czwartek, 12 grudnia 2013

R22/74: T'ien Lai, Tundra (7.12.2013, Teatr na Plaży, Sopot)

W trakcie trasy zaszły małe zmiany i krakowski koncert odbył się w klubie Re

Bardziej spektakl dźwiękowy, aniżeli czysta muzyka, gdyż można odnieść wrażenie, że granica między hałasem a muzyką zaciera się tutaj znacząco. Jednak w zimowej scenerii, taka muzyka zyskuje jeszcze mocniej. W sobotę, siódmego grudnia roku trzeszczącego w sopockim Teatrze na Plaży zakończyła się wspólna trasa T'ien Lai i Tundry...

Duet złożony z Dawida Adrjanczyka i Krzyśka Joczyna, czyli Tundra zagrał jako pierwszy i zaprezentował zbiór dźwięków znanych choćby z zeszłorocznej "Anekumeny". Jak to w twórczości mojego kuzyna spodziewać się zatem można było sporej ilości "szumów, zlepów i ciągów" układających się w specyficzną opowieść ze świata pomiędzy. Proponowane przez nich szelesty i przestrzenie uzupełniane dźwiękami fletu, harmonijki i różnego rodzaju dzwonków na przemian wznosiły się i opadały, raz transowo rozwijając się w pulsujące pasaże, by po chwili nieoczekiwanie skręcić w stronę sennego, onirycznego ambientu. 

Nieco inaczej zaprezentował się zbliżony stylistycznie T'ien Lai (po japońsku Niebiańska Muzyka), który także składa się z dwóch osób, a mianowicie Kuby Ziołka i Łukasza Jędrzejczaka. Tutaj granie było nieco mniej melancholijne, a bardziej rozhisteryzowane z dużą jednak ilością mistycznych uniesień i zróżnicowanych taneczno-medytacyjnych elementów. Nawet specyficzny ubiór chłopaków współgrał z dziwnym, rozedrganym klimatem ich muzycznej przestrzeni. Odnosiło się wrażenie, że te postacie z zakrytymi twarzami to jakieś japońskie demony, które odprawiają tajemniczy rytuał. Podczas gdy w Tundrze ma się wrażenie podróży przez bezkresy, tutaj miało się właśnie raczej wrażenie uczestniczenia w odprawianej magii i niepojętych zjawiskach, zwłaszcza jeśli w jednym z utworów ("Serca miast zatrzymują się") mamy wymieszane ze sobą elektroniczne szumy z psychodelicznymi, błyskającymi i pełzającymi rozwinięciami wyciągniętymi jakby ze złotej ery disco, by po kolejnych zapętleniach przeskoczyć w delikatne, szumiące , ale ciągle niepokojące i melodyjne fragmenty utworu "Jitron". Ten zaś przeskoczył płynnie w kosmiczny "Tron", a następnie świetny, pulsujący i rozbudowany "Gloria", jednak sprowadzony do minimalistycznej, figuralnej i symbolicznej formy, w której nie epatuje się dźwiękami, a selektywnie buduje napięcie prostymi zabiegami dźwiękowymi, które łączą się w spójną i bardzo emocjonującą całość. W finałowym "Tzimztzum III" pojawiają się nawet bardziej drone'owe przejazdy gitar, naturalnie wygrywane za pomocą samplerów. Co ciekawe całość brzmiała intensywniej i ostrzej niż na niedawno wydanej płycie "Da'at". W czasie koncertu jakby wszystko się uwypukliło, nabrało jeszcze bardziej mistycznego charakteru. 

W jednym i drugim przypadku nie miało się do czynienia z muzyką łatwą, ale raczej taką którą się kontempluje, odczuwa we wnętrzu, oczami wyobraźni buduje się pejzaże i historie. Na koncertach tego typu przychodzi to też słuchaczowi inaczej niż w domu, być może udzielają się nam też emocje innych, którzy w skupieniu, jakby lekkim transie i sennym letargu wsłuchują się w te dźwięki i budują własne obrazy. O ile Tundra, która jest mi doskonale znana, nie wywołała we mnie nowych doznań, a nawet miejscami trochę już nużyła, o tyle T'ien Lai poruszyło mnie do głębi. Niezwykłe połączenie minimalizmu i jednoczesna różnorodność proponowanych dźwięków dosłownie wprawiło w osłupienie. Gdzieś w głowie zaczęło chodzić mi nawet pytanie, na ile taka muzyka jest z góry ustalona i skomponowana, a na ile jest tworzona tu i teraz, bezpośrednio przy widzu i słuchaczu. I do tego dochodzi jeszcze kwestia zacierania się granic kulturowych: gdzie jeszcze jest to granie zakorzenione w polskim rdzeniu, a gdzie już jest ono bliższe Bliskiemu Wschodowi. W każdym razie jest to grupa niesamowita i razem z Tundrą zapewnili nie tylko inny rodzaj percepcji, ale także innej muzyki, która w odpowiednich warunkach wycisza i wprowadza w stan swoistego rodzaju nirwany, a jednocześnie nie pozwala na zupełny letarg.

Płytę "Da'at" T'ien Lai można posłuchać na bandcampie duetu. Ponadto można tam przeczytać bardzo interesujący manifest wyjaśniający czym jest twórczość T'ien Lai.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz