poniedziałek, 17 stycznia 2011

Recenzja pewnego debiutu płytowego - Blind Crows "Experyment"


Blind Crows – Experyment       7,5/10

Debiutanckie demo zespołu Blind Crows z Gdańska Oruni to twór zadziwiający pod wieloma względami. Nie jest to płyta w pełni reprezentatywna dla tego nietuzinkowego zespołu, ponieważ znajduje się na niej zaledwie dziesięć kawałków z bogatego autorskiego materiału i wywołują one ze względu na sposób nagrywania skrajne emocje.

                Jako pierwszy na płycie znajduje się „Blind Intro”, które niezmiennie kojarzy mi się z pewnym utworem Tadeusza Nalepy, jednak w nowej wersji podobieństwo jest bardzo już niewyraźne. I to nawet lepiej. Następnie mamy fantastyczny, klimatyczny utwór „Droga”, z niezwykłym i prawdziwym do bólu tekstem. Sami muzycy podkreślają, że utwór ten ma swoje korzenie jeszcze na długo przed powstaniem Wron. Z kolei skojarzenia ze starą Budką Suflera z lat 70 są jak najbardziej adekwatne.
Trzeci utwór to „Plons”. W nowej interpretacji utwór jest trochę za krótki, ale stał się dzięki polifonicznych wokalach dużo ciekawszy od wersji poprzedniej.
Następnie mamy „Zaginionego”, która zaczyna się łagodnym, ale mrocznym wstępem. Podobnie jak w „Plonsie” mamy użytą polifonię w wokalach, co dodaje złowróżbności interesującemu tekstowi. Muzycznie przypomina to punk rockowe odczytanie stylistyki wypracowanej przez Huntera z pierwszej płyty, ale znacznie bliżej jest do rocka psychodelicznego lub progresywnego z lat 70.
Piąty numer to „Bartek Ś” opowiadający o autentycznej postaci. Zmieniła się forma utworu, jest nieco szybszy, ale z założenia w najszybszym momencie nie wiedzieć czemu traci na impecie. Zdecydowanie na plus wychodzi utworowi wyważony wokal, na koncertach utwór wydawał się za bardzo bowiem wykrzyczany.
Szóstka to „Kłamca” – kolejny utwór inspirowany autentyczną postacią, w nowej wersji. Zaczyna się od skrzeku wron, następnie mamy mroczny riff gitary i szeptanie… a potem napięcie zupełnie jak u Hitchcocka rośnie. Podbicie wokalu odgłosem skrzeku wron to bardzo atrakcyjne novum w utworze.
                Siódemka to „Nie uciekaj” zaczynające się od akustycznego wstępu, który stopniowo zaczyna się rozwijać do szybszych obrotów i podobnie jak w „Kłamcy” – Hitchcock byłby zachwycony. Trochę spłaszczony wokal na szczęście nie psuje efektu.
„Dodzia w Wejherowie” – kolejny wspaniały utwór Wron, nie wiedzieć czemu został pozbawiony swojego irlandzkiego szlifu, ale co najważniejsze… we właściwym momencie nogi nadal same rwą się do tańców… Fantastycznie wpasowuje się w całość nowy motyw – tym razem westernowy, brakuje tylko odpowiednich strojów, lassa i krowy… takiej prawdziwej.
                Przedostatni utwór to podrasowany cover Formacji Nieżywych Schabuff - kontrowersyjny i niezwykle dowcipny „Kibel”. Utwór ten zawsze wywołuje uśmiech na twarzy i jest idealnym poprawiaczem podłego humoru. A progresywny szlif na końcówce utworu to po prostu majstersztyk.
Na koniec mamy instrumentalne outro zatytułowane „Oślepiony”, które mogłoby stanowić fantastyczne interludium pomiędzy kolejnymi kawałkami, jednak tu płyta się urywa.

                Podsumowując, przede wszystkim jest za krótka, raptem 38 minut muzyki. Słychać też, że utwory zostały nagrane w sztuczny sposób domowymi metodami i przy pomocy komputera. Studyjne, w pełni zinstrumentalizowane prawdziwym sprzętem są tylko dwa utwory „Droga” i „Kibel”. W porównaniu do tych dwóch bardzo słychać różnice jakości, ale nie razi to aż tak bardzo, aby zepsuć pełnię odbioru. To w końcu eksperyment, mający jedynie zaprezentować możliwości zespołu i nowe wersje utworów, które zapewne już niedługo zostaną zaprezentowane w tych właśnie odsłonach w towarzystwie pozostałych utworów zespołu, których tutaj zabrakło. A na pewno zabrakło genialnego coveru utworu z Pana Kleksa, „Auta”, mającej swoją niezwykle ciekawą i nieznaną wszystkim historię powstania Stalowej Pięści czy choćby „Pająka”.
                Tego ostatniego już można posłuchać w nowej odsłonie na Myspacie Zespołu. Zaczynający się od basowego, a następnie akustycznego klimatycznego wstępu kawałek zyskał poprzez dodanie polifonicznego wokalu oraz powtarzanego również przez gitarę „nananana” (które przywodzi na myśl chorał gregoriański), a także niezbyt wyszukanej ale bardzo melodyjnej solówki. Przede wszystkim (oprócz perkusji, ale nie jest to aż tak słyszalne) nagrane z żywymi instrumentami. Utwór znów momentami przypomina starą Budkę Suflera, jednak w ostrzejszym fragmencie to rasowy punk rock, a żartobliwy tekst to zupełnie inna bajka.
                Blind Crows poszukuje. I idą w dobrą stronę, choć nie do końca jeszcze jest to droga właściwa. Bluesowo-punkowo-hard rockowe granie Wron zyska na mocy tylko poprzez nagranie całego materiału i wszystkiego żywymi instrumentami, a nie przy pomocy programów do komponowania, sampli oraz komputera.
Mam nadzieję, i tego też chłopakom i moim kolegom życzę, żeby na najbliższych koncertach, a także z kolejną (pełną) płytą pokazali na co ich stać. Że udowodnią, iż nawet ślepa wrona potrafi latać i to wbrew wszelkim pozorom bardzo wysoko. Wszystkie znaki na niebie, bowiem wskazują, że Wrony szykują się do powrotu. I to w wielkim stylu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz