poniedziałek, 8 lipca 2013

WNS XXXI: Serenity, Visions of Atlantis

Serenity - czyli ten fajniejszy...
Jeszcze nigdy nie stawiałem na moim blogu, tylu tak niskich ocen w tak krótkim czasie. Selekcja płyt godnych opisania u mnie jest podstawą, jednak czasami trzeba. Dwie kolejne płyty, proszone z ramienia Heavy Metal Pages, które postanowiłem, rzecz chyba u mnie nie słychana, obsmarować. Obie grupy pochodzą z Austrii i każda z nich wydała w tym roku nowy album, żaden jednak niestety nie jest wart specjalnej uwagi. Ten odrobinę ciekawszy należy do Serenity, ten który zaś należy omijać szerokim łukiem do Visons of Atlantis...




1. Serenity – War of Ages (2013)

Austriacki Serenity do wielkich i znanych zespołów nie należy. Genialnych płyt także nie wydaje, poruszając się bowiem po utartych ścieżkach symfonicznego power metalu, nawet nie sili się na coś oryginalnego. Daleko mu do niderlandzkiej Epiki, do amerykańskiego Kamelot, czy nawet do fińskiego Nightwish na którym także wyraźnie się wzorują. Najnowsza, czwarta płyta Tyrolczyków, rozczarowuje, zresztą się wcale nie dziwę, bo poprzednie także do udanych bynajmniej nie należały.

Najnowszy album, będący pierwszym z włoskim basistą Fabio D’Amore (grającym we francuskim Fairyland) i francuską wokalistką Clémentine Delauney (wcześniej śpiewającej w Whyzdom), ma tylko kilka jasnych elementów, podobnie jak poprzedni „Death & Legacy” z 2011 roku. Pięćdziesiąt trzy minuty muzyki, którą nam proponują nie cechuje nic specjalnego. Jest nudno i powtarzalnie do bólu: tu jakaś klawiszowa wstawka, tu jakiś orkiestrowy dodatek, trochę epickich dźwięków, jakaś podejrzanie znana zagrywka gitary. Nie pomaga nawet nawiązanie do historycznych postaci i wielkich wydarzeń. Nie można wykluczyć, że taki „The Art Of War” jest nawet energetyczny, ale podobnie zbudowanych się już słyszało wiele lepszych, niezłe gitary mamy w „Shining Oasis”, ale są one tylko niezłe. Całkiem nieźle bronią się utwory „The Marticide” i „Tannenberg”, ale i tu nie usłyszymy absolutnie nic nowego, a nawet jeśli starego, to takiego co by nas autentycznie porwało. Najciekawszym kawałkiem płyty i który podobał mi się najbardziej jest tutaj „Legacy Of Tudors” – tylko w nim w pełni wykorzystano potencjał orkiestry, znanych gitarowych riffów i podniosły temat, poza tym skojarzył mi się trochę z ostatnim Nightwishem, który uważam za bardzo dobry album.


Jeden świetny kawałek, dwa niezłe i ciekawy wokal Delauney to jednak za mało. Wydany w marcu „War Of Ages” to album mocno przeciętny, wtórny i nudny. Na plus można dopisać także brzmienie, które podobnie jak na „Death & Legacy” zostało znacząco poprawione w stosunku do dwóch pierwszych albumów Serenity. Ale i to za mało, by wydać pozytywny werdykt. Można tegoż posłuchać, ale tak naprawdę, jeśli mam być szczery, to szkoda czasu. Ocena: 4/10



2. Visions of Atlantis – Ethera (2013)


Także marcowy i także austriacki. Przyznam się, że nawet nie kwapiłem się do poznania poprzednich albumów tego zespołu, jeden bowiem wystarczył, żeby utwierdzić mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z zaledwie dobrze nagranym nie porywającym gniotem.


Piąty album tej grupy tak naprawdę nawet nie jest przeciętny, jest po prostu zły. Sam rzut oka na okładkę przyprawia może nie o mdłości, ale o co najmniej śmiech, jest po prostu żałosna. Poszczególne utwory są także, krótko mówiąc żałosne. Nieciekawe są poszczególne riffy, klawiszowe tła i przede wszystkim wokale. Aktualna wokalistka Maxi Nil razem z wokalistą Mario Plankiem dwoją się i troją, ale nie wychodzą przekonująco. Ani ona, ani on nie mają głosu, który by porwał, zwłaszcza na tak nijakim tle muzycznym. Czterdzieści siedem minut, które zawarli na tym krążku dłużą się koszmarnie i naprawdę nie ma w nich nic co by przykuło uwagę na dłużej.


Jedyna udana rzecz na tej płycie to surowe, cięższe niż w innych tego typu kapelach brzmienie. Jednak to za mało, żeby uznać tę płytę za wartą uwagi. Jeśli się jest się wielbicielem power metalów wszelkich bez względu na to czy jest to dobre granie czy tragiczne, można po nią sięgnąć. Tym jednak, którzy cenią swój cenny czas i przede wszystkim uszy, którzy wolą obcować z czymś naprawdę wyjątkowym, odradzam. Ocena: 1/10


Brak nawet jednego numeru z tej płyty wstawionego w całości, zdaje się świadczyć o jego wyjątkowo niskim poziomie...

Recenzje napisane dla HMP (Heavy Metal Pages)

1 komentarz: