sobota, 28 grudnia 2013

Fonetyka - Bursa (2013)


Andrzej Bursa - poeta wyklęty, zapomniany, nieznany. Warszawska Fonetyka konsekwentnie odkopuje nieznanych poetów, którzy na uwagę niewątpliwie zasługują. Minęły dwa lata, a po debiutanckim "Requiem dla Wojaczka" przyszedł "Bursa". Jak brzmi Fonetyka roku trzeszczącego?

Andrzej Bursa nie jest powszechnie znanym poetą i pisarzem, przypuszczam, że nawet filologom polskim. Ja za czasów swojej przygody z tym kierunkiem nie miałem styczności z tym autorem. Dowiaduję się o nim teraz, gdy sam jestem u progu... dwudziestu pięciu lat. Tyle lat miał Bursa, gdy nagle zmarł. I choć jego twórczości i śmierci towarzyszył mit samobójstwa, zmarł z innego powodu. Wrodzona wada aorty przerwała zaledwie trzy letni okres jego poetyckiej podróży. Poetyckiej podróży na którą złożył się jeden tomik poetycki zatytułowany (przewrotnie?) "Głos w dyskusji o młodzieży" oraz jedna powieść, jeden poemat, sztuka teatralną i groteskowe opowiadanie. Niewiele, prawda. Przepełniona buntem, brutalnością i cynizmem, a zarazem naturalizmem i antyestetyką poezja Bursy zasługuje jednak na przypomnienie, na uwagę. Dostrzegał istniejące wokół zło i wyrażał je adekwatnymi środkami literackimi, jednak w jego utworach zauważyć można wyrazistą potrzebę obcowania z dobrem. Buntował się przeciwko normom życia społecznego, tradycji romantycznej, konwencjom, moralności... można by powiedzieć jak każdy młody człowiek,nic szczególnego. A jednak sięgnęli po niego. Z tą samą konsekwencją z jaką zdecydowali się na Wojaczka, postanowili przybliżyć twórczość Bursy. Z tą samą wrażliwością, ale dojrzalszą ekspresją i środkami wyrazu.

Fonetyka brzmiała jak Joy Divison, Republika czy wczesny Myslovitz, jednak tu słychać, że udąło im się odnaleźć własny charakterystyczny styl. Pod chłodną, dość wolną i liryczną warstwą muzyczną wyczuwa się ten sam bunt, który charakteryzował twórczość Bursy, a wcześniej również Wojaczka. To muzyka przepełniona nie tylko chłodem i melancholią, ale także prawdą, o nas samych, o społeczeństwie, której się boimy, zakopujemy głęboko, a kiedy wypływa na wierzch, z obawą jak przed pobrudzeniem zakopujemy jeszcze bardziej. Przepełniona jest także (udaną) próbą oczyszczenia, odnalezienia ścieżki pośród schematów. "Wojaczek" wydawał się być lekko monotonny, "Bursa" jest bardziej przemyślany i dojrzalszy. Ta ścieżka nie jest usłana różami, ale nie oznacza to także, że są na niej same ciernie. Gdzieś przemyka, trudny do uchwycenia, promyk nadziei, który możemy złapać. Jednak, nie oznacza to, że nagle Bursa zostanie zauważony, po raz kolejny pośmiertnie, a raczej że my znajdziemy w jego twórczości, w tej muzyce coś dla siebie. A jest czego szukać, zwłaszcza samemu będąc młodym człowiekiem, zadającym sobie ciągle pytanie: dokąd zmierzam i co mnie czeka?

Płytę otwiera instrumentalna introdukcja zatytułowana "1932 - 1957". Nawiązujący do daty narodzenia i  śmierci poety, tytuł nie tylko wskazuje na fakt, że młody twórca odszedł za szybko, ale także uwrażliwia nas na konkretny odbiór tej twórczości. Nie jest doskonała, nie jest jeszcze wyrobiona, ale mimo to jest piękna, jest pełna i przejmująca. Ten instrumentalny wstęp, jest smutny, wolny, a nawet gdy wchodzi ostrzejsza gitara przypomina tykanie zegara. Nieuchronność - przemijania, niespełnienia i poszukiwania. Po nim razem z Bursą wjeżdżamy na peron w Warszawie, która jawi się nam niczym fantom. "Warszawa-Fantom" to bardzo udany, pachnący latami 80tymi utwór o lekko pulsującym rytmie, łatwo wchodzącym i wirującym w powietrzu. Świetnym zabiegiem jest wprowadzenie pomiędzy poszczególne utwory krótkich mówionych przerywników. W takim "Sylogizmie Prostackim" ma się wrażenie poznania poety bliżej, osobiście. 


Wyśmienity jest kawałek napisany do wiersza "Sobota". Pulsujące, dyskotekowe tło, jakby w alkoholowym upojeniu, kapitalnie rozwijający się do szybszych obrotów. Wydaje się jednak trochę krótki, niecałe trzy minuty (bez kwadransa) to mało, ale może właśnie jest w sam raz. Bo gdy się urywa pojawia się łagodniejszy, delikatny i liryczny "Fiński Nóż". Po nim równie melancholijna "Nadzieja", aż się łza kręci w kąciku oka. I do tego jeszcze kapitalny finał z wyciem (w domyśle pewnie psów, no ale...) wilków. Rewelacja...

Drugi przerywnik to refleksja o doborze przyjaciół: "Trudno o Przyjaciół". To aż boli ile prawdy zostało zawarte w kilku słowach, jak bardzo jest to aktualne dzisiaj, w czasach nienawiści i nietolerancji seksualnej i w ogóle do drugiego człowieka. Kolejnym znakomitym utworem jest "Miłość", jednak większe wrażenia wywołuje utwór "Uwaga Dramat". Jest to utwór leniwy, nie rozwijający się w czasie, monotonny i smutny (monotonny jednak w zupełnie inny sposób niż na "Requiem dla Wojaczka" gdzie utwory było jakby zrobione na jedną nutę, tutaj monotonność ma na celu wywołanie zamierzonego efektu, uczucia pustki i to się udało). I do tego przejmujący tekst Bursy. Piękne. I wtedy pojawia się szybszy, ponownie pulsujący "Święty Józef". Pozornie żartobliwy tekst, podobnie jak poprzednie, zawierają jednak gorzkie i przejmujące przemyślenia. Łezka kręci się ponownie przy przedostatnim utworze zatytułowanym "Zaśnij Księżycu". Znów jest delikatnie, lirycznie i melancholijnie, wręcz leniwie. Szkoda, że nie następuje w nim przełamanie w ostrzejszy finał, chciałoby się powiedzieć, art rockowy, ale to nie ten typ grania. Tu gra się na naszych emocjach najmocniej właśnie przez tę delikatność, powolność i kapitalnie się to sprawdziło.
Płytę wieńczy króciutki "Pantofelek", w którym wokal, a właściwie monodeklamacja, uformowana na mszalny zaśpiew na mało wyraźnym elektronicznym tle. Tego utworu mogłoby jednak nie być, "Zaśnij Księżycu" płytę wieńczy znacznie lepiej, pełniej i dobitniej.

Nie spodziewałem się tej płyty i nie sądziłem także, że po raz drugi zostanę zaskoczony. Nie tylko wyborem poety, ale także dojrzalszym podejściem do sfery instrumentalnej. Fonetyka już nie kopiuje swoich muzycznych idoli, pozostaje im wierna, ale udało się tutaj zawrzeć więcej własnego podejścia, przemyśleń i pełniej oddać ducha poezji, twórcy o którym przyznam się bez bicia, nawet nie słyszałem. Kogo wybiorą na swój trzeci album i czy znów poruszą mnie tak dogłębnie jak udało się to "Bursą" nie wiem, ale mam nadzieję, że ponownie będzie to zaskoczeniem. Fonetyka nie przebije się jednak do mainstreamu, bo dla niego jest po prostu za oryginalna, może nawet zbyt kontrowersyjna. Jest jak wybierani przez chłopaków poeci, wyklęta i niedoceniana, ale może właśnie w tym leży ich siła. Zostaną docenieni przez tych, którzy będą tego chcieli. Ocena: 9/10


Recenzja płyty "Requiem dla Wojaczka".

2 komentarze:

  1. a ja jakimś cudem go znam, choc nie jestem w stanie powiedziec, skąd mi sie wziął...
    brawa za tę płytę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To gratulacje znania poezji Bursy i cieszę się, że zarówno tekst, jak i płyta się podoba.

      Usuń