czwartek, 5 maja 2011

Revoker – Revenge for the Ruthless (2011)


W lutym opisałem zjawisko neothrash metalu , czyli nowoczesnego spojrzenia na klasyczny metal lat 80 próbując dowieść, że Metallica się wypaliła i powinna odejść. Opisane tam zespoły (Full Blown Chaos, Warpath i Lazarus A.D), wraz z dwoma tekstami o grupie Onslaught miały stanowić gwoździe do trumny twórców heavy/thrash metalu. I oto pod koniec kwietnia nakładem Roadrunnera wyszedł bardzo obiecujący, choć na pewno nie odkrywczy, debiut grupy Revoker, który jest kolejnym gwoździem do tej trumny. Młodość, buntowniczość, świeżość spojrzenia i masa doskonałych pomysłów, agresywne i groźne wygrażanie pięścią skierowane przeciwko Wielkiemu Kwartetowi.
Oto recenzja poświęcona debiutanckiemu wydawnictwu zespołu, który podobnie jak wymieniane wcześniej formacje walczy o schedę i tron po Metallice.
            Revoker powstał w Walii z inicjatywy dwóch przyjaciół: - gitarzysty i wokalisty Jamiego Mathiasa i gitarzysty Chrisa Greena, którzy podobno grali ze sobą od 13 roku życia.
Dokooptowali do kompletu swoich szkolnych kolegów: basistę Shane’a Philipsa i perkusistę Jacka Pritcharda. Ich utwór „Stay Down”, opisywany przez Greena następująco: „To kawałek o weekendzie w naszym rodzinnym mieście. Wychodzisz do pubu, wypijasz kilka piwek i zaczynasz utarczki ze znajomymi, to świetna zabawa…(...) Nosimy długie włosy, kochamy ciężką metalową muzę i nie gramy w rugby.” usłyszał producent i muzyk grupy Skindred, Benji Webb i zaproponował im nagranie profesjonalnego materiału. Pod jego kierunkiem w Nott-In-Pill Studios Revoker zarejestrował epkę, która wraz z koncertami obok Skindred i Soulfly zainteresowała wytwórnię Roadrunner. Podpisany w lipcu 2010 kontrakt pozwolił wydać pierwszy, pełnowymiarowy album, który ukazał się pod koniec kwietnia tego roku.
            Styl w jakim obraca się grupa to klasycznie pojęty heavy/thrash metal z domieszką grunge i groove metalu. Mathias mówi o muzyce na debiucie tak: „Nie podążamy za trendami i jesteśmy z tego dumni. Gramy to, co lubimy, to, co daje nam kopa.” a Green dorzuca: „To trochę jak granie używanymi kartami.” Przyjrzyjmy się zatem używanym kartom Revokera:
            Otwierający płytę utwór „Time to die” to uderzenie z grubej rury w stylu późnego Testamentu czy dzisiejszego Overkilla z ewidentnie stonerowym szorstkim wokalem ocierającym się momentami o harsh. Drugi utwór, to wspomniany już  „Stay Down”, który mógłby znaleźć się w repertuarze Nirvany, Testamentu, a może nawet Metallici. Bardzo dobry, szybki, surowy, a jednocześnie bardzo melodyjny i przebojowy kawałek, który zapewne świetnie sprawdza się na koncertach. Trzeci jest „Psychoville” – który brzmi jak wyjęty z repertuaru Black Label Society. W nim też mocno słychać groove, a nawet metalcorowe inspiracje grupy (Killswitch Engage? Bullet For My Valentine?).
            Kolejny jest „All Rise” – w którym nie zwalniamy tempa ani na sekundę. Mimowolne skojarzenia z debiutem Black Water Rising czy wspomnianym już BLS, z dodatkiem niemal growlowanego wokalu… „Hate Inside” to piątka – znów skojarzenia z BLS, BWR i Metallicą (tylko jest brudniej i naturalnie kawałek przefiltrowany przez groove metal), podobnie jest w szóstce, kawałku zatytułowanym „Thief”. Numer siódmy to „Cold Embrace” utrzymany dokładnie w tych samych klimatach, nieco tylko wolniejszy i bardziej płynący od pozostałych z mięsistym środkiem ocierającym się o metalcore i death metal. I do tego znów skojarzenia z BFMV…
            Pod dziwnie znajomym tytułem ukrywa się numer ósmy („The Great Pretender”) - czysty metalcore w rodzaju Full Blown Chaos, który mógłby być zarówno utworem Metallici, jak i Testamentu czy Overkilla. Przebojowy „Nature of The Beast” to dziewiątka - coś w stylu wczesnej Metallici (tylko potężniej i bardziej surowo zagranej… znów ten groove), Testamentu z połowy lat 90 czy BFMV. Najkrótszy na płycie „Don’t want it” – niemal punkowy kawałek podkręcony do metalcorowych, groove’owych obrotów. Majstersztyk. Przedostatni jest „Not be moved” – ponownie nieco wolniejszy, bardziej pochodowy, stonerowy, a ostatni świetny „Born to be an outlaw”.
            Podsumowując, nie jest to, jako się rzekło, granie odkrywcze, ale w swojej klasie bardzo dobre i interesujące, zwłaszcza dla wielbicieli brudniejszego metalu. Utwory są agresywne, energetyczne i niepozbawione przebojowości. Dużą zaletą są też długości poszczególnych kawałków (większość zamyka się w trzech minutach z sekundami), dzięki czemu nie ma dłużyzn, a całości słucha się bardzo przyjemnie. Licząc, że na tym wydawnictwie historia grupy Revoker i bojowniczo nastawionych do grania muzyków zespołu, się nie skończy, daję mocne 8,5/10.


Odnośniki do poprzednich gwoździ do trumny Metallici:
http://lupusunleashed.blogspot.com/2011/02/back-to-80s.html

http://lupusunleashed.blogspot.com/2011/02/powrot-z-ciemnosci-onslaught.html

http://lupusunleashed.blogspot.com/2011/02/recenzja-onslaught-in-search-of-sanity.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz