O francuskiej formacji i ich najnowszym studyjnym albumie "Voix" rok temu pisał nasz były redaktor Karol Pięknik. Nie znałem tej grupy i nawet wówczas gdy się o niej dowiedziałem nie wsłuchiwałem się w proponowane przez nich dźwięki. Tymczasem swoją premierę właśnie miało kolejne wydawnictwo Aluk Todolo. Tym razem jest to kompilacja archiwalnych numerów z początków kariery tej nietuzinkowej grupy przekraczającej granice gatunkowe i wszelkiego muzycznego eksperymentu. Co znalazło się na "Archives vol. I"?
Na trwającym niespełna trzy kwadranse wydawnictwie znalazło się miejsce na osiem numerów z lat 2004 - 2010 prezentującymi różne oblicze i eksperymenty dźwiękowe Aluk Todolo. Pod względem tytulatury zastosowano tu podobny zabieg do tego z "Voix", z tą różnicą, że zamiast czasów długości, tytuł jest datą zapisaną cyframi rzymskimi. Jednakże utwory te nie są ułożone chronologicznie, a wymieszane co dodaje tym nagraniom dodatkowego charakteru i skomplikowanych powiązań między nimi. Ta płyta to surowy zapis alternatywnych wersji, luźnych pomysłów, prób i wczesnych eksperymentów, która może stanowić ciekawostkę nie tylko dla tych, którzy znają twórczość tej grupy, ale także dla wszystkich którzy dopiero wkraczają w zdekonstruowany muzyczny świat Francuzów.
Doskonale słychać to w otwierającym krążek ponad dziewięciominutowym "IV XII MMX": gęstym od surowego brzmienia, uderzającego monumentalną perkusją, surowym riffem gitary i ciężką atmosferą. Transowość, plemienność i mnóstwo brudu sprawia wrażenie wyjętego z jakiegoś horroru i nawet w tej niedopracowanej, wczesnej wersji brzmi niezwykle przejmująco i energetycznie zarazem. Ciarki na plecach nie przechodzą w trwającym niespełna półtorej minuty "XXVI IX MMX", które choć krótkie jest równie intensywne. Przeciągnięty wizg przesteru, jeszcze bardziej brudna perkusja. Ogólnie totalny garaż, atonalny, praktycznie asłuchalny i nieskładny - ale w przypadku tej grupy niezwykły i świetnie pokazujący jak rodzą się ich skomplikowane pod względem atmosfery struktury muzyczne. Zaskoczeniem moze być w tym kontekście i zestawieniu podróż w przeszłość wraz z pięcio i pół minutowym "XVIII I MMVI", który nie jest już tak brudny jak poprzednik, bliżej mu pod względem brzmienia do pierwszego, ale różnica polega na zmianie klimatu - tu jest bardziej eterycznie, niepokojąco, może nawet nieco bluesowo i przede wszystkim dużo łagodniej, choć wcale nie brakuje tu intensywności swoistej transowości czy nawet sennych zagrań.
W tym samym czasie zawiera się wybiegający trochę w przyszłość "XV V MMVIII". Tu znów nie ma miejsca na przymilanie się do słuchacza - jazgotliwy riff prowadzący, zawodzenie szamanów i transowy rytm kompozycji wita od samego początku, a następnie wzmaga się przeciągniętym wizgiem gitar i jak sądzę elektroniki. Nie jest to granie skomplikowane, bo zdecydowanie nastawione na atmosferę i na pewno nie pozbawione intensywnego atakowania dźwiękiem i niezwykłym klimatem, który nie dla wszystkich będzie strawny i łatwy w odbiorze. W krótszym, niespełna czterominutowym "XXVII XI MMIV" znów cofamy się w czasie. Tu następuje ponowna zmiana atmosfery, wracamy w bardziej niepokojące rejony, ale bliżej tu do złożonego mrocznego ambientu gdzie ważna jest wibrująca w powietrzu elektronika i tylko delikatnie wspomagana jest pulsującą, plemienną perkusją i drone'owymi przejazdami gitar unoszącymi się gdzieś w tle i pomiędzy wszystkim. Ten płynnie przechodzi do "XVII I MMVI" opartego na burczącym riffie łudząco przypominający motyw ze "Szczęk" Johna Williamsa. Sam utwór jest zaś wersją demo "Side A" z pierwszego wydawnictwa grupy, zatytułowanego po prostu "Aluk Todolo".
Po tym zwolnieniu i jednoczesnym zagęszczeniu atmosfery znów przenosimy się w czasie do króciutkiego minutowego "VII II MMVIII", które również zostało połączone płynnym przejściem z poprzednikiem i zanim na dobre się rozwinie od razu zostaje przedłużone fenomenalnym, industrialnym w duchu "X IX MMVIII" będącym wczesną wersją "Collaboration III" z albumu "A Collaboration" z 2011 roku. Atmosfera grozy, uderzenia blach i zgrzyty gitar przywodzą na myśl pracę jakiś piekielnych maszyn. Do tego niepokojąca ambientowa elektronika w tle i liczne zmiany tempa - od potężnych uderzeń na początku przez zwalnianie do usypiających naszą czujność momentów, aż do totalnego wyciszenia i nagłego urwania się tematu.
Aluk Todolo to z całą pewnością grupa, która potrafi bawić się atmosferą, gęstością i możliwościami gatunków w jakich się obracają, począwszy od black metalu i krautrocka, a na muzyce eksperymentalnej i elektronicznej kończąc. Nie jest to jednak muzyka łatwa, często jest wręcz bardzo nieprzystępnie, a odkrywanie w tym pozornym chaosie i hałasie jakiekolwiek ładu czy szczątków melodii czy większej całości przychodzi z bólem i po wielu odsłuchach. Ci, którzy swoją przygodę z Aluk Todolo zaczynają nie mają tu jednak czego szukać - szkice, zamysły i wczesne wersje utworów raczej odrzucą niż zachęcą do zapoznania się z ich twórczością, a nawet ta właściwa może być bardzo trudna w odbiorze. Nawet dla tych, którzy już muzykę Francuzów znają, szanują i zasłuchują się mogą poczuć się nieswojo - produkcja jest tutaj zróżnicowana, bardziej jazgotliwa, surowa i niedopracowana niż na płytach studyjnych, z drugiej jednak strony może to być tez kapitalne uzupełnienie podstawowej twórczości i świetny punkt odniesienia do ponownej interpretacji założeń konstrukcyjnych tworzonych przez Aluk Todolo. Należy też zauważyć, że mimo różnic między pomysłami i brzmieniem poszczególnych fragmentów ta kompilacja jest bardzo spójna i pomysłowa tworząc bardzo niejednoznaczna i intensywną podróż przez dźwięki tej formacji. Sam przebrnąłem z niemałym trudem zarówno przez dotychczasowe wydawnictwa, jak i opisywany w niniejszym tekście "Archives vol. I" i choć mogę stwierdzić, że jest to granie oryginalne, często zaskakujące i nie grzeszące dawką mroku i ciekawym wykorzystaniem dźwięków zdecydowanie nie będzie należało do moich ulubionych. Bez oceny
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Crearive Eclipse PR. Recenzja "Voix" autorstwa naszego byłego redaktora Karola Pięknika dostępna tutaj.
Doskonale słychać to w otwierającym krążek ponad dziewięciominutowym "IV XII MMX": gęstym od surowego brzmienia, uderzającego monumentalną perkusją, surowym riffem gitary i ciężką atmosferą. Transowość, plemienność i mnóstwo brudu sprawia wrażenie wyjętego z jakiegoś horroru i nawet w tej niedopracowanej, wczesnej wersji brzmi niezwykle przejmująco i energetycznie zarazem. Ciarki na plecach nie przechodzą w trwającym niespełna półtorej minuty "XXVI IX MMX", które choć krótkie jest równie intensywne. Przeciągnięty wizg przesteru, jeszcze bardziej brudna perkusja. Ogólnie totalny garaż, atonalny, praktycznie asłuchalny i nieskładny - ale w przypadku tej grupy niezwykły i świetnie pokazujący jak rodzą się ich skomplikowane pod względem atmosfery struktury muzyczne. Zaskoczeniem moze być w tym kontekście i zestawieniu podróż w przeszłość wraz z pięcio i pół minutowym "XVIII I MMVI", który nie jest już tak brudny jak poprzednik, bliżej mu pod względem brzmienia do pierwszego, ale różnica polega na zmianie klimatu - tu jest bardziej eterycznie, niepokojąco, może nawet nieco bluesowo i przede wszystkim dużo łagodniej, choć wcale nie brakuje tu intensywności swoistej transowości czy nawet sennych zagrań.
W tym samym czasie zawiera się wybiegający trochę w przyszłość "XV V MMVIII". Tu znów nie ma miejsca na przymilanie się do słuchacza - jazgotliwy riff prowadzący, zawodzenie szamanów i transowy rytm kompozycji wita od samego początku, a następnie wzmaga się przeciągniętym wizgiem gitar i jak sądzę elektroniki. Nie jest to granie skomplikowane, bo zdecydowanie nastawione na atmosferę i na pewno nie pozbawione intensywnego atakowania dźwiękiem i niezwykłym klimatem, który nie dla wszystkich będzie strawny i łatwy w odbiorze. W krótszym, niespełna czterominutowym "XXVII XI MMIV" znów cofamy się w czasie. Tu następuje ponowna zmiana atmosfery, wracamy w bardziej niepokojące rejony, ale bliżej tu do złożonego mrocznego ambientu gdzie ważna jest wibrująca w powietrzu elektronika i tylko delikatnie wspomagana jest pulsującą, plemienną perkusją i drone'owymi przejazdami gitar unoszącymi się gdzieś w tle i pomiędzy wszystkim. Ten płynnie przechodzi do "XVII I MMVI" opartego na burczącym riffie łudząco przypominający motyw ze "Szczęk" Johna Williamsa. Sam utwór jest zaś wersją demo "Side A" z pierwszego wydawnictwa grupy, zatytułowanego po prostu "Aluk Todolo".
Po tym zwolnieniu i jednoczesnym zagęszczeniu atmosfery znów przenosimy się w czasie do króciutkiego minutowego "VII II MMVIII", które również zostało połączone płynnym przejściem z poprzednikiem i zanim na dobre się rozwinie od razu zostaje przedłużone fenomenalnym, industrialnym w duchu "X IX MMVIII" będącym wczesną wersją "Collaboration III" z albumu "A Collaboration" z 2011 roku. Atmosfera grozy, uderzenia blach i zgrzyty gitar przywodzą na myśl pracę jakiś piekielnych maszyn. Do tego niepokojąca ambientowa elektronika w tle i liczne zmiany tempa - od potężnych uderzeń na początku przez zwalnianie do usypiających naszą czujność momentów, aż do totalnego wyciszenia i nagłego urwania się tematu.
Aluk Todolo to z całą pewnością grupa, która potrafi bawić się atmosferą, gęstością i możliwościami gatunków w jakich się obracają, począwszy od black metalu i krautrocka, a na muzyce eksperymentalnej i elektronicznej kończąc. Nie jest to jednak muzyka łatwa, często jest wręcz bardzo nieprzystępnie, a odkrywanie w tym pozornym chaosie i hałasie jakiekolwiek ładu czy szczątków melodii czy większej całości przychodzi z bólem i po wielu odsłuchach. Ci, którzy swoją przygodę z Aluk Todolo zaczynają nie mają tu jednak czego szukać - szkice, zamysły i wczesne wersje utworów raczej odrzucą niż zachęcą do zapoznania się z ich twórczością, a nawet ta właściwa może być bardzo trudna w odbiorze. Nawet dla tych, którzy już muzykę Francuzów znają, szanują i zasłuchują się mogą poczuć się nieswojo - produkcja jest tutaj zróżnicowana, bardziej jazgotliwa, surowa i niedopracowana niż na płytach studyjnych, z drugiej jednak strony może to być tez kapitalne uzupełnienie podstawowej twórczości i świetny punkt odniesienia do ponownej interpretacji założeń konstrukcyjnych tworzonych przez Aluk Todolo. Należy też zauważyć, że mimo różnic między pomysłami i brzmieniem poszczególnych fragmentów ta kompilacja jest bardzo spójna i pomysłowa tworząc bardzo niejednoznaczna i intensywną podróż przez dźwięki tej formacji. Sam przebrnąłem z niemałym trudem zarówno przez dotychczasowe wydawnictwa, jak i opisywany w niniejszym tekście "Archives vol. I" i choć mogę stwierdzić, że jest to granie oryginalne, często zaskakujące i nie grzeszące dawką mroku i ciekawym wykorzystaniem dźwięków zdecydowanie nie będzie należało do moich ulubionych. Bez oceny
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Crearive Eclipse PR. Recenzja "Voix" autorstwa naszego byłego redaktora Karola Pięknika dostępna tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz