środa, 15 czerwca 2016

R11/135: Power Festival - SIXX AM, Megadeth, KoRn (7.06.2016, Atlas Arena, Łódź)


7 czerwca w łódzkiej Atlas Arenie znowu miał miejsce festiwal dla fanów ciężkiego grania. W miejsce Impact Festivalu był to tym razem Power Festival. Czy naprawdę był "power"?

Pierwszą zagraniczną gwiazdą goszczącą na scenie było SIXX AM i to co mnie najbardziej zaskoczyło to... znikoma ilość ludzi. Naprawdę na koncercie nie było wypełnionej nawet połowy hali. Jednak mała ilość słuchaczy nie zniechęciła grupy Nikki Sixxa. Widać było, że dobrze się bawią grając dla Polskiej publiczności. Szczególnie wrażenie na mnie zrobił końcowy utwór pod tytułem "Life is Beautiful", którego fragment odśpiewany został przez ów nieliczny tłum. Tak jak fanem grupy nie jestem, tak z koncertu wyszedłem naprawdę mile zaskoczony.

Następnie na scenę wkroczyli przedstawiciele Wielkiej Czwórki Thrashu, czyli panowie z Megadeth. Grupa Dave'a Mustaine'a wykonała parę swoich kultowych kompozycji ("Hangar 18" czy "Symphony of Destruction"), jednak cały koncert mnie... zmęczył. Uczciwe się muszę przyznać, że fanem thrashu nie jestem, ale nie była to tylko moja opinia. Przez godzinę kapela nieustannie zalewała słuchaczy solówkami gitarowymi i rozpędzonymi kompozycjami nie zostawiając miejsca dla jakiegoś zwolnienia, czy większej interakcji z tłumem. Nieco orzeźwienia do setu wprowadziły wspomniane przeze mnie wcześniej utwory jak i inne klasyki, czyli "She-Wolf", czy "Peace Sells". Zaskoczył mnie także ciągły brak ludzi. Co prawda było ich nieporównywalnie więcej niż na SIXX AM, ale wciąż duża część hali była pusta.

Nadszedł wreszcie czas na gwiazdę wieczoru, czyli grupę KoRn. Tym razem hala Atlas Areny była wypełniona już po brzegi. Kapela zaczęła nieco przewrotnie od "Right Now" (zazwyczaj koncerty grupy rozpoczyna "Blind", który w rozpisce na koncert w Łodzi znalazł się w środku występu). Dalej było już tylko lepiej. Setlista była wypełniona po brzegi klasykami grupy (między innymi "Falling Away From Me", "Coming Undone" czy "Did My Time"). Dostaliśmy także Jonathana grającego na kobzie z przejściem do "Shoot and Ladders", nieco nowszego materiału w postaci kawałka "Hater", genialne solo perkusyjne Raya Luziera, czy "Y'All Want a Single" wyśpiewane z tłumem. Znalazło się także miejsce na fragment "One" autorstwa Metalliki, czy cover "Another Brick in the Wall" autorstwa Pink Floyd. Całość zaś ładnie zamykał "Got the Life" i "Freak on a Leash". 

Podsumowując koncert grupy KoRn mogę napisać tylko jedno. To jeden z najlepszych koncertów na jakich byłem w życiu. Setlista była genialna, ale i momentami zaskakująca, a muzycy dostarczyli zgromadzonym w Atlas Arenie porządnego muzycznego widowiska. Przy tym widać było jak sami cieszą się z koncertu. Na zakończenie dostali od fanów dwie polskie flagi z logo grupy, którymi chętnie się owijali dziękując fanom za koncert.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz