piątek, 5 lutego 2021

W NiewieLU Słowach: Hint, Brudini, Gong Wah


 

Wygrzebywanie się z tak zwanej kupki wstydu to żmudny proces. Wszyscy to wiemy i znamy. Nadszedł więc czas, by wrócił cykl W NiewieLU Słowach, a wraz z nim podróże po całym świecie z kilkoma grupami w ramach jednego tekstu. Odwiedzimy Francję i tamtejszy Hint, który w zeszłym roku wydał kompilację rarytasów, następnie udamy się do Londynu i poznamy debiutanta Brudiniego, a na koniec wybierzemy się do Niemiec i również sprawdzimy debiutantów z grupy Gong Wah. W naszych liniach lotniczych nie musicie mieć maseczek, wystarczy zabrać ze sobą dobry humor i dobre słuchawki. Możemy zaczynać?

 

1. Hint - Rarities of Two Centuries


Francuski Hint istnieje od 1993 roku i jest duetem złożonym ze znanego nam już Arnauda Fourniera (Dead Hippies, La Phaze) i Hervé Thomasa, który dźwiękowo porusza się pomiędzy noisem, muzyką eksperymentalną, ambientem i dronem, choć inkorporuje do swojego brzmienia także sekcję dętą. Dotychczas wydała trzy pełnometrażowe albumy ("100% White Puzzle", "Dys-" oraz "Wu-Wei"), a także album z remiksami, szereg epek i splitów oraz kilka płyt kolaboracyjnych. Najnowszy krążek tej dwuosobowej formacji jest wydaną we wrześniu zeszłego roku składanką na którą złożyły się rzadkie i niezrealizowane utwory z dotychczasowymi kolaboracjami takimi jak z Portobello Bone, Gran Kin czy The Young Gods. 

Spokojnie mi też te nazwy nic nie mówią. Czterdzieści minut muzyki i dziewięć numerów zostało wydane wyłącznie na winylu i w formie cyfrowej (choć do recenzji otrzymałem promocyjne cd) i jest to raczej dziwne doświadczenie. O ile w przypadku innych projektów Arnauda Fourniera byłem w stanie wyciągnąć i usłyszeć coś ciekawego, tak tutaj było ciężko. Wyraźnie jest to materiał zakorzeniony w latach 90tych, czasami słychać tu dalekie echa popu w rodzaju ówczesnego U2, czy brzmienia rodem z Nine Inch Nails, w znacznej mierze jednak jest to twórczość bardzo eksperymentalna nastawiona na szumy, przestery i dęte solówki, które mogą się miejscami podobać, ale nie przykuwają one (mojej) uwagi na dłużej. Dla tych, którzy znają twórczość Hint, a zwłaszcza dla tych, którzy uczęszczali na ich koncerty w latach 90tych, z całą pewnością będą to rarytasy, ale ja nie jestem w stanie się do nich odnieść. Nie czuję tej płyty i dla mnie jest to też materiał po prostu niespójny - nie tylko ze względu na fakt iż jest to składanka, ale także z faktu, że nie było w nim niczego, co zainteresowałoby mnie na tyle, abym miał rozkładać ją na czynniki pierwsze. Doceniam jednak wszechstronność Fourniera, którego wspomniane wcześniej projekty są równie przedziwne, ale jednak dla mnie bardziej intrygujące. Ocena: Bez oceny


2. Brudini - From Darkness, Light

Witamy w Londynie. To właśnie tutaj stacjonuje Crooner Brudini, debiutant uzbrojony w pianino, gitary, analogowe syntezatory i jazzową sekcję rytmiczną. Jak można przeczytać w notce prasowej, jego album to poetycka odyseja, historia emocji i duchowej podróży. Ponadto częściowo, album powstał we współpracy z amerykańskim pisarzem Chipem Martinem. Nie wiem na ile, to brzmi przekonująco, ale w tym wypadku muzyka powinna przemówić, a właściwie wybrzmieć, za siebie. Sprawdźmy zatem jak z sonicznej ciemności rodzi się soniczna światłość.

Pięć zrealizowanych z Chipem Martinem wypadają najmniej atrakcyjnie, gdyż opierają się na deklamacji wspomaganej pianinowym lub delikatnym gitarowym tłem, co przywodzi na myśl Leonarda Cohena, jednak bez mocy jego charakterystycznego głosu. Pozostałe siedem  w których Brudini korzysta z pełnego instrumentarium miejscami jest naprawdę interesująco przywodząc na myśl trochę The Doors przefiltrowanym przez jazz. Zazwyczaj nadal jest delikatnie, niespiesznie, wręcz monotonnie, ale są momenty pulsującego basu czy ciekawej, szybszej synkopowanej perkusji. Dużym plusem jest bardzo sterylne, pełne i selektywne brzmienie projektu, jednakże jako całość album jest dość monotonny i trudny w odbiorze, nie przykuwający uwagi na dłużej. Trochę smutne w tym wszystkim jest też to, że naprawdę niezłe teksty (zarówno wiersze Chipa Martina, jak samego Brudiniego) w tej warstwie muzycznej nie angażują, nie wybrzmiewają, lub wręcz całkowicie przepadają w niezbyt atrakcyjnej formie niemal całej płyty. Być może ukryte walory tego krążka zostaną odkryte przez kogoś innego, kto uzna, że jest to właściwa formuła, ja niestety mimo, że płyta nie jest jakoś szczególnie długa, nerwowo spoglądałem na zegarek, a wierzcie mi - naprawdę nie lubię tego robić, nawet przy najgorszej płycie. Ta nie jest zła, ale mnie nie porwała. Ocena: Pierwsza Kwadra


3. Gong Wah - Gong Wah 

Przeskakujemy do Kolonii w Niemczech, by spotkać się z wokalistką Ingą Nelke i dwójką gitarzystów Thorstenem Dohle oraz Felixem Willem. Do swojej muzyki z początku dodali automat perkusyjny, a to co, im wyszło w oparciu o shoegaze, psychodelę i krautrock, nazwali fuzzwavem. Debiutancki, pełnometrażowy album został nagrany już jako kwintet - bo w 2018 roku dołączyli do nich basista Giso Simon oraz grająca na perkusji multiinstrumentalistka Nima Davari. Nie będziemy jednak używać tej nowej etykietki wymyślonej przez Gong Wah, a raczej pokuszę się o stwierdzenie, że ta grupa to taki Garbage, który cofnął się w czasie i zaczął grać ejtisowego krautrocka. Jak to brzmi?

Trochę punkowo wypada otwierający płytę "Let's Get Lost", w którym świetnie wypada surowy bas i przebojowy charakter numeru. Znakomicie wypada też trochę leniwy wokal Ingi Nelke, przypominając trochę o czasach, gdy triumfy świeciła Suzie Quatro. Jeszcze bardziej punkowy charakter słychać w bardzo udanym "I hate you", zagranym jednak tak, jakby był wyrwany z lat 90tych i przefiltrowany przez erę grunge'u. Znacznie bardziej rozbudowany jest znakomity "Supersized Kid", którego nie powstydziłoby się nawet wspomniane Garbage. Znacznie spokojniejszy, bardziej alternatywny, ale równie motoryczny i wpadający w ucho, co dwa poprzednie. Czwarty numer zatytułowany "With him" to najdłuższa propozycja od Gong Wah, bo trwająca siedem minut. a przy tym bardzo zaskakująca. Grupa sięga tu jeszcze głębiej, bo krautrockowe inspiracje właśnie. Jest pulsująco, przestrzennie i wręcz progresywnie, a przy tym nieco wolniej niż wcześniej (aż do momentu mocnego, surowego rozwinięcia), ale nadal bardzo energetycznie. Przełamanie zwolnieniem z wokalem a capella i stopniowym narastaniem z kolei ponownie zbliża Gong Wah do alternatywy i stylistyki Garbage, a nawet do teatralnego performansu. Wchodzi. 

Drugą połowę płyty otwiera "Sugar & Lies" wracający do szybszego i żywszego grania. Punk ponownie miesza się tutaj z alternatywą, odrobiną grunge'u, a nawet klasycznym hard rockiem. Nada się idealnie na domowe taneczne imprezy z przyjaciółmi, gdy tylko już będzie można spotkać się w większym gronie. Następujący po nim "Contamined Concrete" wyłaniający się z ciszy i ponownie sięgający po krautrockową przestrzeń. Mroczny, duszny ton gitary basowej, delikatny wokal Ingi może skierować skojarzenia w kierunku Bjork czy ponownie do Suzie Quatro. Bardzo dobry i bardzo klimatyczny to kawałek, a przy tym jakże cudnie staromodny - tak się już nie tworzy! Przedostatni nosi tytuł "Not This Time" znów zbliżający się do stylistyki, której nie powstydziłoby się Garbage. To nowoczesny, alternatywny kawałek nie bojący się flirtu z elektroniką, a przy tym świetnie przyprószony odrobiną garażowego, trochę psychodelicznego brzmienia. Krautrockowe vibe'y wracają w wieńczącym album świetnym "Just Sayin'" wpisującym się także przy okazji idealnie w lata 80 swoją nieco dyskotekową pulsacją, perkusją i elektroniką. Takie łączenie stylów i różnych lat to ja rozumiem!

Gong Wah i ich płyta to prawdziwa jazda bez trzymanki. Zrobiona pomysłowo, ze smakiem i ogromnym wyczuciem. Nie jest to typowe retrogranie, ale świeże spojrzenie na prawie wszystkie ważniejsze zjawiska muzyki rockowej z każdej dekady i zrealizowane w nieprzewidywalny, bardzo energetyczny sposób. Jeśli szukacie dawki przebojowej, nietuzinkowej muzy, której nie usłyszycie w radiu, to Gong Wah będzie dla Was. Jeśli lubicie mieszankę starego z nowym to Gong Wah będzie dla Was. Jeśli potrzebujecie kapeli w której się autentycznie zakochacie to - quest what?! - Gong Wah jest dla Was. Ocena: Pełnia

Płyty przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz