poniedziałek, 6 marca 2023

Tydzień 20 - 28.02.2023/Tydzień 1 - 5.03.2023: Wilk Kulturalny, Host, Mowgli, PoiL Ueda, Fotorelacja




Ostatni tydzień lutego, dłuższy o dwa dni, bo głupio rozbijać dwa ostatnie dni miesiąca jako osobne, a tym bardziej łączyć z marcem, nawet jeśli wypadają w tym samym tygodniu. Podobnie też jak ostatnim razem tygodniowa wrzutka jednak jest  podwójna, bo z pierwszym marcowym - krótszym, bo znów nie było dużej ilości tekstów. Co działo się na końcówce lutego? Co działo się na początku marca? 

 

Na LU pojawił się nowy, pełny numer Wilka Kulturalnego, czyli magazynowego rozszerzenia bloga prawie na papierze, do którego linka znajdziecie także tradycyjnie poniżej w rozwinięciu, a ponadto recenzja debiutanckiego albumu Host, czyli spin-offa grupy Paradise Lost, wyprawa do dżungli z pewnymi Francuzami, podróż wehikułem czasu do średniowiecznej Japonii z innymi Francuzami oraz garść zdjęć z marcowego Muzycznego Tartaku. W mojej pracy, czyli na Tartacznej 2 w Gdańsku odbyła się druga edycja Winylowej Tartacznej, czyli giełdy płytowej organizowanej przez mojego znajomego z Matt'a Winyl'a. Był też zaskakujący jak na tą porę roku ruch, ale to dobrze. Marzec zaś mam nadzieję, zapowiada się równie pracowicie, także na LU. Czas bowiem już zabrać się za numer kwietniowy Wilka Kulturalnego, a także zadbać o jakieś inne teksty, których nawet w tej krótszej formie ostatnio zdecydowanie było trochę za mało.

21.02.2023 Wilk Kulturalny Numer 13 (20) LUty 2023 (tutaj

2.03.2023 Host - IX (2023)

Mocno spóźniony dalszy ciąg elektronicznego Paradise Lost...

Kiedy w 1999 roku Paradise Lost wydało zaskakujący, będący mieszanką zimnej fali, elektroniki i gotyku album zatytułowany "Host" wielu fanów dotychczas grającej death metal grupy nie było zachwyconych zmianą stylistyki. Przez wiele lat, również Paradise Lost mimo ówczesnej chęci eksperymentowania, nie było zadowolone z efektów i niechętnie mówiło o tym czasie w swojej karierze. Nieco cieplej zaczęli mówić o tym materiale dopiero przy okazji bardzo dobrej biografii "Bez Celebracji" (tutaj), a w 2018 roku szósty album Brytyjczyków doczekał się reedycji z poprawionym brzmieniem. Okazało się też, że są fani, którzy cenią ten materiał i prawdopodobnie mimo odstępstw stylistycznych nie ma chyba nikogo kto nie znałby choćby utworu tytułowego (wieńczącego płytę) czy znakomitego otwieracza tejże "So Much Is Lost". Nie powinno też dziwić, że w czasie gdy elektroniczna stylistyka rodem z lat 80tych i 90tych znów zaczęła być w modzie, Nick Holmes i Gregor Mackintosh w końcu zdecydowali się wrócić do tamtego brzmienia i w październiku 2022 roku ogłosili założenie projektu Host, czerpiącego swoją nazwę od tytułu płyty oraz będącego zarówno kolejnym odpryskiem Paradise Lost (po Strigoi i Vallenfyre Grega Mackintosha), jak i kontynuacją płyty sprzed niemal dwudziestu czterech lat. Debiutancki album Host, zatytułowany "IX" ukazał się 24 lutego 2023 roku. Jak zapewniali w ogłoszeniu Host, Holmes i Mackintosh celem było podjęcie ówczesnego konceptu z albumu "Host", ale nadając mu uwspółcześnionego kontekstu. Czy zamysł ten się udał?

Tak i nie. Jako kontynuacja "Host" jest to płyta sympatyczna i której słucha się znakomicie. "Tomorrow's Sky" jest na przykład nad wyraz zaraźliwy i jak wyjęty ze swojej duchowej poprzedniczki. Moimi faworytami są także "A Troubled Mind" z mocnym, masywnym bitem i bardzo przebojowym vibem czy również jak wyjęty z "Host", a nawet "One Second", kawałek "My Only Escape". Całość nie robi jednak takiego wrażenia jak "Host", a brzmienie choć jest intensywne i nowoczesne, czerpiące z klimatu i estetyki poprzedniczki, jest rozwinięciem spóźnionym i mało odkrywczym. Od czasu wydania "Host" sporo się zmieniło i w podobnej estetyce pojawiło się sporo dobrej, nawet lepszej muzyki. Nie chcę przez to jednakże powiedzieć, że "IX" jest złym albumem. To kawał bardzo porządnego, przemyślanego grania, ze świetnymi utworami i znakomicie rozwijający koncept "Host" Paradise Lost. O ile jednak słucha się go bardzo dobrze, o tyle łapałem się na zadawaniu sobie pytań: na ile jest to album wynikający z potrzeby serc Holmesa i Mackintosha, a na ile nastawiony na nostalgię i chęć zarobienia po raz drugi na brzmieniu, które wtedy było odskocznią i eksperymentalnym przeinterpretowaniem Paradise Lost, a teraz jest przedłużeniem zarówno oryginału, jak i samego Paradise Lost, które z powodzeniem wróciło do korzeni. "IX" Host to album sprawny, wciągający, ale również nieco rozczarowujący, bo jeśli zna się "Host" i podobne pod względem stylistyki płyty, to zna się już wszystko, co można tutaj znaleźć. To płyta, która jest niepotrzebna i chyba przez nikogo tak naprawdę wyczekiwana, choć jednocześnie będąca przyjemnym powrotem do tego innego Paradise Lost. Ocena: Pierwsza Kwadra


3.03.2023 Mowgli - Guele De Boa (2023)

Francuzi w dżungli...

Kiedy widzi się na okładce kukurydzianego człowieka można się spodziewać wszystkiego. Jeśli dodam, że za grupą Mowgli, która pod koniec stycznia wydała swoją drugą płytę, stoi Ferdinard Doumec znany z grupy Pulcinella o której szóstej płycie pisaliśmy prawie dwa lata temu będziecie już mieć ogląd z jakim graniem będziemy mieli do czynienia. Saksofonistę wspiera tutaj perkusista Pierre Pollet (również grający w Pulcinelli) oraz klawiszowiec Bastien Andrieu. Trio, które nazwę zaczerpnęło z powieści Ryduarda Kiplinga "Księga Dżungli" zaprasza z kolei w kolejną przedziwną około jazzową podróż prosto w "gardło węża boa". Francuski tytuł ma także inne znaczenie, które jest określeniem na... kaca. 

Płytę otwiera King Crimsonowy "Malalamoer" i zaczyna się od czegoś co przypomina miliony klaksonów i następnie kapitalnie rozwijającego ten koncept mocnym wejściem perkusji, basu, syntezatorów i fantastycznej partii saksofonu. Nie trwamy jednak w tym niemal atonalnym, matematycznym uderzeniu długo, bo panowie bawią się formułą i równie szybko zaskakują świetnym zwolnieniem nad którym góruje przepiękna, melodyjna saksofonowa solówka. Na koniec panowie znów uderzają w mocniejsze granie, a nawet powtórzenie początku, ale układają te dźwięki w nieco inny sposób. "One Eyed Jack" z kolei zaskakuje wyciszonym ambientowo-chillowym klimatem. Świetny jest tutaj nieco niepokojący klimat wraz perkusyjnym bitem i cudnymi melodiami saksofonu. Musicie koniecznie sprawdzić ten kawałek w czasie jakiegoś spaceru, bo idzie się przy nim fantastycznie. W absolutnie genialnym "Dario" znajdującym się na pozycji trzeciej, panowie znów zaskakują budowaniem napięcia kojarzącym się z włoskimi horrorami autorstwa... Daria Argento. Saksofonowe partie kapitalnie łączą się tutaj z nowoczesną elektroniką i szybkimi, niemal punkowymi rozbudowaniami - a wszystko jest oparte niemal wyłącznie na perkusji, saksofonach i syntezatorach! Wyciszenie przyniesie, choć tylko pozornie, równie znakomity i bardzo tajemniczy "Léviathan", który rozwija się powoli i ociężale, ale znów wprawiając w osłupienie. King Crimsonowe klimaty pojawiają się ponownie w "Bicouic Orbidède". Znów jest szybciej, energicznie, matematycznie i awangardowo zarazem. Sztosik. W "Murkiness" panowie wpierw usypiają czujność, by następnie uderzyć kolejną porcją ociężałego, bardzo klimatycznego i niepokojącego grania, bawiąc się formą i budowaniem napięcia. Przedostatni "Grand Têtard" jest najkrótszym na płycie utworem i sprawiającym wrażenie przesuwającej się po dżungli tropikalnej burzy, choć sam tytuł odnosi się do... dużej kijanki. Powolny i tajemniczy jakby przerywnik prowadzi do finału w postaci "Sauge D'une Nuit D'été" ("Mędrzec letniej nocy"), w którym ponownie najpierw trio usypia naszą czujność, a następnie kapitalnie, progresywnie rozwija poszczególnymi najazdami i dźwiękami atmosferę przypominającą skrzyżowanie King Crimson z Tangerine Dream. 

"Guele de Boa" stylistycznie krąży wokół awangardowych jazzowych eksperymentów znanych z znanych z Pulcinella, PoiL, Piniol i Ni. O ile jednak wymienione nie zawsze przypadały mi do gustu w całości, o tyle tutaj nierzeczywistość, podejście, mnogość pomysłów, gęste brzmienie i momentami bardzo skomplikowane granie, pełne szaleńczych rozwinięć, sonicznych nieoczywistych rozwiązań, które istotnie mogą przypominać stan po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu. Panowie i wygrywane przez nich na tej płycie dźwięki zdają się zataczać, pozornie wręcz nieskładnie i bełkotliwie, ale jednocześnie układają w fenomenalną i niezwykle intrygującą całość, której słucha się tyleż dziwnie, co niezwykle fascynująco. Po przesłuchaniu zaś chce się do płyty wrócić ponownie, by odkryć kolejne warstwy tej dziwnej, ale frapującej propozycji od Francuzów z grupy Mowgli. Polecam! Ocena: Pełnia


4.03.2023: PoiL - PoiL Ueda (2023)

Francuzi w średniowiecznej Japonii... 

Od naszego ostatniego spotkania z grupą PoiL minęły prawie cztery lata i jestem niemal pewien, że po ich kolejną płytę pewnie bym sięgnął, żeby sprawdzić co tym razem wymyślili, ale szczerze mówiąc nie spodziewałbym się że połączą siły z japońską wokalistką Junko Uedą, która gra także na tradycyjnym japońskim instrumencie strunowym zwanym satsuma-biwa. Najnowszy album zatytułowany "PoiL Ueda" miał swoją premierę 3 marca, choć ja mogłem sprawdzić ten album już co najmniej miesiąc wcześniej (a sam materiał ogrywali już na koncertach w 2021 roku). PoiL opowiada o swojej nowej płycie, następująco: Kreacja oparta jest na XIII-wiecznej japońskiej epopei „Heike-Monogatari”, a kompozycja oparta jest na tradycyjnym śpiewie epickim z towarzyszeniem satsuma-biwa i buddyjskiego śpiewu Shomyo. Poprzez połączenie tradycyjnej muzyki starożytnej Japonii z hipernowoczesną europejską formacją muzyczną, projekt ten oferuje możliwość odkrycia unikalnego muzycznego wszechświata. Innowacyjny występ, w którym niepohamowany eksperymentalny rock Poil miesza się z łagodnym i falującym głosem, fascynującą narracją i niezwykłą charyzmą Junko Uedy.

Płyta składa się z dwóch kompozycji podzielonych na pięć części - "Kujô-Shakujô", buddyjskiej pieśni shômyô, praktykowana przez mnichów w celu odpędzenia złych duchów (podzielonej na trzy części) oraz "Dan No Ura" (podzielonej na dwie odsłony) w którym uczestniczymy w bitwie morskiej i bolesnym upadku cesarskiego klanu Heike w starciu z klanem Genji, która miała miejsce w 1185 roku. Rezultat jest zaskakujący i naprawdę imponujący już od pierwszych dźwięków. W pierwszej części fantastycznego "Kujô-Shakujô" wita nas niesamowita atmosfera budowana mantrowym zawodzeniem Junko Uedy, niepokojącym wietrznym tłem, przerywanym noise'owymi tonami satsuma-biwy. W drugiej części robi się jeszcze ciekawiej i gęściej za sprawą mocniejszego uderzenia i wejścia gitar oraz perkusji. Budowanie napięcia jest kontynuowane pulsującym rytmem i dalszym ciągiem fantastycznych japońskich mantr. W części trzeciej przyspieszamy, a całość robi się jeszcze cięższa, ostrzejsza i zarazem progresywna, kapitalnie łącząc dźwięki z pogranicza rocka progresywnego, jazzu, muzyki eksperymentalnej, muzyki japońskiej oraz dekonstruktywizmu. Fenomenalny "Dan no Ura" zaczyna się od kolejnych mantr Junko Uedy i fantastycznie brzmiących dźwięków satsuma-biwy, bitewnych perkusyjnych uderzeń, a także syntezatorowych uzupełnień. Ponownie robi się gęsto, ostro i niezwykle wciągająco kolejnymi rozwinięciami i intrygującymi rozwiązaniami z pogranicza noise'a, progresywy i jazzu. Druga część zwalnia, jakby ustał zgiełk bitewny, znów robi się wietrznie, niepokojąco, jakby spinając klamrą z mantrami z początku płyty. Majstersztyk.

"PoiL Ueda" prawdopodobnie będzie najbardziej pokręconym materiałem jaki usłyszycie w życiu, a na pewno w tym roku. Ten kolaboracyjny album Francuzów z PoiL z japońską artystką Junko Uedą jest absolutną jazdą bez trzymanki łączącym dwa zupełnie różne światy pod względem kulturowym, ale także muzycznym w niesamowitą, epicką dźwiękową podróż. Niezwykły eksperyment jakiego podjęli się tutaj jego twórcy, jest intrygującym konceptem mającym w sobie coś ze słuchowiska, w którym w mistrzowski sposób zbudowano napięcie, narrację i zapierając dech w piersiach. To płyta, która zaskakuje i wciąga w fascynujące doświadczenie, które może nie spodoba się wszystkim, ale jest czymś naprawdę wartym uwagi oraz wielokrotnego odsłuchu, a i być może przyczynkiem do dalszych poszukiwań wokół kultury japońskiej. Polecam! Ocena: Pełnia


 

5.03.2023 Fotorelacja 28/29: Muzyczny Tartak - Four Houses (4.03.2023,Tartaczna 2, Gdańsk) (tutaj)

Następny tydzień: 6 - 12.03.2023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz