Napisała: Milena "Lady Stoner" Barysz
Nie taka stołeczna Praga straszna i przepełniona dresami jak o niej mówią. 6 grudnia w warszawskiej klubokawiarni Chmury odbyły się najgłośniejsze, najbardziej pokręcone Mikołajki w Warszawie. W rolę Mikołajów wcieliły się trzy znakomite kapele i posypali prezentami w postaci wybornych dźwięków, awyrwali je z różnych półek stylistycznych.
Nie taka stołeczna Praga straszna i przepełniona dresami jak o niej mówią. 6 grudnia w warszawskiej klubokawiarni Chmury odbyły się najgłośniejsze, najbardziej pokręcone Mikołajki w Warszawie. W rolę Mikołajów wcieliły się trzy znakomite kapele i posypali prezentami w postaci wybornych dźwięków, awyrwali je z różnych półek stylistycznych.
Idąc na ten koncert nie do końca wiedziałam czego mam się
spodziewać. Wcześniej słyszałam i widziałam na żywi tylko warszawski
punk’n’roll czyli Poison Heart. Prócz nich wystąpili jeszcze Vulcan Rodeo i
Sautrus. Celowo nie zapoznałam się z ich twórczością „na szybko” przed imprezą.
Chciałam i ja zrobić sobie prezent. Ale czy trafiony?
Jako pierwsi na scenie wystąpili Panowie z Vulcan Rodeo.
Jest to nowa, jeszcze owiana tajemnica warszawska formacja. Co grają? Dla
niezaznajomionych z tematem i to pozostanie tajemnicą. Ich inspiracje sięgają
od prehistorii po odległą przyszłość. Czy potwierdzam? Tego nie mogę
powiedzieć. Jak tylko Panowie wyszli na scenę – ja „na chwilę” musiałam wyjść z
klubu. Wróciłam, zastałam owacje i piski zadowolonych słuchaczy i zwijających
sprzęt muzyków. Takim to sposobem przegapiłam pierwszy występ. Z relacji osób
trzecich wiem, że mam czego żałować. Wiem też, że przy najbliższej okazji zrobię
wszystko, żeby stać pod samą sceną na koncercie Vulcan Rodeo.
Po wulkanie czas na truciznę serca. Warszawscy
punk’n’rollowcy zapakowali wszystkich do
swojego muzycznego kabrioletu i zafundowali podróż do przeszłości. Podróż do
złotych czasów rock’n’rolla, do złotych czasów zabawowego punk rocka. Energia,
energia i jeszcze raz energia. Przyjemnie się ich ogląda, równie dobrze słucha
(pomimo fatalnej akustyki, o której później). Grunt, że potrafili się wybronić.
Zabawa muzyką, super kontakt z publiką, sceniczna swoboda – to co można
powiedzieć o Poison Heart. Materiał jaki zagrali pochodził w większości z ich
tegorocznego wydawnictwa, czyli z albumu „Wasted”. Na szczęście Wasted to tylko
tytuł krążka. Nikt w Chmurach, po występie punkowych rock’n’rollowców nie czuł
się wasted.
Nadszedł czas na Sautrus – stoner, doom metal z trójmiasta.
Jeszcze przed koncertem, kiedy naczelny powiedział, że bardzo ich lubi –
domyślałam się czym to pachnie. Oni też zafundowali nam podroż. Były to jednak
zupełnie inne, zupełnie odległe zakątki wszechświata. Psychodeliczne ciężkie
dźwięki, stonerowe brzmienia, doomowy zapach. Wszystko okraszone bluesowymi
naleciałościami. To coś co Lady Stoner lubi najbardziej. Mam nieodparte
wrażenie, że swoim występem porwali wszystkich, ale każdego osobno. Każdemu indywidualnie opowiedzieli swoją muzyczną historię. Na Sali była grupa osób, z której każdy
indywidualnie obcował z dźwiękami, chłoną melodię. Miałam wrażenie, ze koncert
trwa bardzo długo, nie męczył jednak ani trochę. To była niesamowita podróż do
głębi umysłu. Występ na bardzo wysokim poziomie. Takich mikołajkowych prezentów życzyłabym
sobie więcej.
Czy koncert zaliczam do udanych? Zdecydowanie tak.
Największym minusem był fatalny odsłuch. Słaba akustyka gubiła dźwięki i nie dawała
szans na pełne usłyszenie wszystkiego. Ale jak już wspomniałam, panowie się
fantastycznie wybronili i nie ma co marudzić. Poza tym klimat całego wydarzenia
był bardzo przyjemny. Przewaga koncertowych gości to „znajomi znajomych”. Każdy, przynajmniej z mojego punktu widzenia, czuł się swobodnie i jak wśród swoich.
A to pulsuje takim wydarzeniom. Reasumując – jestem jak najbardziej za
takimi miszmaszami stylistycznymi i takim wydarzeniom.
fajnie zrobić sobie prezent :)
OdpowiedzUsuń