W kolejnej - jedenastej - odsłonie "Djent Me" przysłuchamy się najnowszym, już zeszłorocznym, płytom dwóch zespołów, które myślą bardzo podobnie i lubią mieszać nie tylko gatunki, ale również szybkość i technikę w swoim graniu, doprowadzając każdy aspekt stworzonej muzyki niemal do granic. Archspire wywołuje niemal palpitacje serca, a Rings Of Saturn nie boi się nawet muzyki flamenco...
1. Archspire - Relentless Mutation
Pięcioosobowa ekipa powstała w 2009 roku w Vancouver w Kanadzie i wydała swój trzeci pełnometrażowy materiał 22 sierpnia zeszłego roku. Nie ulega żadnej wątpliwości, że to nie tylko najlepszy album nagrany przez ten zespół, ale także jeden z najciekawszych w swoim gatunku. Za sprawą tego albumu usłyszałem ich po raz pierwszy i muszę przyznać, że ilekroć go puszczę to czuję się całkowicie przeorany i przetrzepany we wszystkie możliwe strony. Nie ma tu naturalnie żadnej mowy o jakimkolwiek znużeniu czy zmęczeniu, bo to jeden z tych krążków, które słucha się za każdym razem z wybałuszonymi gałami i szczęką na podłodze.
Otwiera ją świetny "Involuntary Doppelganger". Od razu wita nas w nim szybka perkusja, ostre i cięte a zarazem melodyjne riffy oraz mocny, absolutnie porywający growl Oli Petersa, znanego ze swojej charakterystycznej metody śpiewania określanej jako "shotgun". Nagle wszystko się urywa, wchodzi delikatny akustyczny przerywnik i ponownie przyspiesza na najwyższych obrotach. Po nim wchodzi "Human Murmuration", który wyłania się z ciszy, a następnie przyspiesza, choć nieco tylko delikatniej niż w poprzednim. Zróżnicowane partie gitar, ostrych i melodyjnych, szybkiej perkusji i soczystych, niesamowicie szybkich wokali. Robi wrażenie. Absolutnym faworytem jest numer trzeci, czyli "Remote Tumour Seeker" który wtacza się mocarnie melodyjną gitarą i szybką perkusją i przejeżdża przez czerep niczym tytułowa maszyna do szukania raka. To, co się tutaj wyprawia przerasta ludzkie umiejętności i po prostu musi zachwycić. Po prostu popis nie tylko techniki, ale także kapitalnego kombinowania z brzmieniem i napięciem jakiego nie słyszałem w podobnym graniu od bardzo długiego czasu.
Zaskakująco zaczyna się utwór tytułowy, który znalazł się na pozycji czwartej, gdzie wita nas spokojna, akustyczna zagrywka i idealnie w nią wpisana synkopowa perkusja. Nagle całość jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wybucha i znów zaczyna się absolutna jazda bez trzymanki ze strony gitar, perkusji i znakomitego wokalu (w drugiej połowie Oli nie stroni nawet od świniowania). Środkowa partia na chwilę wraca do spokojnego początku, po czym ponownie panowie uderzają ze wszystkich dział. Mocnym uderzeniem od razu zaczyna się bardzo dobry "The Mimic Well". Ten ponownie jest odrobinę wolniejszy, choć tempo perkusji do wolnych na pewno nie należy, a riffami można by obdarzyć kilka grup grających w tej stylistyce. Oczywiście w połowie utworu następuje wyciszenie, które następnie ponownie uderza z całą siłą. Fantastyczny jest również przedostatni na płycie "Calamus Will Animate" który na początek zachwyca dosłownie karabinowym wokalem Oliego, a następnie uderza reszta zespołu ponownie zalewając mnóstwem ostrych i melodyjnych riffów, szybkiej perkusji i wieloma ciekawymi rozwiązaniami i licznymi solówkami. Znakomicie wypada także ostatni i najdłuższy (nieco ponad sześciominutowy) numer "A Dark Horizontal"gdzie ponownie jest nieco wolniej, ale i bardziej klimatycznie, zarówno w kwestii budowania napięcia i melodyki, ale także zwolnień i zmian tempa. Po prostu majstersztyk.
