piątek, 5 stycznia 2018

Muzyczna Biblioteka: Bruce Dickinson - Autobiografia: Do czego służy ten przycisk?















W posłowiu do swojej niedawno wydanej (i w ekspresowym tempie przetłumaczonej w naszym kraju) autobiografii Bruce Dickinson słusznie zauważa, że tego typu książki to niewdzięczne bestie. Mogą być zasypane żarcikami, anegdotami, mało znaczącymi faktami, być zbyt nadęte lub przesadnie skromne. Najbardziej znany i ceniony wokalista grupy Iron Maiden na szczęście nie wpada w pułapkę żadnych z wymienionych cech. W pierwszej w nowym roku odsłonie "Muzycznej Biblioteki" sprawdzimy zatem jaką lekturą jest książka wieloletniego gardłowego jednego z najważniejszych brytyjskich zespołów metalowych...

Również w podsumowaniu Dickinson dodaje, że zrezygnował z kwestii rodzinnych i politycznych, czy dodatkowych anegdot które wymagałyby rozrośnięcia książki o kolejne kilkaset stron, roznosząc ją do niestrawnej, jak sam określa, niechcianej przez nikogo kobyły porównując ją do takiego prezentu Gwiazdkowego, który po świętach ląduje od razu w śmietniku. Takim niechcianym, ani nadmiernie rozrośniętym prezentem, zdecydowanie nie jest książka Dickinsona. Prawie czterysta stron, w tym dwie wkładki z kolorowymi zdjęciami, przepełniona jest solidną porcją humoru, erudycji i licznych spostrzeżeń na interesujące Dickinsona tematy, którego wizerunek wokalisty jest jedynie ułamkiem i częścią składową całej jego barwnej osobowości. Co istotne, jest to również książka napisana z godnym podziwu dystansem, ale bez idiotycznych wstawek w rodzaju "przemilczę tę kwestię przez wrodzoną skromność" czy "nie napiszę o tym czy tamtym, bo mi nie wypada w obawie, że kogoś urażę". Wręcz przeciwnie. To, co w zamyśle ma być przemilczane po prostu jest przemilczane, a to, co ma być wspomniane choćby nawet w najmniejszym stopniu zostaje wspomniane, często jednak ten czy inny wątek zostaje rozbudowywany w kolejnych rozdziałach w intrygujący i szczegółowy sposób. Dzieje się tak na przykład w przypadku szermierki czy lotniczej pasji Dickinsona, a także w ostatnim bardzo obszernym rozdziale poświęconej walce z rakiem głowy i szyi.

Interesująca jest też konstrukcja samej książki, która choć ma zwartą konstrukcję od narodzin, czy też raczej pierwszych wspomnień i genealogii rodzinnej, aż do wspomnianej walki z rakiem, nie jest typową opowieścią przybliżającą historię wokalisty. Bruce Dickinson to bowiem nie tylko jeden z najwybitniejszych głosów w historii heavy metalu, ale także szermierz, browarnik czy pilot, ale także fascynujący gawędziarz. Całość przybrała więc formę felietonów napisanych żywym i szczerym językiem sprawiającym wrażenie rozmowy w którymś z brytyjskich pubów przy piwku Marston's Pedigree lub Iron Maidenowskim Robinson's The Trooper. Historia życia to dla Dickinsona bowiem jedynie pretekst do licznych, ale jak sam podkreślił, nie przesadnie nagromadzonych anegdot, dygresji czy kolejnych niezwykle charakternych opisów tego, czego doświadczył i co zrobił w swoim niemal sześćdziesięcioletnim życiu. Wszystko zaś zostało opisane barwnym, wciągającym językiem ukazującego człowieka o mnóstwu twarzach i talentach, zafascynowanego światem, techniką, historią (zwłaszcza militarną) i wreszcie tym, do czego służą różne przyciski. Ów przekorny i właściwy tytuł autobiografii w książce zostaje przywołany kilkukrotnie w różnych sytuacjach i zawsze w nieco innym kontekście.

Bruce Dickinson z pietyzmem opowiada zarówno o swojej przygodzie jako wokalista Iron Maiden, a wcześniej Samson, jak i karierze solowej, ale także o swojej szkolnej edukacji, szermierce czy o tym jak został pilotem samolotów, w tym sławnego Ed Force One. Nie stroni od tematów dla siebie trudnych, gdy bowiem pisze o swojej walce z rakiem nie zamiata cierpienia pod dywan, ale i nim nie epatuje. Z tym dystansem, brytyjską powagą i jednoczesnym dowcipem, prezentuje tę sprawę ze szczegółami i w precyzyjny, niemal filmowy sposób. Za całą książkę Dickinsonowi należy się ogromny podziw, szacunek i ukłon, ale moim zdaniem, chyba szczególnie właśnie za ten ostatni rozdział właśnie. Jest to pozycja napisana ciekawym i przystępnym językiem, do pochłonięcia w jeden wieczór (choć ja przeczytałem ją w trzy) przy której nie sposób się nie uśmiechnąć i nabrać jeszcze większego szacunku do naprawdę ciekawego człowieka jakim bez wątpienia jest Bruce Dickinson. Wreszcie, jest to książka którą warto polecić nie tylko wielbicielom jego głosu, ale także wszystkim tym, którzy cenią cięty język, życiowe historie i barwne postacie, a do takich również należy autor 'Do czego służy ten przycisk?".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz