Pohałasujmy!
Wcale nie tak dawno temu, bo raptem trzy lata temu, recenzowałem książkę Briana Slagela o wytwórni Metal Blade Records (nasza recenzja tutaj). Wydawnictwo In Rock postanowiło wydać kolejną biografię wytwórni i tym razem padło na bardzo ciekawą pozycję o niemieckim Noise Records. O ile jednak w tamtej, twórca wytwórni napisał książkę sam o sobie, o tyle o niemieckim odpowiedniku tejże i o Karlu-Ulrichu Walterbachu, zdecydował się popełnić swoją książkę David E. Gehlke, autor między innymi znakomitej monografii o Paradise Lost (nasza recenzja tutaj), która za granicą właśnie doczekała się wznowienia i uzupełnienia o ostatnie kilka lat z historii "najbardziej smutnych Brytyjczyków". Niecodziennie jednak została ta pozycja też pomyślana, bo nie sprowadza się od zwykłej opowieści od daty do daty, od płyty do płyty czy kolejnej trasy zespołów wchodzących w skład wytwórni, a z narracji osnutej wokół rozmów, zarówno z samym Walterbachem do którego Gehlke dotarł, a także z zespołami, które były swego czasu wydawane przez wytwórnię Noise Records i podmioty jej podległe.
Gehlke w swojej książce z jednej strony przedstawia człowieka, czyli Karla-Ulricha Walterbacha, a z drugiej strony historię sukcesów i porażek wytwórni Noise Records. Pomiędzy tym wszystkim są oczywiście bardzo ciekawe opowieści o zespołach, zarówno tych doskonale znanych i grających ze sporymi sukcesami do dzisiaj, ale także o tych, które miały mniej szczęścia. Przede wszystkim jednak jest to książka o dynamicznie zmieniających się trendach w muzyce metalowej, czy nawet upodobaniach samego Walterbacha. Powstał z tego obraz, który z jednej strony pokazuje Walterbacha od niezbyt przychylnej strony, ale jednocześnie nie starający się go wybielać, a z drugiej pokazujący faceta wrażliwego, działającego intuicyjnie. W słodko-gorzkich opowieściach zespołów, które Gehlkemu udzielili wywiadów, jest sporo żalu, ale także wdzięczności, czy historii nie wykorzystanych szans oraz wewnętrznych przepychanek. Sporo uwagi poświęca się więc najważniejszym i najbardziej sztandarowym grupom Noise Records takim jak HellHammer, Celtic Frost, Running Wild, Helloween, Voivod, Tankard czy Kreator i wielu innych, ale także tym mniej znanym, wręcz już zapomnianym jak choćby Watchtower, czy czasom nam bardziej współczesnym, a więc ekspansji tak zwanego nu-metalu (w których Walterbach zdecydowanie nie zdołał się odnaleźć), narodzin folk metalu, melodyjnego metalu czy symfonicznego/operowego metalu w duchu na przykład Kamelot, Stratovarius, Virgin Steel czy Skyclad, a także zwrócenia się Walterbacha ku cyfrowej komunikacji. Wreszcie o zmianach jakie zachodziły nie tylko w samych zespołach i gatunkach w jakich się obracały, ale także o zmianach na rynku, potrzebie fuzji z innymi wytwórniami i wynikających z tego konfliktów i problemów.
Książka, jest napisana sprawnym i bardzo ciekawym językiem, także przez to, że komentarz i narracja autora, łączy się z wypowiedziami Walterbacha i poszczególnych muzyków, twórców i pracowników związanych z Noise oraz podwytwórni odpowiedzialnych za lżejsze lub wcześniej nie brane pod uwagę przez Walterbacha gatunki. Często także z tego powodu widać też pewne dysproporcje w opiniach, przekonaniach i perspektywach, co z jednej strony dodaje opowieści kolorytu i dramaturgii (także podkreślonej przeskakiwaniem między kolejnymi artystami, by kilka rozdziałów później znów do nich wrócić), ale także poprzez wynikające z tego powodu liczne powtórzenia. Jest to pozycja, która na wiele nigdy nie wypowiedzianych czy nawet nie do końca wyjaśnionych kwestii rzuca więcej świata, ale również która może stanowić ciekawy przewodnik po wspominanych grupach i ich płytach z tamtych czasów, by spojrzeć na nie zupełnie inaczej, a w wielu przypadkach, także po to, by sięgnąć po muzykę opisywanych zespołów, jeśli wcześniej się tego nie zrobiło. Sam zapisałem sobie podczas lektury sporą ilość nazw, które albo muszę sprawdzić po raz pierwszy, albo sobie przypomnieć. Nie jest to jednak także książka, którą czyta się szybko. Sądzę, że należy sobie ją dawkować, czytać etapami. Choćby po to, by w odpowiedni sposób wsiąknąć w narrację, ale także sobie poukładać porozrzucane w niej fakty, tropy i puzzle, a także by właśnie pozwolić sobie sięgnąć po opisywanych artystów i albumy o których mowa.
To bardzo ciekawa książka, po którą powinni sięgnąć wszyscy fani metalu w różnej postaci. Gehlke podobnie jak w przypadku książki o Paradise Lost wykonał kawał fantastycznej pracy, chociaż w porównaniu z tamtą można odnieść wrażenie, że wielowątkowość i nagromadzenie różnych punktów widzenia, momentami może trochę przytłoczyć. Nie stawia prostej diagnozy, ani nie wyjaśnia, jakim naprawdę człowiekiem był (jest) Walterbach, bo na to pytanie czytelnicy muszą sobie odpowiedzieć już sami po analizie tego, co twierdzi sam właściciel Noise, autor książki i twórcy związani z wytwórnią na każdym z etapów jej działalności. Dla mnie to portret zmian jakie zachodziły w muzyce metalowej, nie zawsze kolorowej rzeczywistości i ambitnej porażki na wielu poziomach, która jednocześnie paradoksalnie przekuła się na sukces wielu osób. Dodać jeszcze należy, że trochę wybijały mnie z rytmu lektury błędy stylistyczne i merytoryczne lub nieliczne literówki, ale nie przeszkadzają one na szczęście zbytnio w odbiorze pozycji. Jest to jednak trochę zaskakujące, biorąc pod uwagę, że polskie tłumaczenie pozycji ogłoszono niemal dwa lata temu, co jest chyba wystarczającym czasem, by przypilnować, aby nie było w niej baboli językowych czy błędnych dat (jak na przykład w przypisie o Robercie E. Howardzie, autorze serii o Conanie), które co prawda nieliczne, wrażliwszym czytelnikom mogą się rzucić w oczy. To mimo wszystko pozycja bardzo ciekawa, solidna i warta uwagi, a do tego z naprawdę genialną okładką autorstwa Macieja Kamudy.
Szczegóły wydania:
Tytuł oryginalny: Damn the machine: The Story of Noise Records
Tłumaczenie: Jakub Kozłowski
Wydawnictwo: In Rock
Liczba stron: 640
Oprawa: twarda
Data wydania polskiego: 4.10.2023
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz