sobota, 24 marca 2012

Weekend Węgierski II: Wisdom w niewielu słowach

Nie sądzę, żeby były jakieś osoby, które słuchając metalu nie zetknęły się z legendarnym niemieckim Blind Guardianem czy równie ważnym Helloweenem. Wspominam o tych kapelach nie bez powodu, węgierski Wisdom brzmi bardzo podobnie, ale nie jest bynajmniej jakąś bezmyślną kopią kultowych w pewnych kręgach grup…

Wisdom powstał w 2001 roku, jak mówią muzycy grupy – bez wyraźnego planu na przyszłość i celu. W miarę pisania utworów, powstała postać Mądrego Człowieka (w oryg. Wiseman), który przetacza się na każdym albumie. Debiutowali epką wydaną w 2004 roku i zatytułowaną po prostu „Wisdom”, a następnie zostali zauważeni przez magazyn Metal Hammer. 6 listopada 2006 roku premierę miał ich pierwszy pełnometrażowy studyjny krążek – „Words of Wisdom”, który został zrealizowany z pomocą fińskiego studia Finnvox Studios.
W grudniu 2007 roku wydali epkę „At the Gates”. Drugi album studyjny zatytułowany „Judas” miał swoją premierę dopiero w kwietniu 2011 roku, gdyż do 2010 roku został borykał się z pewnymi komplikacjami. Grali przed takimi grupami jak: Iron Maiden, Judas Priest, Heaven And Hell, Europe, Helloween, Stratovarius, Saxon, Doro czy Udo.
Obecny skład Wisdom obejmuje: Gábora Nagy na wokalu, Gábora Kovács na gitarze, Zsolta Galambos na gitarze, Mátéa Molnár na basie oraz Balázsa Ágota na perkusji.

  1. Words of Wisdom (2006)

Ktoś kto tęskni za dawnym Helloweenem z okresu Michaela Kiske i Kai Hansena powinien być zadowolony – już od pierwszego numeru „Holy Vagabonds” słychać podobieństwa. Wprawne ucho wyłapie nawet podobieństwa do Rapshody Of Fire (czy jak oni tam się teraz nazywają), ale są na szczęście drobne. Utrzymane w szybkich, melodyjnych tempach gitarowe riffy i wysokie, ale nie przesadzone wokale czekają w każdym numerze. Długości kawałków są przystępne, nie ma dłużyzn i mielizn, brakuje jednak epickich suit, choć samej epickości zarzucić nie można. Całość brzmi świeżo i nowocześnie – czy tak brzmiałby Helloween w klasycznym składzie, gdyby nadal nagrywał płyty w takim stylu jak w latach 80? Możliwe, choć szczęka (pozytywnie) opada na podłogę przy utworze „Wisdom”, który może skojarzyć się z… DragonForce – a wszystko za sprawą wspólnie śpiewanego refrenu. Ewidentne nawiązanie do Blind Guardiana to z kolei ballada „Unholly Ghost” – akustyczna gitara, spokojny wokal – no dobra, Helloween też takie momenty miał.
Chwytliwych dźwięków na pewno na niej nie brakuje, na dłuższą metę razi jednak pewna schematyczność i konfekcja. Ocena: 6,5/10 

  1. Judas (2011)

Na drugim albumie jest jeszcze lepszy dźwięk i jeszcze bardziej Helloweenowo i epicko (co w tym przypadku punktuje na korzyść wydawnictwa). Słychać postęp nie tylko w kwestii tworzenia muzyki, jakiś odrobinę bardziej własny styl, ale także różnicę w wokalu, który choć podobny jest troszkę inny (bardziej przypominający Kiske i Hansena). Nadal nie szarżują długościami, więc żadnej suity nie należy się spodziewać. Riffy, tła i ogólny kształt utworów może się wydawać znajomy, ale nie przeszkadza to w przyjemnym słuchaniu. Nie jest to na pewno nic odkrywczego, ale w swojej klasie naprawdę dobre. Weźmy taki „Heaven And Hell” – czy nie przypomina formą instrumentalną i wokalizami Edguya lub Avantasii? A jednocześnie brzmi bardziej świeżo od ostatniej płyty Edguya „Age of the Joker”?
Jest naprawdę niewiele grup tzw. trzeciej generacji power metalu (czyli grup powstałych po 2000 roku), które potrafią świeżo podać klasyczny power metal i zadowolić wybredne uszy. Myślę, że obok szwedzkiego Bloodbound jest to jedna z najciekawszych grup. Ten album jest tego najlepszym przykładem, bo na pewno jest jeszcze lepszy od swojego poprzednika. Ocena: 7/10  

Wady? Śpiewają po angielsku i brzmią zbyt podobnie do wielu tego typu zespołów, a zwłaszcza tych uznanych. Brakuje tu wyróżnika, że są z Węgier, a jednak jest to węgierska kapela, którą warto posłuchać, może komuś się spodoba na tyle, że zostanie w odtwarzaczu na dłużej.


1 komentarz:

  1. Zespołom wydaję się, że śpiewanie po angielsku przyniesie im natychmiastowy międzynarodowy sukces. Ja zawsze uważałam, że śpiewanie we własnym języku ma większy sens.

    OdpowiedzUsuń