O niemieckiej post-rockowej formacji Collapse Under Empire pisaliśmy cztery lata temu, przy okazji płyty "Fallen Ones", a dziś przyszedł czas na najnowszą, ich ósmą, a zarazem już zeszłoroczną płytę, która rozpoczyna nowy cykl grupy, która w 2019 roku podsumowała dotychczasową dyskografię boxem "The End of Something". Sprawdźmy, co według post-rockowego duetu zostawiamy za sobą...
Jak czytamy w notatce prasowej, najnowszy album Niemców to opowieść o świecie, który wymknął się z pod kontroli. Powszechny dostęp do internetu, szalejący koronawirus, destrukcja środowiska, ludzka chciwość, niesprawiedliwość, wyzysk, bieda, wojna i sprzeciw wobec tego wszystkiego. Tytuł ma obrazować ten proces w ciemnych sonicznych barwach, apokaliptycznych gitarach, epickich dźiwękach syntezatorów, razem zamykając się w potężnym brzmieniu. Świat, który swoją muzyką panowie kreślą i ogrywają to już nie utopia, a gorzka rzeczywistość. Podkreślają też, że możemy mieć nadzieję, że ludzkość podniesie się z obecnego kryzysu i wszyscy się czegoś z niego nauczymy. To, co przyniesie przyszłość pozostaje jeszcze do odkrycia.
Nie byłbym sobą, gdybym nie przyjrzał się zdobiącym opakowanie płyty grafikom. Na okładce widnieje glob, prawdopodobnie będący naszą planetą, który od północnej strony goreje ogniem, a od południowej zdaje się zamarzać. Po rozłożeniu kartonikowego opakowania i po wyjęciu płyty również widzimy Ziemię - spękaną, dziwnie rozświetloną, a obok niej widać fragment Słońca, które zdaje się być niebezpiecznie blisko naszej planety. Grafiki te wykonał Sebastian Stralucke i trzeba przyznać, że choć podobnych obrazków widzieliśmy już także w filmach science-fiction całe mnóstwo, to i tak robią one spore wrażenie, skłaniają do przemyśleń, wreszcie wiążą się w sposób istotny z opowieścią snutą na płycie Niemców.
Wyobraźmy sobie więc świat, w którym ludzkość opanowała możliwość lotu w kosmos do perfekcji, Ziemia umiera, rozpada się, a całym cywilizacjom grozi nieuchronna zagłada. Zniszczone środowisko, światowe kryzysy oraz kolejne mutacje śmiercionośnych wirusów doprowadziły do upadku gospodarek, ale pojawia się szansa na ucieczkę w nieznane. Na pozostawienie za sobą świata, który znamy i wyruszenie na poszukiwanie nowej planety którą będzie można skolonizować i zacząć od nowa, być może z lepszym skutkiem, aniżeli osiągaliśmy dotychczas.
Naszą ucieczkę z Ziemi zaczynamy od "Ark of Horizon" - filmowego, ambientowego elektronicznego pasażu, którego nie powstydziłby się Hans Zimmer, Jean Michelle Jarre czy Vangelis. To wprowadzenie do, uwertura do dalszej części płyty. Rozwija się ona powoli, niepokojąco, a gdy już rozwija się do pełnego, rockowego instrumentarium robi się jeszcze ciemniej, ale i bardziej surowo. Przestrzenna perkusja świetnie buduje atmosferę, a charakterystyczne post-rockowe gitary tną ją shoegaze'owymi zagrywkami. Swoim klimatem i emocjami przypomina ona trochę to, co na swojej ostatniej płycie "Triumph & Disaster" zawarł We Lost The Sea, a i dalej jest bardzo podobnie, choć Collapse Under The Empire mocniej sięga po elektroniczne dodatki i brzmienia syntezatorów, które ich muzykę znakomicie uzupełniają i nieco przesuwają z klasycznego rozumowania o post-rocku. Po nim czas na bardzo udany "Red Rain", który również stawia na budowanie klimatu i przez moment usypia czujność delikatnym, deszczowym klawiszem, ale szybko łączy się ze świetnym motorycznym, kroczącym riffem i mocnym rozbudowaniem. Fantastyczna jest tutaj ponownie bardzo filmowa, podniosła i zarazem niepokojąca atmosfera i kolejne brzmieniowe rozwiązania jakimi panowie raczą swoich słuchaczy, a i w jednym z momentów robi się nawet wręcz dość metalowo.
Numer trzeci to "Seven", który również na początku usypia czujność, ale już po chwili rozwija się perkusyjnym tonem i ciekawymi klawiszowymi pasażami, choć tym razem jest dużo spokojniej, aniżeli w poprzednim utworze. Więcej tutaj dźwięków syntezatorów i klawiszy, które znakomicie budują nieco kosmiczny klimat muzyki i opowieści, stopniowo budując ją do nieco mocniejszego rozbudowania, choć ani na moment nie korzystającego z ostrych zagrań. Bardzo filmowy charakter ma ponownie "Resistance" rozpoczynający się od niepokojących dźwięków przypominających alarm bojowy. Słychać go na tle delikatnych, deszczowych klawiszy, a po chwili wraz z wejściem delikatnej, kroczącej perkusji, całość nabiera jeszcze bardziej niepokojącego klimatu oraz wyraźnie progresywnego szlifu, zwłaszcza gdy panowie przyspieszają i nieco dociążają rozbudowanie, a następnie płynnie przechodzą do kolejnego spokojniejszego motywu. Bardzo fajnie wypada też tutaj shoegaze'owy finał ze ścianą dźwięku, który choć słyszało się już setki razy, to nadal potrafi zrobić wrażenie. Na piątej pozycji znalazł się utwór zatytułowany "Destruction", który zaczyna się dość typowym post-rockowym riffem osadzonym na elektronicznym tle,by już po chwili przyspieszyć i nieco zaostrzyć główny motyw. Jednak panowie nie zamierzają w nim grać ostro i po chwili całość łagodnieje, bawi się klimatem i przyspiesza ponownie dopiero z intrygującym syntezatorowym rozbudowaniem, by następnie znów wrócić do spokojniejszych, powolniejszych fragmentów, które stopniowo rozwijają się ponownie do nieco szybszych, wreszcie znów sięgając po shoegaze'owe ściany i kończąc pianinowym wyciszeniem
Utwór tytułowy zaczyna się od elektroniki ponownie sięgającej do klimatów uwielbianych przez Vangelisa czy Hansa Zimmera, nadbudowuje się ten klimat mocnym wejściem perkusji i ostrym riffem oraz niepokojącą atmosferą, którą następnie panowie rozwijają. Wpierw w świetny kroczący pasaż z elementami metalowych zagrywek, następnie przechodząc do łagodnych, wietrznych klawiszowo-gitarowych momentów, wreszcie płynnie przechodząc do ciężkich rozbudowań i kolejnych wyciszeń, które perkusyjnym mostkiem i delikatnym pianinem wyciszają się wieńcząc utwór. Ciekawie wypada utwór przedostatni, czyli utwór "A New Beginning". Jest bardziej gęsty, ostrzejszy i fajnie łączy zarówno typowe post-rockowe zagrywki i elementy z nieco ostrzejszym brzmieniem oraz ejtisowymi syntezatorami w tle. Kompozycja ta ma też bardziej przebojowy charakter, monumentalne brzmienie i naprawdę potrafi się spodobać mimo powtarzania typowych dla post-rocka rozwiązań. Na koniec czeka nas spotkanie z "Another Earth" - być może tą samą planetą, którą znamy, ale już po apokalipsie, albo nową Ziemią w innej galaktyce - które zaczyna się do wietrznego pianinowo-elektronicznego wejścia, perkusyjnego nadbudowywania i stopniowego rozwijania do nieco szybszego grania, ale i ponownie z dużą dbałością o atmosferę i umiejętnie korzystając z elektroniki w zwolnieniach.
Collapse Under The Empire nie wymyśla na swojej nowej płycie niczego nowego, choć podobnie jak miało to miejsce przy "Fallen Ones" wyróżnia się na tle innych kapel post-rockowych. Intensywne, monumentalne brzmienie oraz jeszcze większe zaangażowanie elektroniki zdecydowanie wypada tutaj pozytywnie. Nie brakuje świetnych rozbudowań i pomysłów, jednakże ciągle towarzyszyć może wrażenie, że wszystko się już gdzieś słyszało. Mimo to, najnowsza płyta Niemców, potrafi poruszyć i sprawić, że chce się do niej wracać i na nowo zatapiać w rozmyślaniach nad prezentowaną przez nich muzycznie historią. To, co jest szczególnie interesujące w ich twórczości, że posiadają umiejętność zainteresowania słuchacza samą muzyką, którą można interpretować i słuchać również w oderwaniu od zamysłu duetu. To, co zostawia za sobą Collapse Under The Empire to muzyka piękna, pełna emocji i miejscami dość mroczna i wręcz gorzka, kinematyczna, ale i po prostu ciekawa, a fakt, że porusza się ona trochę utartymi ścieżkami nadrabia własnym klimatem i intrygującymi elektronicznymi i klawiszowymi tłami, które u innych wypadałby po prostu źle.
Ocena: Pierwsza Kwadra |
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz