czwartek, 30 sierpnia 2012

Pretty Scumbags - She Said EP (2012)

Miałem z chłopakami problem. I to spory. Dałem temu upust, potem szukałem dobrych stron. Było lepiej, ale nadal czegoś brakowało. Druga płyta (tym razem dłuższa) trójmiejskiego Pretty Scumbags to dobry powód, by nie tylko znów o nich napisać, ale i zauważyć ogromny postęp jaki poczynili chłopacy.


Inspiracje The Beatles, The Who oraz znacznie nowszymi zespołami jak Coldplay, Muse, Arctic Monkey czy muzykami w rodzaju Davida Gallaghera są nadal słyszalne, jednak nie rażą tak jak wcześniej raziły mnie na koncertach, jak na poprzedniej płytce, do której nawet wróciłem. Gitarowe piosenki o garażowym zabarwieniu w wykonaniu chłopaków zdają się dojrzewać wraz z nimi. Ta płyta jest dojrzalsza i słychać to również w sposobie jej nagrania. To już nie tylko nowe spojrzenie na rock lat 60 i 70, pokłosie indie rocka, ale także bardzo udane spojrzenie w nieco inną stronę, która wydaję mi się była trochę nieobecna w twórczości Pretty Scumbags: szeroko pojętego post-rocka.

Niemal Beatlesowski numer tytułowy świetnie wprowadza w album, od razu przykuwa uwagę. W zupełnie innym klimacie utrzymany jest "Heading North", który jest odrobinę szybszy i bardziej nerwowy. Nerwowy riff pojawia się też w kolejnym "Frantic Romantic", który jako żywo przypomina dokonania Muse, jest zaskakująco dobry.
Akustyczne wejście w czwartym kawałku "Dissapointed", a następnie progresywne rozwinięcie pokazuje, że chłopaki kombinują ze swoim brzmieniem w naprawdę obiecującym kierunku i jest to jeden z najciekawszych na epce (szkoda tylko, że tak szybko się kończy, mógł jeszcze trwać ze dwie minutki chociaż).

Po nim nieco bardziej zbliżony do wcześniejszego materiału "Getting Somewhere". Nawiązujący do tradycji surf rocka, niezwykle w dodatku przebojowy, jest z kolei "Back Of My Sight", numer szósty. To mój kolejny faworyt. Czy nie przypomina on trochę tego co robi Tame Impala, albo Radio Moscow? Przedostatni (a właściwie ostatni) "Basement Invention" wraca do nerwowych, pachnących indie rockiem brzmień i pewnie nie byłby tak dobry, gdyby nie fakt, że dla odmiany jest instrumentalny. Post-rockowe inkilinacje również są w nim słyszalne. Ostatnim jest utwór bonusowy - szybki, energetyczny "My Dear Friends", który z kolei bardzo przypomina British Sea Power (z okresu przed nagłym i niespodziewanym skiepszczeniem).

Ten trwający prawie trzydzieści minut materiał nie odkrywa absolutnie niczego nowego, to po prostu bardzo dobrze zrealizowane granie z pogranicza post-rocka i alternatywy, brzmiące energetycznie i co najważniejsze świeżo. Dużą zasługą jest znacznie bardziej dopieszczone brzmienie płyty, klarowniejsze od swojego poprzednika "Doriana Gray'a" i bardziej przejrzyste. Słychać, że chłopaki mają na siebie pomysł, że właśnie takie granie sprawia im przyjemność, że nie chcą być tylko bladą kopią tego co już było i w dodatku potrafią oczarować słuchacza. Nie sądziłem, że wreszcie znajdę w ich twórczości coś dla siebie. Mam nadzieję, że kolejna płytka zaskoczy mnie jeszcze bardziej, że kolejny postęp będzie tą zapewne upragnioną rewolucją. Świetna robota!

Ocena: 4,5/5

Płytę można posłuchać i ściągnąć za darmo z bandcampa lub soundclouda zespołu. Patronat nad płytą objął WAFP!


1 komentarz:

  1. No tak bez fajerwerków, ale posłuchało się. chyba jednak "Disappointed" najbardziej mi wpadło w ucho.

    OdpowiedzUsuń