Archspire gra muzykę wynaturzoną, ale absolutnie porywającą za każdym odsłuchem, a do tego niesamowicie chwytliwą i nadzwyczaj spójną. Ich trzeci krążek zachwyca melodyką, brzmieniem i techniką, a także iście Hitchcockowskim budowaniem napięcia. Samo granie przypomina jeszcze bardziej poryty i przyspieszony Dethklok, który skupił się całkowicie na stronie technicznej albo bardzo przeze mnie lubiane Spawn Of Possesion na narkotykowych wspomagaczach. Ta trwająca trzydzieści minut i trzydzieści siedem sekund płyta to po prostu uczta dla wielbicieli technicznego death metalu, niskich strojeń i deathcore'owych zagrywek do której będę wracał jeszcze nie raz, a i powinna spodobać się także tym, którzy od takiego grania stronią, po prostu trzeba dać jej szansę i zatopić się w prezentowanych przez Archspire warstwach i zawirowaniach stosowanych w ich muzyce.
2. Rings Of Saturn - Ultu Ulla
Z Kanady przenosimy się do Stanów Zjednoczonych, gdzie w tym samym roku, czyli 2009, powstała grupa Rings Of Saturn. Pod względem stylistycznym i brzmieniowym są bardzo podobni do Archspire, choć w swojej muzyce sięgają po znacznie więcej dźwiękowych odniesień i rozwiązań przez co sami określają swoją muzykę mianem "aliencore'a". Rzeczywiście jest w niej, podobnie zresztą jak w Archspire, coś kosmicznego. "Ultu Ulla" jest czwartym albumem studyjnym zaledwie dwudziestokilkuletnich (!) chłopaków i swoją premierę miał 28 lipca.
Chłopaki zRingsOf Saturn zdecydowali się na dziesięć numerów i nieco dłuższy wariant czasowy - czterdzieści dwie minuty, ale również o podobnym rozkładzie średniej długości kawałków czyli czterech minut (najdłuższy ma z kolei sześć i pół minuty, a najkrótszy minutę). Zaczynamy od masywnego wejścia w numerze "Servant of this Sentience" z melodyjnym, trochę wyjętym z DragonForce'a riffem, mocną perkusją i ciężkim tłem. Bardzo dobrze wypada też wokal zaledwie dwudziestopięcioletniego Iana Bearera. Jeszcze ciekawszy jest "Parallel Shift" i to zarówno pod względem tempa, ciężaru jak i mocnych, agresywnych i rwanych zarazem melodyjnych riffów. Słychać tutaj najlepsze echa dawnego Born Of Osiris czy Veil Of Maya, innymi słowy chłopaki celują wysoko i wychodzi im to naprawdę dobrze. Numer trzeci to minutowy instrumentalny "Unhallowed" w którym zaskakują nas wspomnianym już flamenco. Hiszpańskie skoczne rytmy zaś idealnie łączą się z mocarnym i piekielnie pokręconym początkiem "Immemorial Essence", który robi naprawdę świetne wrażenie zarówno pod względem techniki jak i konstruowania riffów oraz melodyki czy zmian tempa. Po nim wpada "The Relic" o jeszcze bardziej rozbudowanej melodyce ponownie przywodzącej trochę na myśl DragonForce'a czy nawet bardziej ogólnie power metalowe zagrywki, a te z kolei są wyśmienicie zestawiane z nisko strojonymi riffami i kontrastami. Końcowa partia tego kawałka to deathcore najwyższej próby - ciężki, pokręcony i równo ryjący czerep.
Nie ustępuje mu świetne niezwykle melodyjne wejście w numerze szóstym zatytułowanym "Margidda" przy którym dosłownie chce się skakać w rytm. Kapitalne jest tutaj skontrastowanie z klawiszami, które pojawiają się na chwilę w partii instrumentalnej, co wyróżnia Rings Of Saturn spośród podobnych zespołów. Na sam koniec ambientowa końcówka wprowadzająca w cyrkowy początek "Harvest" który może się z Haken, który na pierwszych płytach też się tak bawił, naturalnie jest to jednak jedynie zmyła bo zaraz następuje kolejne trzęsienie ziemi złożone z melodyjnych riffów, surowego basu, pokręconych zagrywek, masywnej i zróżnicowanej perkusji i znakomicie zgranego z całością wokalu Iana. Po nim przychodzi czas na drugi instrumentalny kawałek, czyli prawie sześć i pół minutowy "The Macrocosm" który wpierw usypia naszą czujność akustycznym wstępem a następnie eksploduje zróżnicowanymi tempami, zmianami rytmiki i melodyki od ciężkich i rozbudowanych fragmentów, po zwolnienia i kolejne rozwinięcia. Po rewelacyjnym popisie instrumentalistów przychodzi czas na przedostatni kawałek bardzo udany "Prognosis Confirmed". Tu ponownie panowie się nie patyczkują i uderzają melodyką będącą specyficzną mieszanką melodyki i techniki brzmiącej zupełnie tak jakby DragonForce zaczął grać djenty. Szaleńczym i zawrotnym tempem zbliżamy się do finału pod postacią znakomitego "Inadequate", w którym ponownie sięgają po flamenco, wzmocnione klawiszami, a następnie płynnie przechodzące w kolejną jazdę bez trzymanki.
Rings Of Saturn to grupa młoda, ale z wypracowanym własnym charakterystycznym stylem, którego nie da się pomylić z graniem żadnego innego zespołu. Numery zachwycają rozwinięciami i mnóstwem pomysłów, nietuzinkowymi rozwiązaniami takimi jak wspomniane flamenco czy niezwykle płynnym przechodzeniem między kolejnymi ciężkimi partiami i melodyjnymi zagrywkami. W swojej klasie obok nowego albumu Archspire, "Utla Ulla" to zdecydowany faworyt, petarda którą słucha się z wypiekami na twarzy od pierwszej do ostatniej sekundy i nie można się oderwać. To także najlepszy i najbardziej dojrzały album chłopaków z ROS i choć dla mnie podobnie jak w przypadku Archspire była to pierwsza styczność z tą grupą z miejsca stała się jedną z najbardziej ulubionych i jedną z tych, którą trzeba śledzić, bo wszystko wskazuje na to, że mogą jeszcze wiele w rejonach djentowych i deathcore'owych namieszać.
1. Archspire - Relentless Mutation
Pięcioosobowa ekipa powstała w 2009 roku w Vancouver w Kanadzie i wydała swój trzeci pełnometrażowy materiał 22 sierpnia zeszłego roku. Nie ulega żadnej wątpliwości, że to nie tylko najlepszy album nagrany przez ten zespół, ale także jeden z najciekawszych w swoim gatunku. Za sprawą tego albumu usłyszałem ich po raz pierwszy i muszę przyznać, że ilekroć go puszczę to czuję się całkowicie przeorany i przetrzepany we wszystkie możliwe strony. Nie ma tu naturalnie żadnej mowy o jakimkolwiek znużeniu czy zmęczeniu, bo to jeden z tych krążków, które słucha się za każdym razem z wybałuszonymi gałami i szczęką na podłodze.
Otwiera ją świetny "Involuntary Doppelganger". Od razu wita nas w nim szybka perkusja, ostre i cięte a zarazem melodyjne riffy oraz mocny, absolutnie porywający growl Oli Petersa, znanego ze swojej charakterystycznej metody śpiewania określanej jako "shotgun". Nagle wszystko się urywa, wchodzi delikatny akustyczny przerywnik i ponownie przyspiesza na najwyższych obrotach. Po nim wchodzi "Human Murmuration", który wyłania się z ciszy, a następnie przyspiesza, choć nieco tylko delikatniej niż w poprzednim. Zróżnicowane partie gitar, ostrych i melodyjnych, szybkiej perkusji i soczystych, niesamowicie szybkich wokali. Robi wrażenie. Absolutnym faworytem jest numer trzeci, czyli "Remote Tumour Seeker" który wtacza się mocarnie melodyjną gitarą i szybką perkusją i przejeżdża przez czerep niczym tytułowa maszyna do szukania raka. To, co się tutaj wyprawia przerasta ludzkie umiejętności i po prostu musi zachwycić. Po prostu popis nie tylko techniki, ale także kapitalnego kombinowania z brzmieniem i napięciem jakiego nie słyszałem w podobnym graniu od bardzo długiego czasu.
Zaskakująco zaczyna się utwór tytułowy, który znalazł się na pozycji czwartej, gdzie wita nas spokojna, akustyczna zagrywka i idealnie w nią wpisana synkopowa perkusja. Nagle całość jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wybucha i znów zaczyna się absolutna jazda bez trzymanki ze strony gitar, perkusji i znakomitego wokalu (w drugiej połowie Oli nie stroni nawet od świniowania). Środkowa partia na chwilę wraca do spokojnego początku, po czym ponownie panowie uderzają ze wszystkich dział. Mocnym uderzeniem od razu zaczyna się bardzo dobry "The Mimic Well". Ten ponownie jest odrobinę wolniejszy, choć tempo perkusji do wolnych na pewno nie należy, a riffami można by obdarzyć kilka grup grających w tej stylistyce. Oczywiście w połowie utworu następuje wyciszenie, które następnie ponownie uderza z całą siłą. Fantastyczny jest również przedostatni na płycie "Calamus Will Animate" który na początek zachwyca dosłownie karabinowym wokalem Oliego, a następnie uderza reszta zespołu ponownie zalewając mnóstwem ostrych i melodyjnych riffów, szybkiej perkusji i wieloma ciekawymi rozwiązaniami i licznymi solówkami. Znakomicie wypada także ostatni i najdłuższy (nieco ponad sześciominutowy) numer "A Dark Horizontal"gdzie ponownie jest nieco wolniej, ale i bardziej klimatycznie, zarówno w kwestii budowania napięcia i melodyki, ale także zwolnień i zmian tempa. Po prostu majstersztyk.
Ocena: Pełnia |
2. Rings Of Saturn - Ultu Ulla
Z Kanady przenosimy się do Stanów Zjednoczonych, gdzie w tym samym roku, czyli 2009, powstała grupa Rings Of Saturn. Pod względem stylistycznym i brzmieniowym są bardzo podobni do Archspire, choć w swojej muzyce sięgają po znacznie więcej dźwiękowych odniesień i rozwiązań przez co sami określają swoją muzykę mianem "aliencore'a". Rzeczywiście jest w niej, podobnie zresztą jak w Archspire, coś kosmicznego. "Ultu Ulla" jest czwartym albumem studyjnym zaledwie dwudziestokilkuletnich (!) chłopaków i swoją premierę miał 28 lipca.
Chłopaki zRingsOf Saturn zdecydowali się na dziesięć numerów i nieco dłuższy wariant czasowy - czterdzieści dwie minuty, ale również o podobnym rozkładzie średniej długości kawałków czyli czterech minut (najdłuższy ma z kolei sześć i pół minuty, a najkrótszy minutę). Zaczynamy od masywnego wejścia w numerze "Servant of this Sentience" z melodyjnym, trochę wyjętym z DragonForce'a riffem, mocną perkusją i ciężkim tłem. Bardzo dobrze wypada też wokal zaledwie dwudziestopięcioletniego Iana Bearera. Jeszcze ciekawszy jest "Parallel Shift" i to zarówno pod względem tempa, ciężaru jak i mocnych, agresywnych i rwanych zarazem melodyjnych riffów. Słychać tutaj najlepsze echa dawnego Born Of Osiris czy Veil Of Maya, innymi słowy chłopaki celują wysoko i wychodzi im to naprawdę dobrze. Numer trzeci to minutowy instrumentalny "Unhallowed" w którym zaskakują nas wspomnianym już flamenco. Hiszpańskie skoczne rytmy zaś idealnie łączą się z mocarnym i piekielnie pokręconym początkiem "Immemorial Essence", który robi naprawdę świetne wrażenie zarówno pod względem techniki jak i konstruowania riffów oraz melodyki czy zmian tempa. Po nim wpada "The Relic" o jeszcze bardziej rozbudowanej melodyce ponownie przywodzącej trochę na myśl DragonForce'a czy nawet bardziej ogólnie power metalowe zagrywki, a te z kolei są wyśmienicie zestawiane z nisko strojonymi riffami i kontrastami. Końcowa partia tego kawałka to deathcore najwyższej próby - ciężki, pokręcony i równo ryjący czerep.
Nie ustępuje mu świetne niezwykle melodyjne wejście w numerze szóstym zatytułowanym "Margidda" przy którym dosłownie chce się skakać w rytm. Kapitalne jest tutaj skontrastowanie z klawiszami, które pojawiają się na chwilę w partii instrumentalnej, co wyróżnia Rings Of Saturn spośród podobnych zespołów. Na sam koniec ambientowa końcówka wprowadzająca w cyrkowy początek "Harvest" który może się z Haken, który na pierwszych płytach też się tak bawił, naturalnie jest to jednak jedynie zmyła bo zaraz następuje kolejne trzęsienie ziemi złożone z melodyjnych riffów, surowego basu, pokręconych zagrywek, masywnej i zróżnicowanej perkusji i znakomicie zgranego z całością wokalu Iana. Po nim przychodzi czas na drugi instrumentalny kawałek, czyli prawie sześć i pół minutowy "The Macrocosm" który wpierw usypia naszą czujność akustycznym wstępem a następnie eksploduje zróżnicowanymi tempami, zmianami rytmiki i melodyki od ciężkich i rozbudowanych fragmentów, po zwolnienia i kolejne rozwinięcia. Po rewelacyjnym popisie instrumentalistów przychodzi czas na przedostatni kawałek bardzo udany "Prognosis Confirmed". Tu ponownie panowie się nie patyczkują i uderzają melodyką będącą specyficzną mieszanką melodyki i techniki brzmiącej zupełnie tak jakby DragonForce zaczął grać djenty. Szaleńczym i zawrotnym tempem zbliżamy się do finału pod postacią znakomitego "Inadequate", w którym ponownie sięgają po flamenco, wzmocnione klawiszami, a następnie płynnie przechodzące w kolejną jazdę bez trzymanki.
Ocena: Pełnia |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz