sobota, 22 grudnia 2012

WNS XIX: The Spouds, Cats On The Sun

The Spouds

Cats On The Sun

Końca świata znowu nie było, a to oznacza, że jeszcze wiele płyt przed nami do posłuchania i naturalnie (chwała Bogom!) do opisania (kilka tegorocznych wciąż czeka na swoją kolej i dostanie swoją szansę na tekst już w roku następnym). Z kolei, w dwóch ostatnich w tym roku recenzjach przyjrzę się dwóm polskim płytom: warszawskiemu The Spouds i ich płycie "Paxil", debiutowi trójmiejskiego Cats On The Sun, czyli "Czereśniowemu Albumowi". To także, ostatnia w tym roku, już dziewiętnasta, część cyklu: "W Niewielu Słowach"...



1. The Spouds - Paxil (2012)

Warszawski The Spouds nie istnieje długo, bo zaledwie od 2008 roku, a Radiowa Trójka puszczała numery z ich debiutanckiego minialbumu "Serenity Is Only the Brainwave" wydanego w 2009. Na początku roku 2012 pojawiło się z kolei ich pierwsze pełnometrażowe wydawnictwo zatytułowane "Paxil". Na WAFPie można było przeczytać o tym, że to chyba jest już nudne czytać o kolejnej płycie, o której nie da się napisać inaczej niż w superlatywach. I chyba jestem skłonny się do tej opinii przychylić. Otwierający "Burnt-out Track" po prostu musi się spodobać już przy pierwszym odpaleniu płyty, choćby z powodu porywającego riffu gitary i fantastycznego wtłumionego w muzyczną przestrzeń bicia perkusji i pozostałych instrumentów. Równie motywujący jest numer o dziewczynie z czarnej skrzynki (na pozycji czwartej), która swoją energią rozerwałby z pewnością niejeden samolot. Interesująco wypada też "Blind Alley" jeden z kilku spokojniejszych (bynajmniej jednak nie brakuje w nim noise'owych zagrywek). Kolejnym, który pod czachą bardzo chce dymić jest "Consumed" (dziwnie znany riff, flow, masy energetycznej polewy najlepszej jakości). Nie spuszczamy z tonu w "Puppies", który znów od samego początku przytula się do nas i oderwać nie chce, jest milusi i mięciutki, a mimo to gryzie do krwi - skubany. A finałowe sześciominutowe monstrum pod tytułem "Codeine" jest lekkie, spokojnie i wyciszające całość, choć znów niepozbawione uzależniających noise'owych elementów i różnego rodzaju przeszkadzajek. Najsłabszą stroną The Spouds jak dla mnie jest wokal, który za często wrzeszczy i dobitnie wyraża siebie, a za mało emocji próbuje w tym śpiewaniu przekazać (udaje mu się to w "Codeine"). U mnie samych superlatywów zatem nie ma, i nie opisałem wszystkich kawałków, a jedynie te, moim zdaniem najlepsze, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że to porywający album, intrygująco zrealizowany i bardzo smakowicie zaaranżowany. Ocena: 8,5/10


2. Cats On the Sun - Czereśniowy Album (2012)


Chyba czuję już smak i zapach świątecznych potraw, bo znów będę myślał o jedzeniu. To związane z trójmiejskim zespołem bliższe jest jednak wiośnie, latu i... czereśniom, które wszak są w tytule. O samym zespole niewiele się można dowiedzieć szperając w internecie. Ponoć grają od lat, ja dopiero usłyszałem o nich przy okazji ich debiutanckiego albumu - drugiego wydawnictwa nowej gdyńskiej wytwórni muzycznej Music Is the Weapon. Otwiera utwór nomen omen zatytułowany "Czereśniowy", który w uszach dosłownie się rozpływa, zupełnie jakby jadło się wspomniany owoc. Do moich faworytów należą z kolei: grechutowy "Poszarpany" (fantastyczny tekst, świetny wokal Grześka Zawiasa), fantastyczny kawałek "Nowy Strach", który z powodzeniem wykorzystuje motyw (i to dosłownie!) z "London Calling" The Clash, trochę Lady Pankowy kawałek "Smoki" (tekst, nie dość, że żartobliwy, to w dodatku kapitalny i prawdziwy), kawałek z ponownie z kapitalnym tekstem "Jestem blokiem", świetnym tłem basu i lekkim ukłonem w stronę... Iron Maiden (posłuchajcie dobrze finałowej partii gitary), czy odrobinę szybszy od pozostałych "Brokat i kurz". Ciekawy jest tez przedostatni utwór "Sprzeciwiłbyś się", który jakby od niechcenia przywodzi na myśl wczesną Comę (zarówno samą kompozycją, jak i linią wokalną). Ta około czterdziestominutowa, zawierająca dwanaście numerów, płyta odkryciem nie jest. Jest w bardzo przyjemny, soczysty sposób nagrana i dopracowana brzmieniowo, kompozycyjnie i chyba przede wszystkim tekstowo. Jest idealna na zimowe wieczory jako rozgrzewacz i idealna jako ścieżka dźwiękowa do wiosenno-letnich podbojów świata. Dodam też, że jeśli lubi się czereśnie i czereśniowe kolczyki, to na pewno i ten album się polubi, nawet jeśli jest trochę nierówny i nie da się ukryć, że wtórny. Ocena: 7/10 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz