Napisała: Karolina Andrzejewska (The Superunknown)
„Śmierdząca
pięść”, „Jaja Szatana”, „Dziwka z penisem” - te tytuły
brzmią jak wyjęte żywcem z katalogu filmów klasy C, a, co może
być zaskakujące, są jednak tytułami utworów umieszczonych na
drugiej długogrającej płycie Tool zatytułowanej „Ænima”...
Wydanie
drugiego albumu wiąże się dla zespołu z reguły z dość
wygórowanymi oczekiwaniami fanów, których rozbudzony apetyt wymaga
zaspokojenia i nie zadowoli się odcinaniem kuponów od poprzednich
dokonań. Ciężko przebić taki debiut, jakim był „Undertow”, a
jednak każdy kolejny album Tool jest jedynie dowodem na to, w jak
ciekawą stronę może ewoluować twórczość zespołu. „Ænima” to jeden z
tych albumów, za którymi stoi określona filozofia. Już jego tytuł
to nieprzypadkowe zestawienie słów, „anima” – pojęcia
odnoszącego się do filozofii Karla Junga oraz „enema”, czyli
górnolotnego określenia lewatywy. Tym samym nabiera on
symbolicznego znaczenia i nawiązuje do motywu otwarcia się, ale też
oczyszczenia, a w konsekwencji pogodzenia ze światem i z samym sobą.
Najbardziej ogólnym przesłaniem płyty jest umożliwienie ludziom
wspomnianego otwarcia się i znalezienia w sobie tzw. „trzeciego
oka”, czyli pierwiastka, który odpowiada za bardziej wnikliwe
postrzeganie rzeczywistości.
W
filozofii Junga składniki zwane anima i animus stanowią archetyp
psychiki, która, zgodnie z założeniem tej teorii może rozwijać
się harmonijnie tylko wtedy, gdy oba pierwiastki są w niej obecne.
Funkcjonują one jednak obok cienia – komponentu będącego ciemną
stroną osobowości, który odpowiada choćby za pojawianie się u
nas agresywnych, czy nieakceptowanych społecznie zachowań. W
trakcie rozwoju człowieka dochodzić powinno do tzw. integracji
cienia, która daje możliwość wykorzystania nowych zasobów
ludzkiej osobowości. Idee głoszone przez Junga przewijają się na
„Ænima” stale. Do teorii cienia nawiązuje choćby utwór
„46&2”. Dla mnie to jedna z tych kompozycji, które rozwalają
mnie na kawałki i wprawiają w osłupienie w związku z tym, że
można stworzyć coś tak genialnego. Jeśli zastanawia Was natomiast
matematyczność jej tytułu, to wskazane tu równanie 46 plus 2
odnosi się do najwyższego poziomu rozwoju osobowości, na którym
człowiek obok standardowych 46 wykształca dodatkowe 2 chromosomy.
Niejako dla potwierdzenia powyższej teorii Maynard śpiewa:
„I wanna feel the changes coming down. I wanna know what I've been hiding in my shadow.” (Chcę poczuć nadchodzącą zmianę, chcę wiedzieć, co chowam w cieniu.) oraz „Forty-six and two ahead of me.” (Na horyzoncie widzę 46 i 2).
O
podobnych kwestiach usłyszymy w otwierającym album „Stinkfist”.
Posądzenia o to, że opisywany jest tu brutalny akt seksualny są w
tym przypadku zupełnie bezpodstawne. Uważam, że to jedynie
metafora, rzecz, która ma nas uderzyć i przyciągnąć naszą
uwagę. Dla mnie, „Stinkfist” to utwór o przekraczaniu własnych
granic, powrocie do bolesnych wspomnień, poszukiwaniu uczuć głęboko
w sobie. Słyszymy tu:
„I'll keep digging till I feel something. Elbow deep inside the borderline. Show me that you love me and that we belong together.” (Będę kopał dopóki czegoś nie poczuję. Łokieć daleko poza granicą, pokaż, że mnie kochasz i że jesteśmy dla siebie stworzeni.)
Z
kolei jeden z ważniejszych utworów na albumie - „Jimmy”
(Maynard naprawdę ma na imię James), według słów samego autora
tekstu jest kontynuacją tego, co wyśpiewał on w umieszczonym na
debiutanckiej płycie „Prison Sex”. Kompozycja poprzedzona jest
zagranym na keyboardzie identycznym co w „Jimmy” motywem
muzycznym i rozpoczyna się ciężkim, tłustym riffem, by za chwilę
przejść w nieco delikatniejsze brzmienie, a powrócić z całą
mocą gitar, bębnów i krzyku w refrenie. Ewidentnym adresatem tej
pieśni jest matka Keenana, a powtarzająca się w tekście liczba 11
to jego wiek w momencie, gdy Judith Marie dowiedziała się o swojej
poważnej chorobie, która 30 lat później zabrała ją z tego
świata. Był to początek niekoniecznie dobrych zmian w życiu
małego Jamesa. Maynard w tekście “Jimmy” wyraża swą tęsknotę,
żal i ból, choć napełnia się jednak również nadzieją
śpiewając:
“I'll move to heal as soon as pain allows, so we reunite and both move on together.” (Wyzdrowieję jak tylko ból mi na to pozwoli, abyśmy mogli się zjednoczyć i oboje ruszyć dalej.).
Jedną
z najdłuższych kompozycji na albumie „Ænima”
jest „Pushit”. Jej tytuł także jest grą słów (push i shit)
więc gdy Maynard śpiewa „Push it on me”, co można tłumaczyć
jako: wpychasz to na mnie, lub bardziej dosadnie - obrzucasz mnie
gównem, brzmi to dość dwuznacznie a w kontekście całego utworu
nabiera konkretnego znaczenia. „Pushit” jest wykonywany przez
Tool na żywo i usłyszenie tego utworu live to czyste misterium, coś
wspaniałego, prawdziwy dowód na istnienie doskonałości.
Na
„Ænima”, po raz pierwszy w twórczości Tool, pojawiają się
„przerywniki” w postaci krótszych lub dłuższych utworów
instrumentalnych, czy też zbitek dźwięków i słów, które
wprowadzają dodatkowy element niepokoju („Cesaro Summability”,
„(-) Ions”, „Message to Harry Manback”). Niektórzy twierdzą
nawet, że najlepiej słuchać albumu będąc pod wpływem substancji
psychoaktywnych gdyż wtedy ujawnia ona w pełnej krasie swoje piękno
i swoją złożoność. W
warstwie lirycznej nie sposób było uniknąć nawiązań do religii
i postaci Jezusa, którego Keenan traktuje często z pobłażaniem i
cynizmem. Umieszczony na albumie utwór „Eulogy” jest najlepszym
tego przykładem. Mnóstwo tu obrazoburczych stwierdzeń, ironicznego
podejścia do nauk Jezusa, ich znaczenia i głębi. Ironizująca
strona twórczości Tool ujawnia się też w tym, iż album „Ænima”
zadedykowany został nieżyjącemu już komikowi Billowi Hicksowi.
Jego portret podpisany w wymowny sposób słowami: Another Dead Hero
(Kolejny nieżyjący bohater) znajdziemy nawet we wkładce do
europejskiego wydania płyty. Inspiracje postacią Hicksa słychać w
tekście kompozycji „Ænema”, a fragment jego występu
kabaretowego słyszalny jest w otwarciu wieńczącego album utworu
„Third Eye”.
Choć
„Ænima” traktuje o sprawach poważnych, Tool nie byłby Toolem,
a Maynard Maynardem, gdyby nie było tu również śmieszkowania.
Wydana w Europie wersja albumu zawierała wkładkę, w której obok
podziękowań umieszczono także zdjęcia okładek nieistniejących
albumów zespołu. Ich tytuły to, żeby wymienić jedynie kilka
najciekawszych, „Iced Pee” (Mrożone Siki), „Gay Rodeo”, czy
„I smell urine” (Czuję mocz). Oprawa graficzna amerykańskiego
wydania była już natomiast zupełnie inna i stworzona techniką
imitującą obrazy 3D doczekała się nominacji do nagrody Grammy w
kategorii Best Recording Package.
Jeśli „Undertow” był rozdrapywaniem ran i wyrazem buntu wobec zła, tak „Ænima” jest pierwszym krokiem na drodze do uzdrowienia. Keenan pisze o zrzucaniu skóry, pokonywaniu barier i zgłębianiu siebie. Tak dalece wnika do swego wnętrza również podczas koncertów promujących wydawnictwo, że zachowuje się wtedy jak odcięty od świata zewnętrznego autystyk. Ze wzrokiem wbitym w jeden punkt, z kamienną twarzą i przyjmując zamkniętą postawę. A przy tym – roznegliżowany, z opadającymi spodniami lub z makijażem kabuki i w staniku.
„Ænima” przeleżała na mojej półce z płytami dobrych kilka lat zanim sięgnęłam po nią, intuicyjnie wyczuwając, że oto nadszedł jej czas. Wierzę, że na każdego czeka i kiedyś przyjdzie jego własna „Ænima”. Ja miałam to szczęście, że muzyka Tool w odpowiednim momencie trafiła na podatny grunt moich emocji kiełkując zachwytem i dojrzewając pełnią uwielbienia do tej wyjątkowej sztuki.
Tłumaczenia: Karolina Andrzejewska
Jeśli „Undertow” był rozdrapywaniem ran i wyrazem buntu wobec zła, tak „Ænima” jest pierwszym krokiem na drodze do uzdrowienia. Keenan pisze o zrzucaniu skóry, pokonywaniu barier i zgłębianiu siebie. Tak dalece wnika do swego wnętrza również podczas koncertów promujących wydawnictwo, że zachowuje się wtedy jak odcięty od świata zewnętrznego autystyk. Ze wzrokiem wbitym w jeden punkt, z kamienną twarzą i przyjmując zamkniętą postawę. A przy tym – roznegliżowany, z opadającymi spodniami lub z makijażem kabuki i w staniku.
„Ænima” przeleżała na mojej półce z płytami dobrych kilka lat zanim sięgnęłam po nią, intuicyjnie wyczuwając, że oto nadszedł jej czas. Wierzę, że na każdego czeka i kiedyś przyjdzie jego własna „Ænima”. Ja miałam to szczęście, że muzyka Tool w odpowiednim momencie trafiła na podatny grunt moich emocji kiełkując zachwytem i dojrzewając pełnią uwielbienia do tej wyjątkowej sztuki.
Tłumaczenia: Karolina Andrzejewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz