Napisał: Jarek Kosznik
W
tym roku przypada okrągła, dwudziesta rocznica premiery trzeciego,
owianego legendą albumu brytyjskiego zespołu Cradle of Filth pod
tytułem „Cruelty and The Beast”.* Powyższa grupa jest
prawdopodobnie najbardziej znanym na świecie zespołem grającym
szeroko pojęty ekstremalny metal, łączącym elementy gothic, black
i symfonicznego metalu, chociaż dla wielu „trumetalowców”
i fanatyków prymitywnego black metalu spod znaku Darkthrone czy
Mayhem jest to dość kiczowate połączenie...
Najbardziej
charakterystycznym elementem Cradle of Filth jest niezwykle
szaleńczy, wręcz przeraźliwy, ponad sześciooktawowy głos
wokalisty Daniego Filth’a , którego piski potrafiłyby by
doprowadzić niejedną szybę do pęknięcia. Po dwóch bardzo
udanych i przełomowych poprzednich płytach zespół chciał
stworzyć swój album życia. Postawiono na szczegółowo
wyselekcjonowany, drobiazgowo dopracowany album koncepcyjny, gdzie
cała tematyka „Cruelty and The Beast” została poświęcona
okrytej bardzo złą sławą, węgierskiej „krwawej hrabinie”
czyli Elżbiecie Batory. Była ona siostrzenicą króla polskiego
Stefana Batorego, nazywana jest także do dziś „najsłynniejszą
seryjną morderczynią w historii” a także „wampirem z
Siedmiogrodu”. Nieoficjalne źródła historyczne mówią nawet o
setkach ofiar arystokratki Elżbiety, ją samą zaś skazano na karę
śmierci poprzez zamurowanie żywcem w jednej z komnat. Sama okładka
albumu jeszcze przed włączeniem zawartości muzycznej dosadnie
oddaje klimat. Widzimy tutaj wannę, w której leży młoda,
atrakcyjna kobieta (którą zapewne była Elżbieta Batory), kapiąca
się we krwi, pochodzącej zapewne od jej ofiar. Jak prezentuje się
muzyczna i tekstowa strona albumu? Czy dopiero początek mrożącej
krew w żyłach historii?
Otwierający płytę
„Once Upon Atrocity” jest krótkim, instrumentalnym
wstępem nakierowanym na wprowadzanie w klimat niepokoju i strachu,
czuć to narastające napięcie budowane z dodatkiem elementów
klawiszowych. Bardzo tajemnicza melodia przechodzi płynnie w
„Thirteen Autumns and a Widow”, gdzie od
początku rzuca się w uszy, dość „musicalowy” szyk połączony
z nutką grozy. Mamy tutaj do czynienia z kombinacją i swego rodzaju
kontynuacją poprzedniej niezwykle udanej płyty „Dusk and her
Embrace”. Bardzo melodyjne, a zarazem ciężkie , pomysłowe
i nieprzewidywalne riffy
intrygują słuchacza co nie jest regułą w szeroko pojętej muzyce
black metalowej. Teksty zespołu Cradle of Filth są niezwykle trudne
do zrozumienia dla osób z krajów anglojęzycznych , nie mówiąc o
ludziach których angielski nie jest pierwszym językiem. Dani Filth
w swoich niesamowicie bogatych lirycznie tekstach, często
używa fraz z języka staroangielskiego. Warstwa tekstowa opisywanego
utworu może stanowić swego rodzaju analizę biologicznych
i psychofizycznych cech Elżbiety i jej „obłąkanych”
praktyk. Po nim wchodzi „Cruelty Brought Thee Orchids”,
któy rozpoczyna się słynnym cytatem głównej bohaterki – Hear me
now! All crimes should be treasured if they bring
thee pleasure somehow” (Wysłuchajcie mnie! Wszystkie zbrodnie są skarbem jeśli przynoszą jakąkolwiek rozkosz). Jest to jeden z absolutnych klasyków
, a zarazem uważany przez ogromną część fanów za najlepszy
kawałek COF w historii. Bardzo motoryczne, żywe, dynamiczne riffy
(słychać tu inspiracje innymi legendami metalu z Wielkiej Brytanii
czyli zespołem Iron Maiden), bardzo zróżnicowany wokal Filtha od
szeptów, przez głębokie growle po absurdalnie wysokie piski i inne
nieludzkie odgłosy. Występują tutaj bogate opisy „upodobań”
natury erotycznej hrabiny Batory, a wszystkiemu towarzyszą
sporadyczne odgłosy wilkołaków i orgazmów głównej bohaterki.
Szaleństwo się rozwija! Po nim wchodzi mój prywatny faworyt całego
opisywanego albumu czyli „Beneath The Howling Stars”.
Tutaj naprawdę jest wszystko czego dusza fana „kredek”
zapragnie. Liczne zmiany tempa i emocji, piękne melodie i harmonie
odegrane z nutka obłędu , znakomite wokale zarówno Daniego i jak i
żeńskie wokalizy, dodatkowo wzbogacające wartość artystyczną
albumu. Mnie najbardziej urzekły w tytułowych „wyjących
gwiazdach” liczne, silnie inspirowane muzyką klasyczną klawisze,
sprawiające, że chłonę klimat jak gąbka. Czuć ten wynikający
ze słów strach i obawę przed nieprzewidywalnością i brutalnością
Elżbiety. „Venus in Fear”, stanowi swego rodzaju krótki
przerywnik muzyczny, chociaż czegoś podobnego chyba nigdy wcześniej
nie słyszałem. Od początku słuchacz jest wprowadzany we wręcz
narkotyczny trans, bardzo dziwna lekko opóźniona melodia, może
odzwierciedlać odczucia kolejnej potencjalnej ofiary „krwawej
hrabiny”. Punktem kulminacyjnym są pojawiające się nagle odgłosy
zabijanych osób, a w tle słychać po raz kolejny odgłosy
seksualnej przyjemności z jednoczesnym zaspokajaniem
socjopatycznych i sadystycznych potrzeb
Batory. Ten utwór stanowi najbardziej dosadne odzwierciedlenie
kontrowersyjnej okładki płyty. Potem wchodzi „Desire in
Violent Overture”, który zaczyna się topornymi, dość
charakterystycznymi dla black metalu riffami. W między czasie
słychać znowu ciekawe zabawy melodią w stylu maidenowskim,
zdarzają się okazjonalne solówki, chociaż są to raczej krótkie
chaotyczne wstawki w stylu Slayera. Warto wyróżnić też
interesującą pracę gitary basowej i perkusji. Mocne inspiracje
debiutem czyli „The Principle of Evil Made Flesh”.
Następny „The
Twisted Nail of Faith” rozpoczyna się komicznym wstępem rodem
z horrorów klasy B. Niestety jest to jeden ze słabszych momentów
gdyż mamy tu do czynienia z dość nużącymi rozwiązaniami, nie
mających ze sobą zbytnio spójności. Prawdziwą perełką jest
bardzo rozbudowana, złożona z trzech części suita „Bathory
Aria”, być może jest to największa arcydzieło szeroko
pojętej muzyki black metalowej w historii. Kościelne chóry, bardzo
melancholijne liryczne melodie, zmienny rytm, szalona kaskada
gitarowych riffów podlana bardzo symfonicznym „sosem”–
wszystko to znajdziemy w pierwszej części
„Benighted Like Usher” W „A Murder of Ravens in Fugue” mamy
do czynienia z formą balladową, pewnym
zwolnieniami, bardzo epickimi przejściami muzycznymi, występuje
tutaj dalszy opis obłędu Batory i jej sytuacji. Trzecia część
suity „Eyes That Witnessed Madness” stanowi trafne dopełnienie
całości. Kolejne znakomite miniaturki rodem z muzyki Jan
Sebastiana Bacha, wolne, ironiczne melodyjki, mogące obrazować
pychę, butę i bezkarność hrabiny. Wszystko coraz bardziej
zwalnia, a suita kończy się wampirycznymi odgłosami. Kolejny
instrumentalny przerywnik „Portait of Dead Countess”
zaskakuje dojrzałymi, pełnymi patosu, spokojnymi melodiami.
Możliwe, że odnosi się do śmierci Elżbiety Batory i końca jej
tyranii. Kończący album „Lustmord and Wargasm (The Lick of
Carnivorous Winds)” zaczyna się od dość płytkich melodyjek,
potem wchodzą dość prymitywne, szybkie riffy, pierwsza część
kawałka jest niestety nudna. Wszystko zmienia się około czwartej
minuty, gdzie rozpoczynają się motywy będące swego rodzaju
„klamrą” spinającą i podsumowującą
wszystko. Uśmiech na mojej twarzy wywołały po raz kolejny lekko
jajcarskie melodie z charakterystycznym dla COF humorem na
syntezatorach. Na koniec mamy lekko szalone , krótkie solo,
sekwencję dziwnych dźwięków i wszystko się nagle kończy.
„Cruelty and The Beast”
jest zdecydowanie najlepszą płytą Cradle of Filth a zarazem ich
szczytowym osiągnięciem. Zapierająca dech w piersiach różnorodna
i niebanalna warstwa muzyczna, niebywale rozbudowane teksty
świadczące o wielkiej wiedzy i umiejętnościach literackich
Dani’ego Filtha , znakomicie wykrojone partie klawiszowe, soczysty
bas i fenomenalna gra perkusisty Nicholasa Barker’a stanowią
zabójczą całość. Niezwykle szczegółowo dopracowana opowieść
o Elżbiecie Batory porywa słuchacza od samego początku, nie
pozwalając mu oderwać się od klimatu. Były oczywiście pewne
krytyczne głosy dotyczące miksu płyty, a w szczególności
perkusji, jednakże nie jest to wielki problem, przynajmniej dla
mnie, nie psuje to tajemniczej aury albumu. Zdarzają się także
gorsze, nieco mniej kreatywne momenty , ale są raczej to sporadyczne
sytuacje , generalnie można słuchać „Cruelty and The Beast” od
początku do końca bez przewijania. Chociaż poznałem tą płytę
ponad 14 lat temu, odkrywam ją z każdym rokiem coraz bardziej.
Szkoda, że następne płyty zespołu może poza „Midian” były
już znacznie gorsze czy wręcz beznadziejne. Podsumowując polecam
tą pozycje nie tylko zatwardziałym fanom muzyki ekstremalnej , a
także osobom ceniącym sobie ciekawe muzyczne przygody z
interesującymi, niecodziennymi motywami w tle.
* Wypadła dokładnie 27 kwietnia.(przyp.red.nacz.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz