Wiele polskich płyt pojawia się bez rozgłosu, przelatuje bez echa, a przecież nawet nieświadomie wszyscy jakoś ją znają i nucą pod nosem. Tak jest choćby z debiutanckim albumem Tomasza Organka, znanego co niektórym z grupy Sofa. Powiedzmy to od razu - albumem niezwykle dowcipnym, szczerym i udanym...
Płyta wyszła 12 maja nakładem Mystic Productions, zdobyła kilka nagród, ale nie wiedzieć czemu nie słyszałem o niej do czasu, gdy redaktorka Barysz rzuciła numerem "Głupi Ja" na naszego facebooka. Być może wiąże się to z tym, że nie bardzo śledzę to, co dzieje się na współczesnej polskiej scenie muzycznej, tak zwanej rozrywkowej, a może dlatego, że bardziej skupiam się na lokalnych zespołach lub tych cięższych, niekoniecznie mainstreamowych. Zazwyczaj zderzenie z takimi płytami jest bolesne, ale w tym wypadku dosłownie spadłem z krzesła. Inteligenty, dowcipny tekst, w dodatku napisany po polsku, zabawa muzyczną stylistyką i ujmująca za serce prostota oraz szczerość. Nadrabiając zaległości, przyjrzyjmy się i przysłuchajmy wcale nie głupiemu Organkowi i jego wyjątkowo udanej płycie.
Zaskakujący jest już utwór otwierający, w którym Organek podchodzi do każdego z osobna, podaje rękę i mówi "Nazywam się Organek". Rockowy, przebojowy numer nie tylko świetnie wprowadza w ten album, ale również od samego początku zachwyca luzem i dowcipem. W rockowym stylu zostajemy również w udanej "Dziewczynie Śmierć" pachnącej trochę Republiką czy starym T.Love. Po nim pojawia się najdłuższy na płycie, bo aż siedmiominutowy "Nie lubię - Mizantropia", w którym zaczyna się zabawa konwencją kabaretu, igranie z muzyką soul, bluesem i oczywiście radiowym popem. Kapitalny i prawdziwy tekst dopełnia ten lekki utwór i kupuje nas z miejsca. Pojawia się tu nawet zgrabne nawiązanie do... Black Sabbath.
Do formy krótkiej wracamy w szybkim punkowym kawałku "Młodzież Szuka Sensacji". Z tekstu znów bije sama prawda. A całość jest wyjątkowo energetycznie i świeżo podana. Następnie znów zaczyna się zabawa konwencją i włoską muzyką -"Italiano". Bluesowy charakter, kolejny bardzo dobry polskojęzyczny tekst, tym razem będący opowieścią. Tu także nawiązuje się do klasyki, wprawne ucho wyłapie bowiem melodię z... "The House of the Rising Sun" Animals. Kolejny ma anglojęzyczny tytuł "King of the Parasites" i jest jednym z dwóch wyjątków nie będących po polsku. Ponownie lekki, bujający i cudownie rozgrzewająco zrealizowany brzmieniowo. Nie jest to najlepszy kawałek na albumie, ale i tak bije na głowę większość lecącej w radiu chały. I do tego jeszcze mamy The Doorsowy klimat, czy też może raczej Świetlikowy. Drugim jest "Stay" utrzymanym w zbliżonym muzycznym klimacie. Tu także jest pięknie, w dodatku nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wziął ten utwór od jakiegoś bluesmena i wymieszał z patentami Jacka White'a (stylistyka wokalu i gitarowe, szybsze fragmenty).
W kolejnym wracamy już do polskich tekstów. "O, Matko!" także jest delikatny, wyraźnie bluesujący i wpadający w uszy od samego początku. To opowieść o długo nie wracającym synie, który zrobił coś i wrócił późną nocą. Brzmi znajomo? Może nie, ale wypada świetnie. Nikt mi nie wmówi, że po polsku nie da się zrobić świetnej prostej, piosenki - oto dowód! Cała płyta jest dowodem, ale to jeszcze nie koniec. Do rockowych brzmień wracamy w fantastycznym kawałku o znanej modelce "Kate Moss", a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut ucha. Ponownie też całość dopełnia znakomite brzmienie i świetny tekst śpiewany wyjątkowo przekonująco przez Organka. Równie zaskakująca jest "Autostrada 666" trwająca zaledwie dwie minuty (bez ośmiu sekund) i samym tytułem zdaje się nawiązywać do słynnej Route 66. Znów blues i znów świetny tekst. Prostota, ale taka, że na twarzy pojawia się banan. Znakomity kawałek. Po nim pojawia się kolejny majstersztyk, czyli drugi singiel do płyty "Głupi Ja". Blues, blues i jeszcze więcej bluesa... i ten tekst! Owacje na stojąco się panie i panowie należą!
Pierwszym singlem jest oczywiście "Nie Lubię", który w skróconej wersji pojawia się jako kolejny. Wyrwany z dłuższej wersji (i nie pozbawiony cytatu) jest jeszcze bardziej udany, wręcz uroczy. To już prawie końcówka płyty, bo czeka na nas jeszcze "Ta Nasza Młodość". Tu wita nas pianino, a potem wokal a capella i dopiero po chwili wejście całego zespołu. Smutny ton tego utworu również poraża prawdziwością tekstu. Wszystko przemija, oprócz inspiracji. Słychać tu nawiązywanie do Agnieszki Osieckiej, do Republiki i do całej starej szkoły polskiej muzyki, gdzie liczył się tekst, emocje i muzyka.
Absolutnie nie jest to płyta odkrywcza, ale jest ujmująco wręcz czarująca. Świetnie zrealizowana brzmieniowo, napisana i przede wszystkim zrobiona na ogromnym luzie. Wreszcie, jest napisana szczerze i podana bardzo świeżo. Dziś takiej muzyki już się prawie u nas nie pisze. Nie wypada tej płyty nie znać, będziecie się bawić znakomicie, nawet jeśli podobnego grania nie tolerujecie. Ocena: 8/10
Zaskakujący jest już utwór otwierający, w którym Organek podchodzi do każdego z osobna, podaje rękę i mówi "Nazywam się Organek". Rockowy, przebojowy numer nie tylko świetnie wprowadza w ten album, ale również od samego początku zachwyca luzem i dowcipem. W rockowym stylu zostajemy również w udanej "Dziewczynie Śmierć" pachnącej trochę Republiką czy starym T.Love. Po nim pojawia się najdłuższy na płycie, bo aż siedmiominutowy "Nie lubię - Mizantropia", w którym zaczyna się zabawa konwencją kabaretu, igranie z muzyką soul, bluesem i oczywiście radiowym popem. Kapitalny i prawdziwy tekst dopełnia ten lekki utwór i kupuje nas z miejsca. Pojawia się tu nawet zgrabne nawiązanie do... Black Sabbath.
Do formy krótkiej wracamy w szybkim punkowym kawałku "Młodzież Szuka Sensacji". Z tekstu znów bije sama prawda. A całość jest wyjątkowo energetycznie i świeżo podana. Następnie znów zaczyna się zabawa konwencją i włoską muzyką -"Italiano". Bluesowy charakter, kolejny bardzo dobry polskojęzyczny tekst, tym razem będący opowieścią. Tu także nawiązuje się do klasyki, wprawne ucho wyłapie bowiem melodię z... "The House of the Rising Sun" Animals. Kolejny ma anglojęzyczny tytuł "King of the Parasites" i jest jednym z dwóch wyjątków nie będących po polsku. Ponownie lekki, bujający i cudownie rozgrzewająco zrealizowany brzmieniowo. Nie jest to najlepszy kawałek na albumie, ale i tak bije na głowę większość lecącej w radiu chały. I do tego jeszcze mamy The Doorsowy klimat, czy też może raczej Świetlikowy. Drugim jest "Stay" utrzymanym w zbliżonym muzycznym klimacie. Tu także jest pięknie, w dodatku nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wziął ten utwór od jakiegoś bluesmena i wymieszał z patentami Jacka White'a (stylistyka wokalu i gitarowe, szybsze fragmenty).
W kolejnym wracamy już do polskich tekstów. "O, Matko!" także jest delikatny, wyraźnie bluesujący i wpadający w uszy od samego początku. To opowieść o długo nie wracającym synie, który zrobił coś i wrócił późną nocą. Brzmi znajomo? Może nie, ale wypada świetnie. Nikt mi nie wmówi, że po polsku nie da się zrobić świetnej prostej, piosenki - oto dowód! Cała płyta jest dowodem, ale to jeszcze nie koniec. Do rockowych brzmień wracamy w fantastycznym kawałku o znanej modelce "Kate Moss", a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut ucha. Ponownie też całość dopełnia znakomite brzmienie i świetny tekst śpiewany wyjątkowo przekonująco przez Organka. Równie zaskakująca jest "Autostrada 666" trwająca zaledwie dwie minuty (bez ośmiu sekund) i samym tytułem zdaje się nawiązywać do słynnej Route 66. Znów blues i znów świetny tekst. Prostota, ale taka, że na twarzy pojawia się banan. Znakomity kawałek. Po nim pojawia się kolejny majstersztyk, czyli drugi singiel do płyty "Głupi Ja". Blues, blues i jeszcze więcej bluesa... i ten tekst! Owacje na stojąco się panie i panowie należą!
Pierwszym singlem jest oczywiście "Nie Lubię", który w skróconej wersji pojawia się jako kolejny. Wyrwany z dłuższej wersji (i nie pozbawiony cytatu) jest jeszcze bardziej udany, wręcz uroczy. To już prawie końcówka płyty, bo czeka na nas jeszcze "Ta Nasza Młodość". Tu wita nas pianino, a potem wokal a capella i dopiero po chwili wejście całego zespołu. Smutny ton tego utworu również poraża prawdziwością tekstu. Wszystko przemija, oprócz inspiracji. Słychać tu nawiązywanie do Agnieszki Osieckiej, do Republiki i do całej starej szkoły polskiej muzyki, gdzie liczył się tekst, emocje i muzyka.
Absolutnie nie jest to płyta odkrywcza, ale jest ujmująco wręcz czarująca. Świetnie zrealizowana brzmieniowo, napisana i przede wszystkim zrobiona na ogromnym luzie. Wreszcie, jest napisana szczerze i podana bardzo świeżo. Dziś takiej muzyki już się prawie u nas nie pisze. Nie wypada tej płyty nie znać, będziecie się bawić znakomicie, nawet jeśli podobnego grania nie tolerujecie. Ocena: 8/10
Właśnie, szperając po Spotify znalazłam ten album i się zakochałam :D Uwielbiam takie płyty i zawsze jestem dumna, że pochodzą z rodzimego podwórka ^^
OdpowiedzUsuńJa też wyszperałem go na Spoti po poleceniu redaktorki Barysz. Tylko kiedyś takich płyt było na pęczki i nasi rodzice do dziś je nucą, a teraz zdarza się jedna na "milion lat"?
UsuńBardzo dobrze radzi sobie też na Liście Trójki i często jest prezentowany na antenie. :)
OdpowiedzUsuń