wtorek, 3 kwietnia 2012

The Ocean - The Grand Inquisitor EP (2012)



Niemiecki The Ocean na razie nie kwapi się do wydania nowego materiału. Postanowił jednak wyciągnąć pieniądze z kieszeni słuchaczy w inny sposób – wydając epkę zawierającą wszystkie cztery części „The Grand Inquisitor”. Utwory te bowiem, znajdowały się już na „Anthropcentric” z roku 2010. Jaki więc jest sens pisać o tym wydawnictwie? Zobaczmy…

Ta grupa nie boi się częstych i licznych zawirowań w składzie, stylistycznych mariaży, które mogą wywołać palpitacje serca u niewyrobionych słuchaczy lub takich, którzy nie lubią ekstremalnego metalu zawierającego w sobie wszystko niemal co się da z bogatej historii muzyki metalowej. Osobiście jednak uważam, że wydawanie tej epki było raczej zbędne. Nie wnosi ona do ich muzyki niczego nowego, a w dodatku nie zawiera żadnego nowego utworu. To trochę tak, jakby chcieli zarobić po raz trzeci kasę na tym samym. W 2010 roku wydali dwie płyty, ściśle ze sobą powiązane: „Heliocentric” i „Anthropcentric”. Na tej drugiej były trzy części wspomnianego kawałka, który złożył się na tą epkę. Czwarty i finałowy kawałek dostępny był dotychczas jedynie w limitowanej edycji zawierającej winylowy krążek z tym właśnie jednym numerem. A jeszcze był box zawierający obie płyty wraz z ich instrumentalnymi wersjami („Heliocentral” i „Anthropocentral”).

Osoby, które zetknęły się już z tą grupą nie usłyszą więc na tej płycie absolutnie nic nowego, ot jeszcze jeden album do kolekcji (posiadający dwie różne wersje okładki, każdy w nakładzie 151 sztuk). No i do tego jeszcze dochodzi ów czwarty brakujący element, nie wszyscy zapewne mieli okazję zdobyć winylowy dysk. No i pokazuje też ten albumik, razem z „Heliocentric” i „Antrhopcentric”, łagodniejsze oblicze tej grupy – wciąż bardzo świeże i ciekawe, jednak Ci którzy nie mogli się oderwać od gęstego minialbumu „Fogdiver” (2003) albo pokręconej dylogii „Fluxion” (2004) i „Aeolian” (2005) czy ciężkiego i bardzo brudnego dwupłytowego „Precambriana” (2007) mogli się czuć nieco zawiedzeni złagodzeniem środków wyrazu. W samej muzyce dzieje się sporo również na wspomnianych płytach z 2010: liczne zmiany tempa, ciężkie zagrywki i ostre pasaże, melancholijne zwolnienia i kolejne gruchnięcia, łagodne i wykrzykiwane, a nawet growlowane wokale – wszystko tu jest, połączone w niezwykle zgrabny sposób, a mimo wszystko łagodniej.

Wydanie tej epki jednakże, to dobry moment, by  polecić berliński kolektyw tym wszystkim, którzy tej grupy jeszcze nie znają. Dlatego nie wdaję się w szczegółową analizę zawartych na niej utworów, żeby każdy spróbował znaleźć w twórczości The Ocean (niekoniecznie na tym wydawnictwie) coś dla siebie. Znam bowiem mało zespołów, które tak przekonująco potrafią łączyć ze sobą w ramach jednej płyty progresywne, post – hardcore’owe i sludge metalowe klimaty (czy jakiegolwiek tak skrajnie odmienne gatunki muzyczne) w tak precyzyjny i przekonujący sposób. The Ocean to jeden z tych zespołów, które należy pokochać lub odrzucić – nie ma innych wyborów. Ja trafiłem na nich zupełnym przypadkiem (nie ma przypadków) kilka lat temu i wsiąkłem. Wreszcie jest też świetnym dowodem, że nie samym power metalem w rodzaju Helloween, Blind Guardian czy Primal Fear oraz metalem industrialnym spod znaku Rammstein Niemcy stoją. Warto im poświecić kilka chwil, może komuś się spodoba na tyle, że sięgnie nie tylko po wcześniejsze dokonania grupy, ale także będzie łasy na takie dodatki, jak również z niecierpliwością wypatrywał szóstego (ponoć również dwupłytowego) albumu.  

 Ocena: 4/5

Pierwsza część "The Grand Inquisitor" do posłuchania dla przypomnienia i w ramach przedsmaku:


1 komentarz:

  1. Mnie troche wkurzają tego rodzaju wydawnictwa. W przypadku The Best Of tłumaczę sobie to jednak własnie tym, ze zawsze są nowi słuchacze, którzy niekoniecznie chcą od razu kupowac wszystkie płyty - może kiedys do tego dojdą, jak im sie spodoba, a jak nie - to maja chociaz przegląd. :)

    OdpowiedzUsuń