sobota, 17 marca 2012

Trans-Syberia - 1/h EP (2012)



6 marca w gdyńskiej Desdemonie podczas wspólnego koncertu z Tundrą miała miejsce premiera płyty „1/h” Trans-Syberii. Wydana na standardowym krążku cd i na od dawna wycofanej z powszechnego użytku, ale ciągle nieśmiertelnej… kasecie magnetofonowej.

Poetycka relacja z koncertu, będąca raczej zbiorem luźnych przemyśleń i skojarzeń nie wszystkim przypadła do gustu. „Leśmian się znalazł! Żadnych konkretów, dno” – huczał jeden z komentarzy, którego ostatecznie nie zamieściłem. Zgodzę się, że konkretu zabrakło, ale tak naprawdę to trzeba sobie zadać pytanie: czym jest konkret? Dla mnie jest to jedno z tak zwanych pojęć względnych – dla każdego konkret bowiem będzie czymś innym (i nie mówimy tu o pojęciu słownikowym). Dla jednych może to być konkretne sprecyzowanie gatunkowe, podanie innych, zbliżonych reprezentantów lub dokładne opisanie każdego dźwięku z osobna. Uznałem jednak, że forma dygresyjna, taka właśnie „poetycka” najlepiej odda kształt, klimat, emocje, ale także jakiś wewnętrzny zamysł takiej muzyki.

Nie zamierzam ukrywać, że nie słucham takiej muzyki na co dzień i nie należy do moich faworytów. Ktoś pewnie zapyta, czy to w ogóle jeszcze jest muzyka. No jest, mocno minimalistyczna, eksperymentalna, ale jak najbardziej muzyką jest. Muzykę takich grup jak Trupwzsypie, Tundra czy wreszcie Trans-Syberii, najlepiej określają trzy słowa, które były tytułem tomiku prozatorskiego jednego z moich najbardziej ukochanych pisarzy i poetów Mirona Białoszewskiego, a mianowicie „szumy, zlepy, ciągi”.

Nie epatuje się tutaj ciężkimi dźwiękami gitarowych riffów, wymyślnymi strukturami czy skomplikowanymi melodiami. Nie będziemy też nucić utworów zawartych na tej płycie pod nosem, raczej byłoby to trudne. Są tu dźwięki złożone z szumów, zgrzytów z samplera, delikatnych bitów, czasem uderzenia perkusji czy chrzęstu drone’owej gitary.
Nawet słuchając tego materiału poza koncertem ma się wrażenie „tu i teraz” – jakby muzyka była tworzona w czasie rzeczywistym, a nie odtwarzana z jakiegoś nośnika. Ciągłość jest tu też inna, nie należy utworów rozpatrywać jako pojedynczych dzieł, a raczej jako jeden długi utwór, podzielony jedynie na jakby części. Z tych samych powiązań i wzajemnych przenikań wychodzą tytuły, które są takie, ale równie dobrze mogłyby być inne, lub też mogłoby nie być ich wcale, albo zostać zastąpione cyframi.

Założenie takiej muzyki jest też zupełnie inne, niż takiego alternatywnego rocka, jakim Krzysiek Wroński i Asia Kucharska pałają się na co dzień – a mianowicie wywołać określone emocje i stany świadomości, u każdego inne. U mnie skojarzenia i pojawiające się obrazy przybierają formą poetycką, pewnego dygresyjnego dyskursu. Zresztą jest to muzyka bardzo poetycka – dla ludzi, którzy naprawdę potrafią muzykę odbierać całym sobą, a nie tylko uchem, przez które wleci i wyleci i w dodatku nic nie zostanie.

Z całości wyróżnia się „Sztokholm”, który na lekkim spokojnym basie, mglistych bitach unoszących się w przestrzeni płynnie przechodzą w dłuższy, bardziej posępny i mroczny „Lód”. Kawałek „Lód” idealnie pasowałby jako ścieżka dźwiękowa do fantastycznej książki Jacka Dukaja pod tym samym tytułem. Słuchając tego kawałka można nawet odnieść skojarzenia z muzyką Hansa Zimmera z genialnego filmu „Incepcja” Christophera Nolana, który zresztą byłby idealnym reżyserem ekranizacji książki Dukaja (spoilerować nie będę, ale pewna postać, ważna dla historii opasłej powieści następcy Stanisława Lema, pojawiła się u Nolana w filmie „Prestiż”). Kolejne płynne przejście wprowadza nas do trwającego niemal półgodziny utworu tytułowego. Najciekawsze, że przez cały ten czas absolutnie nic się w nim nie dzieje, tylko szum, który właściwie nic się nie zmienia. Taki ściszony klekot transsyberyjskiej kolei to domena tego utworu, a nawet całej płyty.

Nie będzie to płyta łatwa dla zwykłych słuchaczy, ale warto spróbować czasem czegoś innego i przebić się przez ten materiał. Na pewno nie będzie to spotkanie łatwe. Muszę jednak zauważyć, że większe wrażenie wywołuje Trans-Syberia na żywo, bo to muzyka bardzo nieefektowna, zresztą na koncercie miało się też wrażenie większego urozmaicenia.
Tak naprawdę album zasługuje tylko na tróję, ale mając w pamięci występ w Desdemonie zyskuje dodatkowe pół punkta. Nie pozostaje mi też nic innego jak polecić posłuchanie nie tylko tego wydawnictwa, ale także wybranie się na koncert, które na pewno jeszcze będą miały miejsce.

Ocena: 3,5/5

Płytę można posłuchać i ściągnąć z bandcampu Trans-Syberii.

1 komentarz: