Punk is not dead!
Dezertera jak sądzę nikomu w naszym kraju przedstawiać nie trzeba. Legenda punk rocka lat 80tych, właśnie wydała swój czternasty album studyjny i nadal kąsa jak na punkową kapelę przystało. Dziewięć numerów upakowane w dwadzieścia siedem minut drapieżnej, surowej muzyki, a także mocnych, wnikliwych i pełnych goryczy obserwacji społecznych tekstów, które mogłyby powstać czterdzieści lat temu, gdy grupa debiutowała jeszcze pod nazwą SS-20. Jednak mamy rok 2021 i mimo, że teksty mogłyby powstać już wówczas, opisują rzeczywistość w której żyjemy obecnie. Współczesny świat - tak kulturowy, społeczny, jak i polityczny - obfituje bowiem w wydarzenia, które idealnie nadają się do wykrzyczenia. Brutalnie, prosto, z pięściami i sztandarami w górze niczym na proteście (na przykład Strajku Kobiet) - tak jak u zarania gatunku jakim jest punk rock.
Zaczynamy od świetnego i niestety bardzo gorzkiego zaledwie dwu i pół minutowego "Kłamstwo to nowa prawda" z mocnym bitem perkusji, solidnym surowym basem i ostrym gitarowym riffem. I nie sposób się nie zgodzić z refrenem:
Krzycz, może ktoś posłucha
Krzycz, krzyk jest bronią
Kiedy przemawiają kłamstwa
Krzycz – milczenie jest zbrodnią!
Po nim wpada równie surowy, agresywny i mocny "Punkt bez powrotu" zamykający się w czasie nieco ponad dwóch minut. Odrobinę powyżej trzech minut trwają "Wszystkie lęki świata", który mógłby znaleźć się nawet na którymś z wczesnych krążków T.Love albo nawet Pidżamy Porno - bardziej melodyjnie, ale i nadal bardzo surowo i z mocnym, bardzo prawdziwym oraz gorzkim przekazem. Niecałe cztery minut (bez dwudziestu trzech sekund) to z kolei "Zegar Zagłady" o nieco wolniejszej, bardziej duszniej, nieco zimno falowej strukturze. Tu podobnie też utwór mógłby powstać nawet te dwadzieścia, trzydzieści lat temu, także u kolegów po fachu Dezertera i nic by nie stracił na aktualności i prawdziwości refleksji z niego bijącej. Niecałe trzy minuty trwa z kolei "Odwet" ze świetnym tempem, zadziornym riffem i surowym, masywnym basie. Jestem niemal pewien, że gdy tylko wrócą koncerty, to ten kawałek będzie się na nich doskonale sprawdzał.
Niezwykle gorzkim, a przy tym fantastycznym numerem jest "Dzień dobry, dzień zły", który wywołał kontrowersje ze względu na poruszanie tematyki pedofili czy problemów w polskim Kościele. Osobiście uważam, że to mocny i ważny głos w sprawie. Ponownie, zadziorny i szybki, surowy, wreszcie na tyle na ile w punku można mówić o melodii, melodyjny właśnie. Bardzo mocny jest także powolny, marszowy "Idziemy po was", który doskonale wybrzmiewałby te trzydzieści, czterdzieści lat temu i doskonale wybrzmiewa teraz. Na płycie nie zabrakło także utworu niejako pandemicznego, a mianowicie kawałka zatytułowanego "Izolacja". Najdłuższy, bo prawie cztero i pół minutowy numer, fantastycznie otwiera basowy ton, powoli rozwijany jest gitarą i w końcu, szybszą, ale ponownie marszową perkusją, by wreszcie przyspieszyć. W samym tekście nie chodzi jednak wyłącznie o izolację związaną z covidem, ale także o zaślepienie własnymi przekonaniami i stereotypami. Ważne, mocne i prawdziwe. To także, bodaj najbardziej przebojowy numer na tej płycie. Na koniec wpada jeszcze niespełna dwuminutowy "Brunatny", który ponownie sięga po nieco wolniejsze tempo, nie brakuje jednak w nim zadziorności i mocnego przekazu, którego nie będę tutaj przytaczał.
Ocena: Pełnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz