicielem grozy, tajemnicy i oczywiście historii. Tych strasznych, co prawda nie ma na płycie Kievów, ale wszystkie te elementy są wyraźnie dostrzegalne zarówno w grafikach, tekstach i muzyce, jak również w znakomitych zdjęciach Pawła Jóźwiaka oraz przepięknych teledyskach zrealizowanych do kilku utworów z płyty.
Zmiany. Po raz pierwszy, na studyjnym nagraniu Kiev Office nie usłyszymy głosu i basu Asi Kucharskiej, a na jej miejscu pojawił się Marcin Lewandowski znany z Judy's Funeral. Kapitalna okładka autorstwa Krzyśka Wrońskiego również sugeruje zmianę, choć ta może się wydać nieco myląca. Szaleństwo, wycinanki i kolory, które dominowały na dotychczasowych okładkach płyt Kievów zastąpiła grafika tyleż minimalistyczna, co kojarząca się z takim grupami jak Stara Rzeka, Jachna/Mazurkiewicz/Buhl czy AARM wydającymi w Instant Classic, a nawet zmianę stylistyczną z alternatywnego rocka na jakiś gęsty sludge. Kievy brzmienie istotnie zmienili, ale jedynie nieznacznie i bardziej na zasadzie naturalnej ewolucji ich stylu i inspiracji, aniżeli nagłej wolty i zmiany w inny, cięższy gatunek, który przekreślałby grubą linią dotychczasową twórczość. Grafika Krzyśka kapitalnie zresztą koresponduje z kaszubskim konceptem zawartym na albumie, a do tego współgra z mistycznym, trochę Lovecraftowskim klimatem, znanym z grafik Wrońskiego, a który jest też wielkim wielbicielem grozy, tajemnicy i oczywiście historii. Tych strasznych, co prawda nie ma na płycie Kievów, ale wszystkie te elementy są wyraźnie dostrzegalne zarówno w grafikach, tekstach i muzyce, jak również w znakomitych zdjęciach Pawła Jóźwiaka oraz przepięknych teledyskach zrealizowanych do kilku utworów z płyty.
Kiev Office 2020: od lewej Krzysztof Wroński, Michał Miegoń, Marcin Lewandowski (fot. Paweł Jóźwiak) |
Zaczynamy od utworu tytułowego, czyli "Nordowi Môl", który brzmieniowo i tekstowo trochę mruga do mojej ulubionej płyty Kievów "Statek Matka". Jest więc surowo, ostro, ale zarazem bardzo melodyjnie, trochę żartobliwie. Nowością są tutaj skrzypce diabelskie, czyli kaszubski instrument ludowy będący połączeniem instrumentu strunowego i perkusyjnego, co nadaje utworowi niezwykłego charakterystycznego brzmienia i jednocześnie pozwala idealnie wejść w nowe, mistyczne dźwięki proponowane przez gdyński zespół w kolejnych numerach. Długi, instrumentalny pasaż pojawiający się w finale świetnie flirtuje z alternatywą, która już nie jest punkowa, a mieszająca się wręcz z art rockowym podejściem pełnym melancholii, podobnej do tej, którą już można było wcześniej znaleźć na albumach Kievów, ale nigdy chyba nie powiązanej tak ściśle z całą atmosferą panującą zarówno w samym utworze, jaki i na całej płycie. Drugi numer to agresywny "Szkwał" z tekstem autorskim w oparciu o „Obrazki
rybackie” Hieronima Gołębiewskiego, który z kolei jeszcze bardziej przełamuje typowe dla Gdynian rejony brzmieniowe. Masywna perkusja Krzyśka, bardzo ciekawa ostra gitarowa melodia i hardcore'owy wrzask Miegonia, liczne dodatki w tle i właśnie: gęste, bardzo błotniste brzmienie, przywodzące na myśl sztorm. Teatralność, punkowa ekspresja i ogrom energii, czyli wszystko czego oczekuje się po Kiev Office podniesione do przynajmniej szóstej potęgi. Po nim jednak panowie nie zamierzają zbyt długo przebywać w ostrych klimatach i niespodziewanie zmieniają klimat w utworze zatytułowanym „Rëbôczczi” będącym ich własną interpretacją tradycyjnej pieśni rybackiej z Jastarnii z gościnnym udziałem Julii Szczypior, która sennie i pięknie ją śpiewa. Robi się folkowo, bardzo sennie i spokojnie, wręcz kołysankowo. Gdy wybrzmiewa jej głos, zaczyna się niezwykły jak na Kievy bardzo niepokojący instrumentalny pasaż wypełniony smutkiem, jakimś bólem, którego nie było na ich wcześniejszych płytach, ale także właśnie spokojem i ciepłem, zagrany delikatnie i z ogromnym feelingiem. To zwolnienie cudnie wybrzmiewa po sztormie poprzedniego numeru i przypomina letni dzień podczas którego wygrzewamy się z przyjaciółmi nad którymś z kaszubskich jezior.
Numer czwarty to fenomenalna ponad dziesięciominutowa "Abrazja" która z jednej strony znów bardzo przypomina Kiev Office, które wszyscy znamy, ale z drugiej strony jest to ponownie przebłysk zupełnie nowej jakości i brzmienia zespołu. Znów jest gęsto, ale i bardziej stawia się na przestrzeń, art rockowe budowanie napięcia, którego kulminacją jest długi instrumentalny finał. Fantastycznie brzmi tutaj też wokal Michała Miegonia, z czasem uzupełniany także głosem żeńskim, którego w tym numerze użyczyła Aleksandra Kobiela. Niezwykły to utwór, o niezwykłej historii miejscowości Beka, której nie znajdziecie już na żadnej mapie, który doskonale wybrzmiewa jako samodzielny kawałek, ale jeszcze lepiej wypada ze świetną oprawą wizualną i pojawiającą się na ekranie opowieścią o wspomnianej. Prawdziwie cudny odlot, nie tylko w morze, ale wręcz w przestrzeń kosmiczną, która Kievom nie jest przecież obca, choć na pewno nigdy nie osiągała tak subtelnych aranżacyjnie pomysłów. Na piątej pozycji znalazła się z kolei "Reformacja" wracająca do zadziornych riffów, punkowej ekspresji i piosenkowej przebojowości. Słychać tu także doskonale, jak bardzo Kiev Office wyrobił się jako zespół - nagranie jest bardzo żywe, spójne pod względem brzmienia i konstrukcji, nie czuć tutaj garażowości, która wracała na poprzednim albumie, a Miegoń znów bryluje wokalnie, pewnie i odważnie. Nie brakuje tutaj także bardzo ciekawego zwolnienia i gęstego narastania na finał i zgrzytliwym, noise'owym zakończeniem. Mocna rzecz.
Po "Reformacji" przychodzi czas na świetną "Kontrreformację". Ta wraca do folkowych inspiracji i zaczyna się od kapitalnego perkusyjnego, plemiennego wstępu, który następnie rozwija się w niespieszny, etniczny, trochę senny, trochę niepokojący klimat. Panuje tu spokój, przestrzeń i ponownie wyraźnie art rockowy sznyt, który ujawnia się tu zarówno w delikatnym początku, jak i stopniowym rozbudowaniu wątków, który nie zapomina o swoich punkowych, alternatywnych korzeniach, wreszcie o ambientowej końcówce. Z początku gęsto, niemal metalowo i bodaj najostrzej nie tylko z całej płyty, ale i całej twórczości Kievów robi się w finałowym "Dominium". W nim z jednej strony grupa wraca do rejonów brzmieniowych dobrze sobie znanych, ale jednocześnie znów przepisując się na nowo - jest bardzo przestrzennie i lirycznie w momencie, gdy zwalniają i zaczyna się fragment z wokalem Michała, a zarazem bardzo niepokojąco, gdy nagle wchodzą mocno uwydatnione drone'owe riffy, a następnie pojawiają się etniczne rozwinięcia znów zdradzające zarówno art rockowy kierunek płyty, jak i podkreślające mistyczny, historyczny, bardzo ciekawy i oryginalny wgląd w Kaszubszczyznę.
Poza płytą, znalazł się zaś jeszcze jeden ciekawy utwór, który chłopaki nagrali podczas tych samych sesji, a mianowicie "W trąby dąć" będący coverem zespołu 74 Grupa Biednych / Sygnały 74 (tutaj), który jest hołdem dla tej grupy z Ustki i dla tego miasta. Świetne perkusyjne intro, bardzo ciekawe melodyjne gitarowe riffy i mnóstwo przestrzeni, intrygujących rozwiązań flirtujących z bluesem i punkiem. A do kompletu zróżnicowany wokal Michała Miegonia - od czystych śpiewów przez podbite megafonem krzyki oraz wpisujących się w klimat pełnego albumu liczne przestrzenne rozbudowania o post-rockowym i art rockowym jednocześnie charakterze w partii instrumentalnej. Z kolei pod względem liryków idealnie wpisujący się w stylistykę Kievów z poprzednich płyt. Świetna robota.
Ocena: Pełnia |
Kievy nie odkrywają nowych ścieżek stylistycznych, ani gatunkowych, ale z całą pewnością w niezwykły sposób najnowszą płytą odświeżają swój wizerunek. To płyta barwna, wielowątkowa nie tylko brzmieniowo, ale także pod względem lirycznym, ogólnego konceptu i w założeniach swojej różnorodności, która jeszcze nigdy nie wybrzmiewała w tej grupie na tak wielu poziomach. Kievy nie oglądają się tutaj za siebie (co najwyżej nieznacznie i na tyle, by było czuć, że to wciąż ten sam zespół), zgrabnie balansując między różnymi gatunkami, które zawsze były w ich muzyce obecne, ale także przepracowując je w świeży i nietuzinkowy dla siebie sposób - te art rockowe odpływy i folkowe elementy fantastycznie się ze sobą łączą i dopełniają koncept. To także płyta, która pokazuje Kievów jako dojrzały zespół, który wciąż ma na siebie pomysł, nie tracący impetu i nadal poszukujący. Wreszcie, to także krążek, który zaskakuje, ale który poznaje się stopniowo, odkrywając jego warstwy i płaszczyzny wraz z każdym odsłuchem i taki, do którego będzie się chciało wracać, a także który już teraz staje się moim faworytem do podsumowań roku, który przecież dopiero co się zaczął.
Recenzja przedpremierowa.
Premiera płyty odbędzie się 10 stycznia w gdańskim Dizzly Grizzly.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz