W połowie marca odbył się trzeci koncert promujący patronacką płytę „Gdynia 1988-2018” wydaną przez Muzeum Miasta Gdyni, podczas którego można było usłyszeć Lastryko oraz Nową Ziemię 2. Koncerty dobiegły już końca, ale zostały nam jeszcze wywiady, które przeleżały trochę czasu, ale dzięki temu część z nich będzie zaktualizowana o nowe ciekawe informacje. W tej odsłonie „5 pytań do...” cofniemy się zatem w czasie do marca i do naszej rozmowy z Lastryko. Z perkusistą Jackiem Reznerem oraz gitarzystą Arturem Bieszke rozmawiamy nie tylko o „Gdyni”, bo również o ich najnowszej płycie „Tętno Pulsu” i między innymi o trasie koncertowej po Litwie, Łotwie i Estonii, którą chłopaki wówczas mieli odbyć, a tymczasem zdążyli ją już zagrać w dniach 22 – 26 maja...
Lupus: Od premiery oryginalnej „Gdyni”
minęło 30 lat. Jak postrzegacie tamtą płytę i scenę, czy da się
ją według Was przyrównać do sceny współczesnej?
Jacek Rezner: Myślę, że ciężko ją
przyrównać do współczesnej, bo po prostu 30 lat temu był
zupełnie inny klimat w Polsce i w Trójmieście. Co prawda 30 lat
temu nas albo nie było, albo byliśmy z a młodzi żeby pamiętać,
jednak swoje wnioski wyciągam z tego, jakie zmiany obserwuje w
ostatnim czasie.
Artur Bieszke: Dużo jest takich
praktycznych aspektów, które istnieją obecnie. Wtedy był dużo
trudniejszy dostęp do muzyki, dużo mniejszy był dostęp do
sprzętów..
JR: Ludzie chyba wtedy mieli większe
ciśnienie na granie...
AB: Większe?
JR: Wiesz, ja też mam sporo ciśnienia
na granie, ale jak sobie wyobrażam tamte czasy, kiedyś ludzie grali
chyba więcej, bo nie mieli nic innego do roboty, bo co mogli tak
naprawdę robić? Nie było facebooka, nie było Netflixa [śmiech] A
tak na serio to jednak 30 lat w Trójmieście zrobiły swoje. Muzyka
poszła przecież w zupełnie innym kierunku w stosunku do tego, co
było. Jakość, jeżeli chodzi o instrumenty, oraz sam warsztat
muzyczny bardzo poszedł do przodu. Świadczy o tym fakt, że są
zespoły z lokalnej sceny, które znajdują uznanie na zachodzie, czy
w ogóle zagranicą. Grają na światowych festiwalach, wydają w
legendarnych wytwórniach. Kiedyś można było co najwyżej o tym
pomarzyć. Co nie zmienia faktu, że mocno doceniam to jaka kiedyś
była muzyka. Mimo braków warsztatowych czy sprzętowych, muzyka
miała w sobie dużą dozę szczerości oraz emocjonalności.
Słuchając nagrań sprzed 30 lat, faktycznie można poczuć klimat
tamtej epoki, a nawet przenieść się w czasie. Dla mnie ma to
bardzo dużo znaczenie.
L: Wybraliście utwór „Frontline”
z repertuaru Rocka's Delight. Czemu akurat ten, ile zostało w nim
Rocka's Delight, a ile jest Was?
JR: Z tym numerem było tak, że bardzo
późno zabraliśmy się za wybranie numeru. Był jeden z ostatnich
numerów, który został. Wojtek [Lacki, basista Lastryko – przyp.
red.] miał ochotę go zrobić, miał na niego wizję.
JR: Generalnie od razu wiedzieliśmy,
że to utwór w zupełnie nie naszym klimacie czy stylu. Nie będę
ukrywał, że nie jesteśmy fanami polskiego reaggae. Nie mam na
myśli, że całe polskie reaggae jest nie fajne, bo zdarzają się
perełki. Jak już wiedzieliśmy, że ten numer będziemy
robić to dążyliśmy do tego, aby zachować w nim element oryginału
– w tym wypadku został wokal, a resztę zmieniliśmy zupełnie na
inną modłę, bliższą naszej twórczości. To był nasz pierwszy
cover i uważam, że to była ciekawa przygoda. Niestety zabraliśmy
się za niego późno i działaliśmy pod wpływem presji. Zrobiliśmy
go na zajawce, podczas sesji nagraniowej płyty. Zostaliśmy po
godzinach w studiu, pracowaliśmy w nocy, po całodniowym nagrywaniu.
Teraz wiem, że jakbyśmy mieli jeszcze kiedyś zrobić cover, to sami
wyjdziemy z taką inicjatywą. Na pewno dało nam to obraz, jak się
do takich rzeczy zabierać.
AB: Samo nagranie zrobiliśmy w
Porażynie pod Poznaniem przy okazji nagrywania ścieżek na drugą
płytę, która tam powoli się robi. Dla mnie to była ciekawa
przygoda zrobić coś takiego trochę obok.
L: Jak dołączyliście do tego
projektu?
JR: Goran [Michał Miegoń – przyp.
red.] do nas napisał...
AB: Trójmiasto to jest jedna wielka
grupa znajomych, więc nie było trudno dowiedzieć się o tym.
JR: Goran to równy gość i chyba nas
trochę lubi, na pewno muzycznie [śmiech], a personalnie to się
dość dobrze znamy. Zaprosił nas, a my stwierdziliśmy, że to jest
bardzo spoko idea...
AB: Bardzo nam miło, że mogliśmy
wziąć udział w tym projekcie i że jesteśmy uważani za jakąś
część trójmiejskiej sceny.
L: Jakie plany na najbliższą
przyszłość ma Lastryko – koncerty, nowa płyta? Coś zdaje się
wczoraj wypuściliście?
JR: Trochę wcześniej, niż wczoraj,
bo we wtorek [12 marca – przyp. red.]. Wypuściliśmy pierwszy
numer z naszego najnowszego wydawnictwa. 25 marca wydajemy cały
[cały album dostępny na bandcamp i youtube – przyp. red], nie
wiem czy możemy to nazwać albumem, czy bardziej sesją
improwizacyjną. Nagraliśmy to wiosną zeszłego roku bez jakiegoś
dużego przygotowania i chcieliśmy zrobić to na zupełnym luzie i z
nowym podejściem do naszej twórczości. Jednocześnie pracowaliśmy
dużo nad nowym materiałem, nad którym dalej pracujemy i który
ukaże się jak go już dobrze przygotujemy. W międzyczasie
chcieliśmy w ramach takiego eksperymentu, nagrać kilka
improwizacji, wybrać te które są fajne i zobaczyć jak to będzie
brzmiało. Udało się nam to zrobić w studiu Jana Galbasa, miksował
i masterował nas Mateusz Danek. Jesteśmy bardzo zadowoleni z
uzyskanego efektu. Miało być bez spiny, że trzeba tę drugą płytę
już zrobić, bo w branży jest taki klimat, że druga płyta to w
ogóle jest najcięższa...
L: Na „Tętno Pulsu”, czyli właśnie
Waszej płycie eksperymentalnej z improwizacjami zagrał także
Maciej Szkudlarek. Wystąpił także podczas koncertu promującego
„Gdynię”, więc można powiedzieć że staliście się
kwartetem. Ile wniósł Szkudlarek do Waszego brzmienia i projektu?
JR: Bardzo dużo. Mieliśmy już
pierwsze podchody rok temu, żeby grać ze sobą. Zespołowo
zgadaliśmy się dopiero od początku tego roku, wcześniej była to
opcja na luzie. Teraz znalazł więcej czasu, gra z nami jako
pełnoprawny członek naszego zespołu. Na chwilę obecną, jesteśmy
jeszcze na etapie zgrywania się, ale już czujemy, że wnosi do
naszej muzyki sporo nowości. Maciej ma bardzo dobry zmysł
aranżacyjny, jest zdolnym muzykiem! .
L: Świetnie. Trzymam zatem kciuki.
Ostatnie pytanie do Was zaś brzmi: dokąd zawiezie Was trolejbus?
AB: Do pracy... albo do Tallina!
JR: Tak naprawdę to nie wiem, sami
jesteśmy ciekawi dokąd nas zawiezie. Nie mamy jakiś dużych
oczekiwań, jesteśmy opcja „hej przygoda”, więc jakby się
pojawił taki trolejbus to wsiadamy i mam nadzieję, że ją
przeżyjemy. [śmiech]
L: Takiego trolejbusa Wam życzę.
Dzięki za wywiad!
Zdęcia własne. Kopiowanie zdjęć bez zgody zabronione. Więcej zdjęć na naszym facebooku.
Wywiad
jest częścią cyklu 5 pytań do... przeprowadzanych w ramach koncertów
promujących płytę "Gdynia 1988-2018", które zakończyły się 7 czerwca.
Wywiadów jednak jeszcze będzie kilka w niedługim czasie. Stay Unleashed!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz