Podczas spotkań promujących siódmy album grupy w Empikach, Mariusz Duda i Michał Łapaj grali krótkie koncerty akustyczne, które spotkały się z na tyle dużym zainteresowaniem, że nie powinno nikogo dziwić, że krótko po ich zakończeniu panowie ogłosili, iż zamierzają nagrać akustyczne wersje studyjne. Owocem tej sesji jest epka, którą dołączono do limitowanego wydania "Wasteland" z dźwiękiem w technologii 5.1, które miało swoją premierę 29 listopada tego roku. Jak wypadają akustyczne numery, które znalazły się na trwającej niespełna trzydzieści minut epce?
Utworów jest pięć, a właściwie cztery. Ostatni z nich, to dobrze znane wszystkim z ostatnich tras Riverside koncertowe intro wybrzmiewające przed rozpoczęciem występów. Najpierw jednak należy przyjrzeć się, a właściwie przysłuchać, wspomnianym czterem numerom, które Duda i Łapaj nagrali w studiu podczas akustycznej sesji, będącej pokłosiem minikoncertów z Empików. Pamiętam, że koncerty zaczynali od "The Night Before", ale tego numeru nie znajdziemy na epce. Ta zaczyna się od zaskakującej wersji "Vale of Tears" z "Wasteland" całkowicie ogołoconej z perkusji, mocnego rytmu i ostrego riffu. Nowy gitarowy riff jest mroczniejszy, bardziej bluesowy, a perkusyjny bit zastąpił uwydatniony klawisz. Utwór stał się bardziej zwiewny i jeszcze bardziej przejmujący, ciekawie dzieje się także w sferze wokalnej gdy Mariusz dośpiewuje linie po refrenie na kształt kołysanki. Równie niezwykła jest nowa wersja "Out of Myself" z debiutanckiej płyty zespołu pod tym samym tytułem. Wolniejsza, bardziej liryczna i niepokojąca. Ponownie oparta jedynie na gitarze, klawiszach i głosie Mariusza. Piękne.
Po niej wskakuje "02 Panic Room", znany z "Rapid Eye Movement", który z ostrego, kroczącego numeru zmienił się w przejmującą i smutną liryczną piosenkę przepięknie rozpisaną ponownie jedynie na klawisze Łapaja, spokojną gitarę Mariusza i jego głos. Odnoszę wrażenie, że w tej klaustrofobiczny wymiar tego kawałka uwydatnił się jeszcze mocniej niż dotychczas. "Wastelandowa" klamra akustycznej epki to "River Down Below", która paradoksalnie przeszła najmniejsze zmiany, bo wszakże oryginał także mocno opiera się na brzmieniu akustycznym (a przynajmniej do czasu ostrzejszego finału z solówką). Tutaj także w oparciu tylko o gitarę i klawisze, jest nieco mroczniej, naturalnie bardziej bluesowo, a ostrzejsze momenty pojawiają się jedynie w szorstkiej akcentacji słowa "below" przez Dudę. Na deser jeszcze wspomniane intro z koncertów mające w sobie coś z ambientowych eksperymentów Riverside znanych ze "Shrine Of New Generations Slaves" czy utworów z "Eye of the Soundscape" z tą różnicą, że nie jest to utwór muzyczny. Dzięwięciominutowe intro to przede wszystkim niepokojące dźwięki szumu wiatru, krakania, kroków i kaszlu tu i ówdzie przetknięte jedynie jękiem skrzypiec Michała Jelonka czy klawiszowym tonem. Wprowadzając do koncertu miał on w sobie coś mistycznego, ale słuchany w domu ma wymiar przede wszystkim bardzo przygnębiający, smutny i melancholijny, a zarazem idealnie wpisujący się w całość nie tylko epki jako takiej, ale i całej płyty "Wasteland".
To, co najbardziej powinno się podobać w tej epce to fakt, że panowie nie zrobili po prostu wersji akustycznych, ale pobawili się formą. Samo ogołocenie aranży do gitary i klawiszy robi naprawdę dobre wrażenie, a subtelne smaczki sprawiają, że tych numerów słucha się naprawdę znakomicie. Bardzo mnie jako fana Riverside cieszy, że ta epka się ukazała, że te minikoncerty z Empików nie pozostaną jedynie wspomnieniem dla nielicznych. Inną sprawą jest fakt, że fizyczne wydanie dostępne jest tylko wraz z limitowaną edycją "Wasteland" w miksie 5.1, bo drugiej wersji płyty z wyraźniejszym dźwiękiem, którego i tak nie będę miał jak właściwie odtworzyć, osobiście jakoś specjalnie nie potrzebuję. Epka na szczęście jest dostępna na Spotify w całości i mam nadzieję, że tak zostanie. Warto posłuchać, warto nad nią podumać i być może nawet uronić łezkę, sam się bowiem na pewnym wzruszeniu podczas słuchania łapałem. Piękna sprawa i w sumie nie obraziłbym się jakby za jakiś czas panowie zdecydowali się na jeszcze kilka takich utworów z innych swoich albumów. Wreszcie, bo to już chyba najwyższy czas, czekam na nową płytę Riverside - ostrzejszą od "Wasteland" i dwóch wcześniejszych, bardziej surową, może nawet w całości opartą tylko o bas, klawisze i perkusję i bez gitar - tak jak, i o ile mnie pamięć nie myli, Mariusz kiedyś obiecywał, a wyszło troszkę inaczej.
Po niej wskakuje "02 Panic Room", znany z "Rapid Eye Movement", który z ostrego, kroczącego numeru zmienił się w przejmującą i smutną liryczną piosenkę przepięknie rozpisaną ponownie jedynie na klawisze Łapaja, spokojną gitarę Mariusza i jego głos. Odnoszę wrażenie, że w tej klaustrofobiczny wymiar tego kawałka uwydatnił się jeszcze mocniej niż dotychczas. "Wastelandowa" klamra akustycznej epki to "River Down Below", która paradoksalnie przeszła najmniejsze zmiany, bo wszakże oryginał także mocno opiera się na brzmieniu akustycznym (a przynajmniej do czasu ostrzejszego finału z solówką). Tutaj także w oparciu tylko o gitarę i klawisze, jest nieco mroczniej, naturalnie bardziej bluesowo, a ostrzejsze momenty pojawiają się jedynie w szorstkiej akcentacji słowa "below" przez Dudę. Na deser jeszcze wspomniane intro z koncertów mające w sobie coś z ambientowych eksperymentów Riverside znanych ze "Shrine Of New Generations Slaves" czy utworów z "Eye of the Soundscape" z tą różnicą, że nie jest to utwór muzyczny. Dzięwięciominutowe intro to przede wszystkim niepokojące dźwięki szumu wiatru, krakania, kroków i kaszlu tu i ówdzie przetknięte jedynie jękiem skrzypiec Michała Jelonka czy klawiszowym tonem. Wprowadzając do koncertu miał on w sobie coś mistycznego, ale słuchany w domu ma wymiar przede wszystkim bardzo przygnębiający, smutny i melancholijny, a zarazem idealnie wpisujący się w całość nie tylko epki jako takiej, ale i całej płyty "Wasteland".
Ocena: Pełnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz