Będę mówił po polsku, bo chcę powiedzieć to, co myślę, a myślę zawsze po polsku. - powiedział po polsku
wybitny reżyser Andrzej Wajda podczas odbierania Oscara za całokształt
twórczości w 2000 roku. Te słowa najlepiej oddają myśl przewodnią cyklu
kilku felietonów, które poświęcimy braku i zaniku języka polskiego w
polskiej muzyce oraz o powszechnej dominacji języka angielskiego.
Wielokrotnie z Marcinem Wójcikiem w ostatnim czasie podkreślaliśmy, że
mamy tego powyżej uszu, że coś nam umyka. Chcemy zwrócić uwagę na
poważny problem, skłonić do refleksji i zaprosić do polemiki.
W siódmej odsłonie "Polisz Jor Inglisz", a drugiej lipcowej, zapraszamy do lektury wypowiedzi Jana Babińskiego, muzyka znanego z takich zespołów jak Zdrowia Szczęścia Pomarańczy (już nie istniejącego), Rooftop Party, Kilgore i Chłodny Tata...
Pisanie sensownych tekstów piosenek nie jest rzeczą łatwą.
Dlatego nie widzę nic złego w tym, że niektóre zespoły decydują się grać muzykę
stricte instrumentalną.
Język angielski jest z muzyką rock'n'rollową związany
nierozerwalnie, głównie dlatego, że jest ona wytworem amerykańskiego kręgu
kulturowego, odżywianym dodatkowo przez Brytyjczyków. Jeśli popatrzymy na
historię tego gatunku - w każdej (lub prawie każdej) z gałęzi muzyki rockowej
dostrzeżemy dominującą rolę zespołów amerykańskich, brytyjskich, lub
pochodzących z brytyjskich kolonii (chociażby australijskie AC/DC). Nie widzę w
tym absolutnie nic dziwnego. To USA i Wielka Brytania emitują przekaz, który
odbierają peryferia. Sporadycznie zdarzają się przypadki zespołów śpiewających
w swoim rodzimym języku, zyskujących rozgłos lokalny (np. francuska grupa Noir
Desir, koncertująca swego czasu w całej Europie), a nawet globalny (świetnym
przykładem jest Rammstein - toporne to trochę i śpiewane w języku wojny, ale w
Stanach trasa z 2009 roku została wyprzedana na pniu), ale należy to
potraktować jako ewenement.
Inna sprawa, że w świadomości polskich odbiorców zakorzeniło
się przekonanie, wynikające z peerelowskiego hasła "Polska młodzież śpiewa
polskie piosenki".
Oczywiście, przeciętny słuchacz bardziej cenić będzie
zespoły śpiewające po polsku - bo rozumie o czym śpiewają, albo przynajmniej
tak mu się wydaje.
Począwszy od lat sześćdziesiątych XX wieku powstało w Polsce
parę dobrych i parę złych zespołów, którym z lepszym lub gorszym skutkiem udało
się zdobyć uwagę fanów. Przeważnie śpiewały w języku polskim - szeleszczącym i
niezrozumiałym dla obcokrajowca. Nie wiadomo, czy czyniły to z poczucia
patriotyzmu, przekory, czy z nieumiejętności opanowania obcego języka.
Do niektórych z zespołów przypięto etykiety mające
szufladkować je jako polskojęzyczne odpowiedniki zachodnich kapel (TSA nazywano
"polskim AC/DC", Riedla -"polskim Morrisonem", ostatnio
spotkałem się z określeniem "Jagger z Olecka" pod adresem Janusza
Panasewicza, wokalisty Lady Pank). Moim zdaniem - kretynizm na potęgę.
Fakt, że coraz więcej nowopowstałych kapel sięga po teksty
anglojęzyczne świadczy moim zdaniem o tym, że muzycy czują się pewniej w tym języku.
Może być też podyktowany chęcią podboju rynków zachodnich. Nie znaczy to
natomiast, że tekst napisany po angielsku jest od razu lepszy, bądź że
gwarantuje zainteresowanie zachodniej publiczności. Niektórzy wychodzą z
założenia, że po angielsku można śpiewać największe bzdury, a i tak dobrze
zabrzmi, ale ta strategia ma krótkie nogi, bo prędzej czy później to wyjdzie na
jaw.
Są w Polsce świetni autorzy tekstów nieposiadający swoich
zachodnich odpowiedników (trudno by mi było znaleźć np. "zachodniego"
Ciechowskiego, czy Janerkę), są tacy też na zachodzie. Podobnie jest z odwrotną
sytuacją. I na Zachodzie, i w Polsce zdarza się tekściarzom płodzić kaszany
straszne. Nie ma i nie będzie reguły.
Na tekst przede wszystkim trzeba mieć pomysł. Nieważne w
jakim języku zostanie napisany. I dobrą, przyzwoicie zagraną muzykę do tego.
Mówił mi kiedyś Piotr Pawłowski (basista The Shipyard i Made In Poland) o
pewnym Angliku, który w sklepie płytowym w Warszawie pytał sprzedawcę o jakieś
stare nagrania zapomnianej polskiej kapeli No To Co, twierdząc że "to
takie 3 razy lepsze Mumford & Sons" i dziwiąc się, dlaczego polscy
muzycy nie zwracają uwagi na takie skarby. Widać można i tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz