czwartek, 22 lutego 2018

Dice - Nowy Świt (2018)


Niewiele jest takich zespołów z którymi w jakiś sposób związanym jest się od niemal samego początku, obserwuje jak się zmieniają, jak dojrzewają. Jednym z takich zespołów, które napisały do mnie na początku całej przygody z LupusUnleashed, a dokładniej gdzieś pod koniec roku nazwanego przez nas dwa tysiące dźwięcznym, była grupa Dice pochodząca ze Stargardu Szczecińskiego, która wówczas debiutowała albumem "Stara historia" Później przypomnieli o sobie w dwa tysiące pięknistym krążkiem "Paradice" i w końcu atakują po raz trzeci, najnowszym patronackim albumem zatytułowanym "Nowy Świt". Co słychać u chłopaków lubiącymi rzucać kostkami do gry?

Najnowszy album Dice został podzielony na trzy części dzięki czemu przypomina swoją strukturą winylowe płyty albo kasety magnetofonowe, mimo że całość łącznie trwa pięćdziesiąt siedem minut. Mamy tak zwane strony A i B z premierowymi numerami i stronę X z dwoma starszymi numerami w nowych wersjach nagranych z okazji dziesięciolecia istnienia zespołu. Jak sami piszą w notce prasowej o nowej płycie jest ona właśnie "owocem dziesięciu lat wspólnego grania, dziesięciu lat doświadczeń, dziesięciu lat przyjaźni i dziesięciu lat  dążeń do samodoskonalenia". Trzeba przyznać, że doskonale widać to na przykładzie utworów jakie znalazły się na krążku, bo świetnie pokazują one rozwój jaki nastąpił od pierwszej dość surowej, lekko niezdecydowanej debiutanckiej płyty przez udaną "Paradice" do której wciąż lubię wracać.


Stronę A otwiera potężny gitarowy "Obłęd", który jest... obłędny i gdyby zamiast Łukasza Przybylskiego śpiewała dziewczyna mógłby to być kawałek Manaamu albo O.N.A. Świetne jest tutaj surowe, ale jednocześnie bardzo mocne soczyste brzmienie, a całość uzupełnia znakomity, bardzo trafny tekst o lekko społeczno-politycznym zabarwieniu. Po nim pojawia się bardzo dobry numer drugi pod tytułem "Jutrzenka", który również uderza riffamii szybką perkusją i zaskakuje gdy pojawia się wokal. Linia bowiem przypomina trochę wokalizy Romualda Czystawa z utworu "Planeta Smoka" Budki Suflera, choć Łukasz powiedział nam, że nie było to zamierzone. Swoją drogą Budkowe skojarzenia miałem już przy okazji pierwszej płyty! Ponownie uwagę zwraca też mocny, trafny tekst również nieco uderzający w społeczno-polityczne tony, ale robiąc to w bardzo ciekawy i zupełnie nie oczywisty sposób, bo można go również rozważać w samej kategorii społecznej i naszych codziennych zmagań z innymi ludźmi. Tempo nie siada w kawałku "Tylko Łaska", który zaczyna się od usypiania czujności po czym rozkręca się kapitalnym groov'owym rozwinięciem. Mocny tekst znów bardzo dobrze uzupełnia się z soczystym, wpadającym w ucho graniem. W podobnym, ostrym i bardzo soczystym klimacie utrzymana jest "Arkadia... II". Ponownie bardzo podoba mi się tekst uderzający w to, co się dzieje dookoła nas, o marzeniach i tym jak się w nas je zabija. Ostro, również tekstowo, jest także w "Generacji D" która znalazła się na pozycji piątej. Tu także dużą rolę odgrywa solidny groove i mocna perkusja, a całość może kojarzyć się z Illusion czy wczesnym TSA. Interludium instrumentalne na które wszyscy obecnie czekamy to "Wiosna". Po porcji cięższych rockowych songów przychodzi czas na uspokojenie w akustycznej miniaturce, która znakomicie wycisza i wprowadza do kawałka tytułowego. W nim wracamy do soczystego przepełnionego riffami grania. Tekstowo, a jakże, jest dalej bardzo interesująco i nawet na moment nie popadają w chłopaki w banał. Dżemowy w duchu jest dużo lżejszy, balladowy półakustyczny numer "Płomień", który kończą pierwszą stronę. Jest on według mnie troszkę słabszy od pozostałych, ale i tak jest naprawdę dobrym kawałkiem.


Drugą zaczyna dwuczęściowa kompozycja "Umarłe Wzorce". Pierwsza część, podobnie jak "Wiosna" jest instrumentalną miniaturką będąca w tym wypadku miniuwerturą do drugiej części o zdecydowanym, rockowym charakterze znów mającym w sobie coś z Illusion. Ostry riff i szybka perkusja brzmią znakomicie, bardzo ciekawie wypada także wokal i tekst o bogach, wodzach i alkoholach. Po nim na miejscu jedenastym znalazła się pierwsza odsłona "Arkadii", która tutaj zyskuje pełen tytuł, a mianowicie "Arkadia w Czterech Ścianach Zaklęta" i dopisek "I". Zacznijmy od tekstu, który wyraźnie sytuuje się w kontekście społecznym naszego kraju - radosny dom o krągłych ścianach (...) czerwono biała. Muzycznie jest równie mocno, szybciej i bardziej melodyjnie, tym razem trochę jak z Kultu, a trochę jak z Budki Suflera. Z T.Lovem zaś może kojarzyć się następny numer noszący tytuł "Lucy" i będący nie tyle o diable ile o diabłach i demonach w naszym życiu. Muzycznie jest ostrzej niż by T.Love, ponownie nie powstydziłby się takiego numeru Illusion czy Budka z lat 90tych, może nawet z Czystawem i bynajmniej nie jest to wrzuta. Bardzo dobrze wypada też "Wrzask Rozpaczy", który ponownie porywa mocnym tekstem i naprawdę wpadającym w ucho graniem mogącym się nawet kojarzyć ze starym Turbo. Przedostatnim na tej stronie jest odświeżona wersja "FemFatale", którą chłopaki zaprezentowali w rok po wydaniu "Paradice". Tekst dziś może się nieco kojarzyć z Nocnym Kochankiem, ale granie nie ma nic wspólnego z wesołkowatym heavy metalem, a sam tekst też jest zdecydowanie poważniejszy i serio. Akustyczne uspokojenie przychodzi w świetnym numerze "Martwa Kraina" gdzie znów mówi się trochę o nas samych i o naszym kraju. Robi wrażenie.

Strona X zaskakuje całkowitą zmianą klimatu. "Stara Historia", czyli tytułowy z debiutu został nagrany w formie skocznej, pijackiej piosenki z pogranicza country i bluesa. W pierwszej chwili można się poczuć zażenowanym, ale potem zaczyna się łapać żart i niezwykły luz z jakim podeszli tutaj chłopaki. Brawa! Na drugim miejscu, a właściwie siedemnastym, znalazł się kawałek "Znajomi Sobie Znajomi" z "Paradice" w równie zaskakującym aranżu. Lekko jazzująca formuła ma tutaj w sobie zdecydowanie coś z Organka, a nawet Grzegorza Turnaua. Chętnie bym usłyszał więcej takich aranżów i stylowych przeróbek ich numerów - pomysł na czwartą płytę? Epkę chociaż? Może nawet z garścią jakiś coverów?


Ocena: Pełnia
Dice zdaje się żonglować skojarzeniami, korzysta z bogatego zaplecza polskiej szkoły rocka, ale jednocześnie słychać tutaj własną tożsamość, brzmienie i rozwój. Ich granie jest szczere i uczciwe, niczego nie udaje i nie popada w sztampę. O ile debiutancka płyta była dobra, a druga pokazywała zdecydowany rozwój, o tyle trzecia jest ogromnym i solidnym krokiem na przód. Dopracowane jest tutaj brzmienie, są przemyślane teksty i co równie istotne: każdy numer do siebie pasuje, nie ma tutaj wypełniaczy i zbędnych dźwięków. Odstawać mogą jedynie dwa ostatnie numery bo są w zupełnie innym klimacie, ale nawet one pokazują że Dice to zespół, który warto poznać, któremu warto kibicować. Gdy napisali do mnie po raz pierwszy, był to jedynie "jakiś zespół", ale widząc konsekwencję, upór i rozwój, słysząc "Nowy Świt" stwierdzam, że nie jest to jeden z wielu jakiś zespołów, a naprawdę solidna grupa, którą naprawdę doceniam i lubię, za którą będę trzymał kciuki i śledził. Dodam też, że patronować takim płytom to jest powód do dumy, bo Przybylscy, Szeremeta i obecnie Izak robią naprawdę kawał dobrej roboty i oby tak dalej!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz