środa, 22 sierpnia 2012

Weekend Węgierski III: Kárpátia - Rendületlenül (2012)


Trzynasty (!) album studyjny w ciągu niespełna dziewięciu lat istnienia powinien budzić respekt i robić wrażenie. Węgierska Kárpátia to zespół nie tylko bardzo płodny, ale także bardzo interesujący i swoim trzynastym albumem udowadnia, że trzynastka nie musi być pechowa, wręcz przeciwnie jeszcze mocniej potwierdza ich pozycję jako węgierskich bardów narodowych...

Pod względem stylistycznym i brzmieniowym najnowszy krążek Węgrów jest kontynuacją zeszłorocznej, udanej "Justice For Hungary". Po raz kolejny mamy fantastyczną, bardzo interesującą i przyciągającą uwagę okładkę. Po raz kolejny całość została zrealizowana po węgiersku (na poprzedniej płycie ograniczono użycie języka angielskiego tylko do tytułu płyty i fragmentu refrenu w utworze tytułowym). Co otrzymujemy na najnowszym albumie? To samo co poprzednio na tym samym, wysokim poziomie realizacyjnym, który wydaje się nawet polepszać z każdym kolejnym albumem. 

Pierwszy utwór "A haza minett elõtt" zaczyna się niepozornie od klawiszowych dźwięków i narracji, a potem przyspiesza, pojawiają się melodyjne gitary, cięższy riff i pędząca perkusja. Drugi utwór "Magyar ének" rozpoczyna akustyczna gitara i flet, następnie wchodzi perkusja i ostrzejsza gitara, ale tym razem utwór jest melancholijny i nie bójmy się tego słowa: to ballada, w dodatku bardzo udana i piękna. Warto zwrócić uwagę na tłumaczenie Daniela Kubisia do tego utworu*, by słuchając przekonać się o tym (nie tylko na uszy), ale także na oczy.
Następujący po niej "Testvér dal" jest ostrzejszy, bardzo melodyjny i skoczny. A nogi, co tu kryć, same podrygują w rytm. Od folkowych klimatów nie uciekamy w nieco wolniejszym i równie interesującym numerze czwartym "Hajdúk". Mamy w nim skrzypki, flet i ładną melodyjną konstrukcję, która miejscami skojarzyć się może z meksykańskim Ghoultown (grającym zresztą southern/stoner rocka). Numer piąty "Egy rózsaszál szebben beszél" jest z kolei jeszcze wolniejszy, a przede wszystkim dużo smutniejszy. Numer szósty "Honvéd induló" wraca do szybszych, skocznych tonów i po raz kolejny słucha się naprawdę przyjemnie. Siódemka to "Rend a lelke mindennek", który otwiera gitarowy riff, a po przyspieszeniu pojawiają się znów skrzypce. Utwór szybki, skoczny i zbudowany na znanych z podobnego grania patentach, ale solówki trzeba przyznać robią wrażenie. 

Następujący po nim "Gyermekáldás" jest jeszcze ciekawszy. Otwiera go dziecinny głosik, po chwili wchodzi gitara, spokojna perkusja i skrzypce oraz wokal. I tym razem jest znów melancholijnie i smutno - tak, to ballada, w dodatku piękna. Na dziewiątej pozycji "Kuruc - Iabanc" znów jest z kolei szybszy i ostrzejszy, chyba nawet najbardziej na tej płycie i po raz kolejny słucha się wyśmienicie. I do tego jeszcze skoczny fletowy dodatek. "Márciusi Pest" to z kolei numer dziesiąty, otwiera go burza, a potem jest ostro, trochę jakby znajomo, ale też wolniej, duszniej niż w choćby poprzednik numerze. Fletowo- klawiszowe elementy i bardzo dobre technicznie solówki też w tym numerze są. 
Robi wrażenie. Przedostatni kawałek "Zeng az erdő, zúg a táj", to powrót do weselszych i bardziej skocznych tematów, w którym nie brakuje skrzypiec, fletu i spokojniejszego zwolnienia przed zakończeniem. Finałowy, dwunasty numer "A kivéreztetett" to kolejna ballada, tym razem oparta jedynie na akustycznej gitary, perkusji w klimacie, ciekawą linią basu, a następnie również z partią skrzypiec. Wyśmienite zakończenie, choć trochę mnie zdziwiło, że urywa się nagle i niespodziewanie bez wyraźnego końcowego akcentu.

Nie czekałem na ten album i nie spodziewałem się też po nim niczego rewolucyjnego. Poza tym mógł im wyjść album słaby, tymczasem jest zaskakująco dobry. Fantastycznie zostały rozplanowane klimaty na tym albumie, dobre wrażenia wywołują też aranże, słychać też, że Kárpátia rozwija się w bardzo interesującym instrumentalnym kierunku, gdyby jeszcze urozmaicić nieco wokale i popracować nad trochę już nużącą barwą głosu, byłoby jeszcze lepiej. Płyta nie jest tak surowa jak pierwsze albumy tej grupy, ani tak nierówna jak choćby poprzedni "Justice For Hungary", na którym jakby eksperymentowali z tym założeniem - ostrzejszy kawałek i ballada z elementami folkowymi w jednym i drugim, tu udało się to zrobić naprawdę po mistrzowsku. Słucha się tej płyty bardzo przyjemnie, nawet jeśli nie zna się za dobrze języka węgierskiego, i sądzę, iż nie będzie przesadzone, jeśli powiem, żę to chyba ich najlepsza jak dotychczas płyta i jedna z najciekawszych (i niespodziewanych) premier płytowych tego roku. Ocena: 8/10

--------------
*Utwór "Magyar ének" z najnowszej płyty (poniżej z tłumaczeniem Daniela Kubisia) został przez grupę wypuszczony już w maju, jednak cała płyta ma swoją premierę dopiero w tym miesiącu.


1 komentarz:

  1. Może własnie dlatego, ze nie czekałeś, to zrobił dobre wrażenie, tak to może byłoby rozczarowanie. :)

    OdpowiedzUsuń