piątek, 21 marca 2014

Weekend Węgierski XII: Dalriada (5) Dalriada - Kikelet (2007)


Kikelet, czyli marzec. Już po skróceniu nazwy węgierscy bardowie i w rok po wydaniu "Jégbontó" zrealizowali kolejny, trzeci już album studyjny. Naturalnie, był to jednak pierwszy, a zatem ponownie debiutancki, pod nową nazwą. Czy słusznie uważa się marcowy za jeden z najlepszych w ich dyskografii?

Podobnie jak na poprzednich okładkach, grafika jest związana z daną porą roku. W marcu jak w garncu - mówi nasze przysłowie - trochę zimy i trochę lata. Podobnie jest na okładce "Kikelet" Dalriady. W lesie pojawiła się wiosna, która toczy bój z zimą, topnieje śnieg, przebiśniegi nieśmiało wychodzą spod ziemi, drzewa zaczynają zielenić się, a słońce coraz śmielej wychyla się spomiędzy konarów gałężi. Jest jednak coś jeszcze, W jej centralnej części widać motykę tudzież odmianę sierpu, jest połamana, a dokoła widać krew. Zaś w książeczce teksty utworów zapisano starodawnymi węgierskimi runami.

Zrezygnowano z krótkiego intra, tak więc płytę otwiera najpierw akustycznie, a następnie w nieco szybszej melodyjnie, utwór zatytułowany "Búcsúzó". Jest to pieśń o siedemnastowiecznych żołnięrzach węgierskich, znanych jako Kurucowie, którzy walczyli przeciwko panowaniu Habsburgów. Do ich najważniejszych powstań należały powstanie Thökölyego z 1672 roku oraz powstanie Rakoczego z lat 1703 - 11. Fantastyczna jest tu początkowa partia skrzypiec i klawiszowy pasaż przed końcem utworu.
Jako drugi pojawia się "Kikelet", czyli marzec, tłumaczony także jako "Czas Wiosny". Odrobinę szybszy, wesoły utwór jest w bardzo ciepły sposób nagrany i ma się wręcz wrażenie, ze przyroda rozkwita na naszych oczach. Sam tekst jednak nie należy do wesołych, traktujący o ucikienierze, który nie może zapaść w sen i odnaleźć spokoju raczej jest mało wiosenny.


Podobnie jest w "Vándor-Fohász", czyli w "Pieśni wędrowca", choć muzyka jest melodyjna i ciepła, miękka brzmieniowo, tekst nie należy do najradośniejszych. Fantastycznie wypada "Táltosének", czyli "Piosenka Maga", który jest tutaj jakby odpowiednikiem naszej Pani Wiosny, czy Tolkienowskiego Radagasta i opiekuje się roślinnością i zwierzętami. Muzycznie znów jest bowiem melodyjnie, ciepło i wciągająco, jednak sam tekst znów jest dość ponury. Po nim pojawia się "Néma Harangok" ("Ciche Dzwony", odrobinę cięższy i z bogatym tłem orkiestrowym. Równie udany jest utwór kolejny, czyli "Szentföld" ("Kraj Potępionych"). Bodaj najcięższy na płycie, niemal power metalowy, dość szybki, z podniosłym klimatem i przejmującym tekstem:


Gdzie każdy kamień znajdzie miejsce swojego ostatniego spoczynku,
Tam, gdzie zmęczony wędrowiec znajdzie na zawsze swój dom,
Gdzie starożytni bogowie prowadzą tajne rozmowy niesione przez wiatr:

Tam strażnik ognia, który nie pokutuje za niczyje grzechy, podnosi flagę wysoko niebo.

(..)

Dom rękami człowieka podniesiony zmieni historii bieg.
Drewno ukryje stare ruiny na których urośnie świeża trawa,
Możesz zamienić zły czas na nowy, swoje smutki i kłopoty,

Ale nasi przodkowie nie powstaną z grobu i nigdy nie wrócą do życia!

Siódmym numerem jest "Tűzhozó", czyli "Prometeusz" (dosłownie "przynoszący ogień"). Także utwór melodyjny, szybki i bogato zaaranżowany.Przedostatni, który jest także najdłuższym na płycie, bo siedmiominutowym kawałkiem, jest "Tavasz Dala". Tutaj tekst również należy do traktujących tęsknotę za przodkami i przeszłością, wieczną walką o swoje miejsce na ziemi, ale także wyraża nadzieję na nowe lepsze życie i wyraża radość z nadejścia wiosny. Fantastycznie jest też zaaranżowany, najpierw mroczny, epicki wstęp, black metalowe czy też raczej shoegaze'owe rozwinięcie w momencie radości i ekstazy. Płytę wieńczy "Szondi Két Apródja (2. Rész)" Arany'ego, który w dwa lata później zostanie nagrany ponownie na potrzeby "Arany-Album". 

Pod względem brzmienia i aranżacji, także melodyjności faktycznie jest to album doskonały, na pewno także jeden z najlepszych w dyskografii Dalriady. Rozczarowuje jednak tekstowo, w którym zabrakło większej ilości historycznych odniesień, historii, mimo, że motywem przewodnim są przodkowie i tworzenie nowej tożsamości narodowej. Po raz pierwszy jednak Dalriada brzmi tutaj pełnie i bardzo żywo, energetycznie, mimo wspomnianego ciężaru tematycznego. Marzec węgierskich bardów muzycznie jest ciepły i bardzo interesujący, jednakże moim zdecydowanym faworytem jest ich kolejny krążek noszący tytuł "Szelek", ale o nim w kwietniu. Ocena: 8,5/10


Fragment słów utworu "Szentföld" w tłumaczeniu własnym.

1 komentarz:

  1. Lubię tego typu projekty, tak zewnętrznie, koncepcyjnie. bo muzycznie juz mniej mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń