Napisał: Jarek Kosznik
Dosłownie przed chwilą, bo 24 kwietnia 2020 roku miała miejsce premiera dziewiątej pełnowymiarowej płyty amerykańskiego zespołu Trivium pod tytułem „What The Dead Man Say”. Promocja opisywanej płyty rozpoczęła się już w lutym bieżącego roku, poprzez sukcesywne wypuszczanie kilku utworów, a także paru teledysków czy fragmentów riffów wykorzystanych na potrzeby gry video „Mortal Kombat 11”. Poprzednia płyta zespołu „The Sin and The Sentence” zrobiła na mnie pozytywne wrażenie po dwóch poprzednich, bardzo nieudanych płytach „Vengeance Falls” i „Silence In The Snow”, ponieważ panowie znów wrócili do elementów starego stylu, które sprawiały że byłem wielkim fanem Trivium w przeszłości, głównie w czasach szkoły średniej. Czy na „What The Dead Man Say” zespół kontynuuje powrót do korzeni? Jak wypadają partie instrumentalne? Czy Matt Heafy poprawił jeszcze swoje umiejętności wokalne?
Dosłownie przed chwilą, bo 24 kwietnia 2020 roku miała miejsce premiera dziewiątej pełnowymiarowej płyty amerykańskiego zespołu Trivium pod tytułem „What The Dead Man Say”. Promocja opisywanej płyty rozpoczęła się już w lutym bieżącego roku, poprzez sukcesywne wypuszczanie kilku utworów, a także paru teledysków czy fragmentów riffów wykorzystanych na potrzeby gry video „Mortal Kombat 11”. Poprzednia płyta zespołu „The Sin and The Sentence” zrobiła na mnie pozytywne wrażenie po dwóch poprzednich, bardzo nieudanych płytach „Vengeance Falls” i „Silence In The Snow”, ponieważ panowie znów wrócili do elementów starego stylu, które sprawiały że byłem wielkim fanem Trivium w przeszłości, głównie w czasach szkoły średniej. Czy na „What The Dead Man Say” zespół kontynuuje powrót do korzeni? Jak wypadają partie instrumentalne? Czy Matt Heafy poprawił jeszcze swoje umiejętności wokalne?
Słuchacz
może być zaskoczony od samego początku pierwszym utworem pt. „IX”.
Jest to krótki instrumentalny wstęp, oparty na przepięknym,
neoklasycznym, akustycznym motywie gitarowym, w podobnym stylu do
„End of Everything” z „Ascendancy”. W pewnym momencie gitary
grają dalej ten sam motyw na przesterowanych gitarach, żeby
przejść w klasyczny riff zespołu. Wszystko płynnie przechodzi w
tytułowy „What The Dead Man Say”, gdzie główny,
brutalny i tajemniczy motyw, razem ze wstawkami wybitnego perkusisty
Alexa Benta po prostu wgniata w ziemie. Ten kawałek stanowi
przedłużenie myśli z „IX” poprzez granie tych samych riffów,
zmieniając jedynie tempo czy wartości nutowe dźwięków. Należy
wyróżnić bezczelnie melodyjny i chwytliwy refren. Następny
„Catastrophist”, który
był także pierwszym singlem, rozpoczyna się od dość prostego
riffu, na tle którego jest grana interesująca melodia w stylu
szwedów z In Flames. Zwrotki przypominają mi melodyjnością i
dźwiękami nieco „Hurricane” 30 Seconds To Mars, niemniej to
komplement dla wokalisty za dobry wokal i ciekawe akordy w
podkładzie. Druga część utworu jest nieco bardziej progresywna,
słychać nawiazania do „Shoguna” czy „Ascendancy” a nawet do
bogów progresywnego metalu czyli Dream Theater. Wszystko jest bardzo
dynamiczne i nie nuży. Prawdziwym „walcem” jest na pewno
„Amongst The Shadows & The Stones”
gdzie motywy gitarowe swoim ciężarem i szaleństwem nawiązują
nawet do debiutanckiego „Ember to Inferno”. W dobry nastrój
wprowadziły mnie na pewno rewelacyjne harmonie gitarowe w stylu
„Ascendancy” w okolicach środka utworu. Jednakże wpływy stylu
ostatnich płyt też są tutaj widoczne i słyszalne. Ostre,
galopujące zakończenie w stylu riffów z „Sever the Hand”
kończy ten prawdopodobnie najostrzejszy i najintensywniejszy utwór
albumu.
Po
nim wchodzi dziwny „Bleed Into Me”,
który jest dla mnie totalnym nieporozumieniem. W ogóle nie pasuje
do płyty, do tego muzycznie jest nudny jak flaki z olejem,
przypomina tysiące innych utworów metalowych. Równie nieudany
eksperyment zespołu jak z utworem „Endless Night”. Nie ukrywam,
że kolejny „The Defiant”, niesamowicie mnie zaskoczył ultraklasycznym riffem, którego nie
było od czasu „Ascendancy”. Zespół tutaj dość mocno
nawiązuje do legendarnego „The Deceived”, także w melodiach i
solówkach. Fajnym pomysłem jest też modulacja w ostatnim refrenie,
co sprawia, że utwór jest jeszcze ciekawszy. Aż prawie się
człowiek wzruszył, przypominając sobie stare czasy! W „Sickness
Unto You” słuchacz otrzymuje
porcję ambitnych, pięknych choć melancholijnych akordów, które
wprowadzają w klimat. Trivium nawiązuje tutaj odrobinę do
„Kirisute Gomen”, a także do twórczości takich wykonawców jak
Ilsahn czy Behemoth. Prawdopodobnie najlepszy refren na płycie
przechodzi w naprawdę świetne solo, które prowadzi do klasycznych
galopów i innych szybkich riffów. Pewną nowinką jest mały riff
troszkę w stylu „djentu”.
Kolejny
„Scattering The Ashes”
mógłbym śmiało nazwać „Dying in Your Arms Part II” ,
jednakże zdecydowanie wole ten utwór niż jego bliskiego melodyjnie
poprzednika z „Ascendancy”. Mimo krótkiego czasu trwania tego
kawałka, jest tutaj kilka naprawdę kapitalnych i przebojowych
motywów. Taka muzyka powinna lecieć w radiu. Po nim wchodzi
„Bending Arc to Fear”
gdzie trudno nie zauważyć inspiracji zespołami blackmetalowymi czy
legendarną Gojirą , i wymieszania tych elementów z metalcorem. Ja
osobiście słysze tutaj trochę podobieństw do „Amongst The
Shadows & The Stones” jak
i mocne nawiązania do „The Sin and The Sentence”. Dodatkowo
należy wyróżnić rewelacyjny riff w stylu „Shogun” w środku
przy którym trudno być obojętnym. Ostro jest do samego końca,
który przechodzi płynnie w kończący płytę „The Ones
We Leave Behind”. Ten kawałek
z początku jest praktycznie klonem utworu „The Sin and The
Sentence” ale z bardziej pozytywnym i przebojowym szykiem. Z czasem
znów mamy do czynienia z klasycznymi rozwiązaniami zespołu ,
interesującą solówka Coreya na tle riffów w stylu „The Crusade”
to jest chociażby „ Anthem We're The Fire” Mocnym zaskoczeniem jest
wesolutka, wręcz infantylna harmonia gitarowa , która prowadzi do
świetnego zakończenia, ponownie nieco w stylu In Flames. Ciężko o
lepsze zakończenie płyty !
Ocena: Pełnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz