wtorek, 31 stycznia 2023

R1/201: Trivium, Heaven Shall Burn, Obiturary,Malevolence (23.01.2023, Stodoła, Warszawa)

Napisał: Jarek Kosznik

23 stycznia w warszawskim klubie Stodoła odbył się długo wyczekiwany, kolejny na trasie koncert amerykańskich legend szeroko pojętego metalcore'u, zespołu Trivium. Oczekiwanie na ich koncert trwało dosłownie w nieskończoność czego najlepszym dowodem jest fakt, że bilet na ten występ kupiłem... we wrześniu 2020 roku! Powyższe niezwykle interesujące wydarzenie pierwotnie miało się odbyć 13 grudnia 2021 roku, niemniej ze względu na nie do końca wyjaśnione okoliczności (mam swoją teorię, ale zachowam ją dla siebie), zostało przełożone, a skład supportów został całkowicie zmieniony. 

 

Zimowy poniedziałek nieszczególnie zachęcał do dalszych podróży, jednakże nie zraziło to fanów ciężkich brzmień z Polski i Europy, którzy dość tłumnie w ilości około 1000 osób zawitali do legendarnej warszawskiej sali koncertowej. Sam klub przeszedł pewne renowacje wnętrza, co doprowadziło, że klimat i atmosfera w klubie zmieniła się od mojej ostatniej wizyty sprzed 8 lat. Nie czuć już tutaj takiego ducha minionych lat, co w sumie nie jest wadą. Stanowisko z merchem zespołów było dość obfite w koszulki, ale zabrakło tutaj większej ilości płyt na co mocno liczyłem. Wielu fanów Trivium, w tym ja, liczyło na nieco dłuższą setlistę zespołu Trivium ze względu na ich ogromny sentyment i sympatię do Polski, pomimo, że są oni jednym z dwóch headlinerów tej trasy obok Heaven Shall Burn, co sprawiło, że długość ich setlist na poprzednich występach była krótsza niż zwykle. Jak wypadły wszystkie zespoły występujące tego wieczoru ? Jaka była reakcja polskich fanów?

Ponad pięciogodzinny wieczór z ciężkimi brzmieniami rozpoczął około godziny 18:15 brytyjski Malevolence, grający szeroko pojęty nowoczesny metal. Na początku dość specyficzna akustyka hali dała o sobie znać, a perkusja była zbyt głośna, niemniej inżynierowie szybko ogarnęli temat i wszystko brzmiało już w sposób wyważony. Krótki 25 minutowy występ Brytyjczyków był całkiem ciekawy, nie brakowało mocnego depnięcia w stylu bardziej nowoczesnej Pantery, jak i pięknych balladowych fragmentów z dobrym, nietuzinkowym wokalem Konana Hall'a i ładnymi solówkami w utworze „ Higher Place” gdzie zespół porwał właściwie całą publiczność do wspólnej zabawy. Drugim supportem były legendy death metalu z Florydy czyli Obituary. Nie do końca rozumiem kto wpadł na pomysł by na jednym koncercie występowały razem tak skrajnie stylistycznie zespoły. Ponad 45 minutowy występ Amerykanów, choć technicznie dobry nie przypadł mi w ogóle do gustu, tak jak i sporej części fanów, którzy w tym czasie dość licznie odwiedzali bary i stanowisko z merchem. Około godziny 19:50 nadszedł czas na występ jednego ze współorganizatorów trasy czyli niemieckich legend melodic death metalu Heaven Shall Burn. Na płycie nie było już właściwie miejsca gdyby ktoś się spóźnił. Panowie dali porządny, około 70 minutowy koncert gdzie nie zabrakło ich najbardziej znanych utworów, potężnej dawki melodii i ciężaru, a dobry kontakt z publicznością jeszcze dodatkowo podkręcił atmosferę występu.

Po tych trzech mocno zróżnicowanych występach przyszedł na czas „danie główne” wieczoru czyli koncert Trivium, który rozpoczął się około godziny 21:40, intrem składającym się z „Run to The Hills” Iron Maiden i „The End of Everything” z albumu „Ascendancy”, po czym kurtyna runęła w dół wraz z początkiem legendarnego już kawałka „Rain”. Ku mojemu ogromnemu zadowoleniu panowie zagrali aż 14 utworów (kolejno „Rain”, „Pillars of Serpents”, „Strife”, A”mongst The Shadows and The Stones”, „Sever The Hand”, B”ending The Arc to Fear”, „Suffocating Sight”, „Down From The Sky”, „Beyond Oblivion”, „Like a Sword Over Damocles”, „To The Rats”, „The Heart From Your Hate”, „In Waves” i „Pull Harder On The Strings of Your Martyr”), pokazując jak ważnym miejscem jest dla nich Polska. Lider zespołu Matt Heafy wielokrotnie wdawał się w dyskusję z fanami , mówiąc po polsku i żartując sobie na rożne sposoby. Zespół pokazał niesamowity kunszt, umiejętności i wytrzymałość, grając tak wiele szybkich numerów na jednym koncercie, a ja niemalże oszalałem z radości gdy okazało się zagrają legendarny „Suffocating Sight” z mojego ulubionego „Ascendancy”. Generalnie rzecz ujmując zagrali oni cały przekrój swojej kariery, ze sporym naciskiem na szybkie i ciężkie numery. Publiczność dała świetnie radę, śpiewając właściwie wszystkie utwory, będąc w ciągłym ruchu. Trivium byli jak zwykle mocno zadowoleni ze swoich polskich fanów.

Dużym minusem tego wydarzenia, a być może nawet nowym niepokojącym post-pandemicznym trendem (?) był całkowity brak możliwości spotkania chociaż jednego muzyka występującego tego wieczoru w Stodole, w celu rozmowy czy zrobieniu zdjęcia. Nie wiem czy to była decyzja organizatora, ale tak czy siak brakuje mi w obecnej rzeczywistości po koncertowych spotkań z zespołami. Generalnie wyjazd do Warszawy uznaje za bardzo udany, świetnie się bawiłem i liczę, że nie będę musiał czekać na kolejny równie interesujący koncert następnych czterech lat!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz