Thrashujemy
dalej! Co powiecie na dwa zespoły, z czego jeden pochodzi z Francji, a
drugi z Niemczech? W dodatku będącymi kolejnymi tegorocznymi, debiutantami i
reprezentantami revivalu klasycznego thrash metalu z lat 80? Mało tego, oba upodobały
sobie wątki paramilitarne…
1. BurstHead – The Price Of War (2012)
BurstHead powstał w 2006 roku w Le Barp, w Akwitanii. Nie
znane są pełne imiona członków zespołu, a jedynie ich pierwsze człony: Mathieu
gra na basie i śpiewa, Sylvain bębni, Rémi i Guillaume dzierżą gitary. „The
Price Of War” to ich pierwsze debiutanckie wydawnictwo i pierwsza debiutancka,
pełnowymiarowa płyta, a swoją premierę miała 1 kwietnia tego roku. Nie jest bublem , ani żartem jak mogłaby
sugerować data wydania, ale porządnie zrealizowanym materiałem. Nie należy się
jednak spodziewać czegoś nowego, bo panowie sięgają po patenty i melodie dobrze
znane. Ze skojarzeń muzycznych
przyszedł mi do głowy brytyjski Warpath, który swego czasu mocno zachwalał
Bruce Dickinson – zagrywki i pomysły są żywcem wyciągnięte z debiutanckiej płyty
tamtego zespołu, tylko znacznie lepiej wykonane i nagrane. Nie da się ukryć, że
brzmienie Warpatha to była po prostu kicha, w porównaniu z czystym, wysmakowanym
i dopracowanym brzmieniem BurstHeada to istny koszmar. Utwór tytułowy, który
otwiera płytę od samego początku wywołuje uśmiech na twarzy i skłania do
łopotania w rytm włosami. Klasyczne szybkie tempo, melodyjne riffy i szczekane
wokale to nic powalającego, ale płyty
słucha się naprawdę przyjemnie, zwłaszcza przy zestawieniu z dużą konkurencją
takich zespołów. Mocne momenty? Slayerowy „Senseless Life”, troszkę wolniejszy „Violent
Rape”, fantastyczna solówka w „Suicide” czy świetny „Holy Lies”. Dziesięć
utworów, nieco ponad trzy kwadranse porządnego łojenia, szkoda tylko, że na
jedno kopyto, brakuje tu jakiegoś urozmaicenia, czegoś więcej aniżeli dobrze
zrealizowanej metalowej naparzanki w starym stylu. Ocena: 7/10
2.
Nucleator – Home Is Where War Is
(2012)
Nucleator powstał w 2008 roku w Oldenburgu, w Dolnej
Saksonii. W rok później wydali swoją debiutancką epkę „Hours Of War”, która zdobyła
przychylne recenzje i pozwoliła grupie wystąpić u boku legendarnego
amerykańskiego Heathen. 20 kwietnia 2012 roku swoją premierę miał pierwszy,
pełnometrażowy krążek zatytułowany „Home Is Where War Is”. W skład Nucleatora
wchodzą: Jannik Hilmer na basie, perkusista Maik Schaffstäder,
gitarzyści Timor Nawid i Tom Hoffmann oraz wokalista Dominick Nowatzek (brzmi
cokolwiek swojsko). Podobnie jak francuzi Niemcy bardzo się postarali, czemu
trudno się dziwić, brzmienie jest bardzo dopracowane i jest nie tylko solidne,
ale naprawdę wgniatające w fotel. Jest to też płyta znacznie lepsza, nie tylko
pod względem technicznym, czy instrumentalnym, ale także dlatego, że Nucleator
nie brzmi wtórnie. Bardzo ciekawie wyszedł im mariaż thrash metalu z niderlandzkim
death metalem (w stylu God Dethroned, Legion
of the Damned czy Hail Of Bullets) co słychać w warstwie muzycznej i bardzo
dobrym o dziwo nie wtórnym wokalu, który
miło chrzęści i ociera się niemal o harsh i growl. Szybkie tempa
podkreślone przez rewelacyjnie współgrające ze sobą gitary i perkusję, dobrze
słychać bas, który chwała Bogom nie ginie i energetyczne solówki, a tych bowiem
bynajmniej nie brakuje. Już otwierający płytę „Hours Of War” mocno daje po
głowie, a każdy kolejny jeszcze bardziej wgniata w fotel – każdy z nich, mógłby
spokojnie znaleźć się na którejś z płyt niderlandzkich wymiataczy. Tu również
jest pewien stylistyczny monotematyzm, ale brzmi on potężniej i jest dużo ciekawszy.
Na tej płycie też mamy dziesięć numerów (i to jakich!), a album trwa z kolei
niecałe trzy kwadranse (bez czterech sekund). Moim zdaniem jest to też jeden z najciekawszych
i najmocniejszych debiutów tego roku. Ocena: 10/10 !
WIesz, po przesłuchaniu tego utworku, który tu dałeś, to ja sie wcale nie dziwię, ze Twoja ocena jest 10/10. Świetny!!!
OdpowiedzUsuń