sobota, 4 listopada 2023

Pod LUpą: Powrót Króla (1)


 

Wielu bardzo chciało, żeby ten dzień nadszedł, ale aż do teraz było to raczej mało prawdopodobne i raczej niewielu spodziewało się, że naprawdę wydarzy...

 

Chodzi oczywiście o powrót Mike'a Portnoya do Dream Theater po trzynastu latach od jego głośnego odejścia.  Przypomnijmy, że w zaledwie w kilkanaście miesięcy po wydaniu "Black Clouds & Silver Linnings" i po efemerycznym dołączeniu jako muzyk sesyjny do grupy Avenged Sevenfold, która w tamtym czasie borykała się z tragiczną śmiercią perkusisty Jamesa "The Rev" Sullivana i chwilę po zakończeniu trasy promującej dziesiąty album studyjny Dream Theater,  8 września 2010 roku, Mike Portnoy ogłosił swoje odejście z zespołu, który założył i współtworzył wówczas przez 25 lat. Dzień ten przez wielu został zapamiętany jako koniec Teatru Marzeń, choć sam zespół szybko znalazł - jak się okazało - godne zastępstwo w postaci Mike'a Manginiego. Mangini w tym czasie był w środowisku już uznanym muzykiem sesyjnym, ale także członkiem zespołów Jamesa LaBriego - zagrał bowiem na obu płytach projektu MullMuzzler i na pierwszym krążku sygnowanym nazwiskiem wokalisty Dream Theater, a także wykładowcą na Berklee, tej samej z której wywodzą się muzycy Teatru Marzeń. Wygrał casting, który panowie ogłosili, testując sześciu ich zdaniem najwybitniejszych perkusistów naszych czasów mogących podołać wymagającym partiom Portnoya i jednocześnie w odpowiedni sposób wejść w zespół. Od tego czasu, Mangini nagrał z Dream Theater pięć albumów studyjnych ("A Dramatic Turn of Events", "Dream Theater", "The Astonishing", "Distance Over Time" i "A View From A Top Of The World"), zagrał mnóstwo koncertów i jak się okazało, nie tylko doskonale radził sobie z tym, co zostawił po sobie Portnoy, ale także w końcu, nadając muzyce Dreamów własnego sznytu.

Mike Portnoy nie próżnował, bo w ciąg trzynastu lat nagrał mnóstwo nowej muzyki z różnymi zespołami w których albo już działał za czasów swojej obecności w Dream Theater (wiele płyt Neala Morse'a czy Transatlantic), założył kilka zespołów, które w takiej czy innej formie przetrwały praktycznie do dziś (The Winery Dogs, Adrenaline Mobs, Sons of Apollo, The Flying Colors, Metal Allegiance). W międzyczasie grał też mnóstwo koncertów, w tym także ze specjalnymi koncertowymi zespołami takimi jak Portnoy Sheehan MacAlpine Sherinian (od nazwisk tworzących skład muzyków z którym wydał jedną znakomitą koncertówkę "Live In Tokyo") czy zakładając specjalny zespół The Shattered Fortress z muzykami z grupy Haken, z którymi wykonywał całe AA 12 Steps Suite i wybrane numery z repertuaru Dream Theater. Jednym słowem, był tak zapracowany, że naprawdę ciężko było uwierzyć, że w ogóle będzie rozważał powrót do swojego macierzystego zespołu.

Dodać tutaj należy także, niechętne nastawienie pozostałych muzyków Dream Theater do jego powrotu krótko po jego odejściu, gdy Portnoy po rozważeniu i przed rzuceniem się w wir wielu projektów w które był zaangażowany od 2010 roku, chciał wrócić. Okazało się także, że w zespole znów narastały tarcia na linii Portnoy/LaBrie/Petrucci oraz, że jednym z powodów odejścia Mike'a Portnoya była także jego chęć zrobienia dłuższej przerwy, co nie odpowiadało pozostałym członkom Teatru Marzeń. Perkusista, miał też być poważnie skłócony z Jamesem LaBriem. Później, w wywiadach padały nawet zapewnienia Petrucciego i LaBriego, że nie rozmawiali ze sobą od dłuższego czasu i nie ma sensu wracać do czegoś, co się już wydarzyło i nieodstanie. Wszystko uległo zmianie w czasie pandemii COVID-19, w roku 2020. Korzystając z mnóstwa wolnego czasu John Petrucci, gitarzysta Dream Theater, w końcu zdecydował się napisać i nagrać swój drugi solowy album. Bardzo dobry, "Terminal Velocity" został nagrany razem z Portnoy'em, a dla obu panów była to pierwsza wspólna kolaboracja i sesja nagraniowa od czasu jego odejścia z Dreamów. Szybko okazało się też, że to nie koniec, bo również w 2020 roku ogłoszono powrót Liquid Tension Experiment w oryginalnym składzie, a także nagrano równie udany dwupłytowy album opatrzony numerem trzy, który został wydany w 2021 roku. Portnoy powiedział przy okazji promocji "LTE 3", że na czwarty album projektu nie trzeba będzie czekać kolejnych dwudziestu lat. Nieco później, Mike Portnoy pojawił się nawet jako widz na koncercie Dream Theater, gdzie był nawet widziany z Jamesem LaBriem, który później potwierdził, że sobą rozmawiali i... pogodzili.

Po nagraniu dwóch nowych płyt razem z Petruccim i po doniesieniach o pogodzeniu się z LaBriem, pojawiły się pogłoski, iż Portnoy ma wrócić do Dream Theater, choć nawet wówczas, trzeba było być raczej sceptycznym i włożyć je między bajki. Jeszcze w 2021 roku, ukazał się piąty album Dream Theater z Mikiem Manginim na stanowisku perkusyjnym z którym następnie wyruszono w długą trasę koncertową i nic nie wskazywało, żeby nagle miało dojść do jego zastąpienia, a tym bardziej na powrót Portnoya. Historia lubi się jednak powtarzać, a przynajmniej bywać bardzo podobna. Niespodziewanie, 25 października 2023 roku na oficjalnych kanałach Dream Theater pojawiło się zdjęcie z Portnoyem i obszerne oświadczenie zespołu, że Mike Mangini nie jest już członkiem grupy, a w jego miejsce wraca Mike Portnoy z którym nagrają swój szesnasty album studyjny - pierwszy z Portnoyem jako Dream Theater od piętnastu lat i trzynastu od czasu jego odejścia. Internet oszalał z radości. Nie są znane szczegóły odejścia Manginiego i powrotu Portnoya, ale niewykluczone, że rozmowy na ten temat toczyły się w obozie Dreamów od dłuższego czasu. 

Nie trudno jednak odnieść wrażenia, że Mangini został potraktowany bardzo podobnie jak Derek Sherinian, który dołączył do Dream Theater w październiku 1994 i pozostawał członkiem grupy aż do 1999 roku, gdy nagle bezceremonialnie został z zespołu wyrzucony, bo Jordan Rudess wreszcie był wolny i świeżo po nagraniu dwóch płyt z projektem Liquid Tension Experiment, który był jego oficjalną przepustką do Dreamów. Mangini wypowiedział się na temat w wywiadzie danym dla podcastu "The Mistress Carrie Podcast" i stwierdził: Rozumiem tę decyzję. Kiedy mi ją przekazano, zrozumiałem ją. Po prostu. Powiedziałem: „Dobra, rozumiem to. Oryginalny członek zespołu wraca do składu, kapuję”. To wszystko. Dosłownie, wszystko. Grałem z zespołem przez 13 lat i było to niewiarygodne doświadczenie. Można tę wypowiedź odczytać z poczuciem zdziwienia, lekkiego zażenowania, ale i właśnie z podkreśleniem tego "zrozumienia". Z Sherinianem było przecież bardzo podobnie - decyzję uszanował, choć przekazano mu ją w dziwny i trochę nagły sposób, a wszystko wskazuje na to, że właśnie z Manginim było identycznie. Być może też kiedyś dowiemy się więcej na ten temat.

Dream Theater A.D 2023

Mike Portnoy, pozostaje perkusistą fenomenalnym i niezastąpionym, choć przez długi czas z jego licznymi projektami po odejściu z Dream Theater miałem spory problem i uważałem, że rozmienia się na drobne. Z początku byłem jego odejściem bardzo niepocieszony, ale szybko polubiłem Manginiego. Jego trzynastoletni okres bębnienia dla Dreamów był czasem naprawdę fantastycznym. Mangini znakomicie zastąpił Portnoya, a także znalazł swoje miejsce w zespole i jego brzmieniu. Zespół z nim na pokładzie przetrwał jedną z najpoważniejszych zmian w grupie i mimo, iż wiele osób nigdy nie polubiło się z jego grą, nie zaakceptowało go w pełni, a także uważają, że nagrane z nim płyty są kiepskie (także wokalnie, ale to już osobna kwestia), to absolutnie nie można podważać jego wkładu i serducha jaki włożył w Dream Theater w ciągu tych trzynastu lat. Wracając jednak do Portnoya, osobiście, ostatecznie nie odczułem jego braku, ani nie byłem jedną z tych osób, które ciągle marzyły o jego powrocie. Zmiana w Dreamach w 2010 roku przyszła płynnie i była to mimo wszystko zmiana udana i być może bardzo potrzebna. 

Nieoczekiwana wieść o powrocie Portnoya do Dream Theater jednak mnie zaskoczyła i ucieszyła - zresztą nie tylko mnie. Zaskakująca informacja z początku była przeze mnie potraktowana z niedowierzaniem. Kilkukrotnie upewniłem się, że to nie jakiś prima aprilis, ani że nikt nie włamał się Dreamom na konto, żeby wstawić taką informację. Wszystko się zgadza. Mike Portnoy wraca do Dream Theater, ale nie jako Syn Marnotrawny, a jako Król. Mangini godnie go zastępował, ale jednak był tylko Namiestnikiem, ale to właśnie Portnoy jest Królem. Nie chcę powiedzieć, że Dream Theater bez niego było puste, ale na pewno było nieco innym zespołem, aniżeli z nim. Jego powrót jest może zaskoczeniem, ale jak najbardziej pozytywnym. Jego powrót do Dreamów nie jest tylko zabiegiem koniunkturalnym, ani ekonomicznym. Mam nadzieję, że nie jest to powrót jednorazowy lub tymczasowy, ale nie jest też powrotem koniecznym, choć jak najbardziej mile widzianym. Panowie się pogodzili, poczuli ponownie więź oraz energię i najwyraźniej chcą to wykorzystać. Powrót Portnoya będzie dla Dreamów ożywczy, odświeżający i intrygujący, na tej samej zasadzie jak miało to miejsce przy okazji dołączenia do grupy Manginiego. Prawdopodobnie szesnasta płyta studyjna nie będzie się specjalnie różnić od ostatnich albumów Dreamów, ale będzie ją z całą pewnością wyróżniać perkusja Portnoya - nie powiem, że niepodrabialna, ale na pewno jeszcze bardziej Dreamowa i przede wszystkim  Portnoyowa, aniżeli miało to miejsce na płytach z Manginim.

Zmiana, czy też raczej powrót Portnoya to także powrót do większej kontroli nad zespołem, bo to Portnoy zawsze nadawał grupie kierunek, podczas gdy pod jego nieobecność obowiązek ten spadł na Petrucciego. To także nadzieja na to, że większą uwagę zwracać się będzie na wokale LaBriego. Nie ma raczej co się oszukiwać, Dream Theater nie będzie celowało w kolejną zmianę głosu po niemal 40 latach istnienia, nie ma też sensu tłumaczenie dlaczego nie miałoby to sensu, nawet jeśli (zgodnie z prawdą) twierdzi się, że James już nie potrafi śpiewać tak jak kiedyś. Powrót Portnoya, jak sądzę, przyniesie też większą kontrolę nad jakością wokalu LaBriego, który będzie musiał mocniej się przykładać do swoich wykonów na żywo, a także mniej polegać na technologii na nagraniach studyjnych. O ile bowiem pandemia pozwoliła mu na znakomite i bardzo naturalne wykonania studyjne na "A View From A Top Of The World" i solowym "Beatiful Shade Of Grey", o tyle koncertowo wypadał naprawdę źle. Portnoy w mojej opinii jest gwarantem przypilnowania głosu LaBriego nie tylko w studiu, ale także w czasie koncertów. 

Jego powrót wniesie też w nagrania ożywcze prądy, a Dream Theater będzie silniejsze niż kiedykolwiek. Mam też nadzieję, że powrót Portnoya do Teatru Marzeń nie oznacza końca Lost Not Forgotten Archives - jest bowiem jeszcze wiele albumów z katalogu YtseJam Records, które można byłoby wznowić, a także zapewne wiele nowszych materiałów, czy to z Portnoyem, czy to z Manginim, które w tej serii mogą (i może nawet powinny) ujrzeć światło dzienne. Cykl ten to także możliwość rozszerzania podstawowej studyjnej działalności zespołu o unikatowe albumy koncertowe, a także idealne miejsce na potencjalny pełny wykon "AA 12 Steps Suite" podpisany nazwą Dream Theater, aczkolwiek nie obraziłbym się, gdyby w ramach tej serii wydano także oficjalnie istniejące bootlegi Shattered Fortress. Dream Theater w drugiej erze Portnoya, będzie mogło, jeśli wierzyć słowom LaBriego, że "jest to ostatni i ostateczny skład Dream Theater", nagrywać, występować i wydawać kolejne albumy przez co najmniej dwie kolejne dekady i nadal zachwycać fanów w każdym wieku - zarówno byłych, stałych i przyszłych - nawet bez przesuwania granic gatunkowych, utrzymując wypracowany styl, solidność i poziom oraz dobrze znaną jakość.

Król powrócił i wierzę, że będzie to powrót udany, piękny i przyjęty z ogromnym entuzjazmem także na przyszłych koncertach grupy, już z nowym materiałem, ale także jak należy wierzyć, z kilkoma wybranymi kawałkami z ery Manginiego, które dostaną nowe życie i ciekawą perspektywę brzmieniową, na tej samej zasadzie jak zyskały utwory z Portnoyem w wykonaniach Manginiego. Odnosząc się na zakończenie do tytułu jednego z numerów słynnego krążka Dreamów "Scenes from a Memory: Metropolis Pt. II" i do częstego powiedzonka Portnoya podczas występów w Nowym Jorku: Witaj w domu, Mike!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz