Czy tu cokolwiek mogło pójść nie tak?
Z ostatnimi dokonaniami Cavalerów mam problem, bo dla mnie są po prostu okropne, niezależnie czy mówimy o Soulfly, CC czy Incite (kapela pasierba Maxa, Ritchiego)*. Wiadomość o tym, że Max postanowił jako CC, a właściwie po prostu Cavalera, nagrać i wydać na nowo debiutanckie płyty Sepultury, czyli epkę "Bestial Devastation" i pierwszą płytę "Morbid Visions" westchnąłem z zażenowaniem. Ponowne nagrywanie starszych płyt po latach, często w zupełnie innych składach aniżeli na początku istnienia danej grupy, lub co gorsza pod zupełnie innym szyldem, nie zawsze wychodzi dobrze, a często jest po prostu zbędne. Na palcach u jednej ręki mógłbym policzyć takie wydawnictwa, które naprawdę się udały**.
Obie płytki wyszły 14 lipca 2023 roku, w niemal trzydzieści osiem i trzydzieści siedem lat od premiery oryginalnych wersji. Nagrane, w niemal oryginalnym składzie, bo obok Maxa pojawia się oczywiście Igor Cavalera, a więc połowa oryginalnej i bardzo już zamierzchłej Sepultury. Skład obu wydawnictw uzupełnili jednak basista Igor Amadues Cavalera, syn Maxa oraz Daniel Gonzalez z Possessed. Na trasę promującą oba wydawnictwa z kolei zastąpił tego ostatniego Travis Stone, basista Pig Destroyer i były gitarzysta w Lody Kong i Healinf Magic (w których grał razem z Igorem Amadeusem). Z nowymi, bardzo dobrze poprawionymi okładkami płyty ruszyły w świat, a soczyście zrealizowane single nieźle zapowiadały to, co czeka na obu wydawnictwach. Nie mogłem nie sprawdzić, jak obie prezentują się całościowo i trzeba sobie to powiedzieć otwarcie oraz mocno podkreślić: jak bardzo nie trawię ostatnich dokonań Cavalerów, to nagrywając na nowo, to, co stworzyli niemal czterdzieści lat temu, w końcu nagrali coś, co ma ręce i nogi od początku do końca. Oczywiście, oryginalne nagrania też miały ręce i nogi, nadal prezentując się doskonale, zwłaszcza biorąc pod uwagę ówczesny młody wiek obu braci Cavalerów, ale w nowych wersjach prezentują się rzeczywiście jeszcze lepiej i wreszcie jest do czego wracać.
Bez pewnych porównań się obyć nie może, ale oryginały z drugiej połowy lat 80tych, z wersjami AD 2023 dzieli praktycznie wszystko. Nowe wersje zyskały na ciężarze, drapieżności, współczesnym brzmieniu, dojrzałości obu braci, a nawet na drobnych zmianach, które sprawiły, że nieco nieokrzesany, młodzieńczy materiał, który brzmieniową urodą zdecydowanie nie grzeszył, stał się jeszcze mocniejszy, gęstszy i tak świeży, a przy tym gorący, jakby był to zupełnie premierowy materiał dopiero, co wyjęty z kociołka bulgocącego w czeluściach piekieł. Surowe, nieokrzesane, kryptowe, chciałoby się wręcz powiedzieć "wyziewowe" blackowo-deathowe brzmienie tamtych czasów zostało zastąpione brzmieniem współczesnym, bardziej thrashowym, choć nadal z wyraźnymi naleciałosciami oryginalnego balckowo-deathowego charakteru i stylistki, a przy tym bardziej dopracowanym, świeższym, jeszcze bardziej ociężałym i przede wszystkim zdecydowanie lepiej zrealizowanym, także technicznie i chyba nieco paradoksalnie w kontekście obu albumów - instrumentalnie.
Surowość i gniew pierwotnych materiałów pozostały, jednak zostały one niesamowicie przełożone na współczesne możliwości i standardy. O ile bowiem oryginały, wciąż mają niepodrabialny urok i klimat, dla wielu nowych słuchaczy może być odstręczający, o tyle nowe wersje zdecydowanie przypadną do gustu zarówno fanom oryginalnego brzmienia, jak i nowym słuchaczom, którzy z pewnością w dużej większości sięgną także po oryginały i będą chcieli je sobie porównać. Porównywać będą też zapewne Ci, którzy znają oryginały, lubią późniejsze i współczesne dokonania Cavalerów. Będą to jednak porównania oparte na analizie szczegółów i wrażeń. Oryginały wciąż porażają swoją surowością, bezkompromisowością oraz agresją, ale nowe wznoszą te numery na jeszcze wyższy poziom i siłę rażenia. Stare nadal brzmią doskonale, ale nowe brzmią dokładnie tak, jak zapewne chcieli bracia Cavalera, żeby te materiały brzmiały te prawie czterdzieści lat temu, a w nowych brzmią po prostu... wybornie.
Bez oceny ***
*
Choć muszę przyznać, że debiutancki album Go Ahead And Die z 2021 roku,
który nagrał ze swoim synem Igorem Amadeusem i perkusistą Zackiem
Colemanem był całkiem udany.
** Jak choćby "Lightning to the Nations" Diamond Head z nowym wokalistą Rasmusem Bomem Rasmussenem zrealizowanym w 2020 z dodatkowymi utworami, będącymi coverami zespołów, które inspirowały zespół lub tych, które inspirowały się DH, w tym cover Metalliki.
*** Zgodnie z ocenami powinien być w wypadku albumów nagranych ponownie Nów, ale uznałem, że tym razem nie zastosuję ocen lunarnych do tych płyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz